Tadeusz Kosela znany jest w okolicy. Póki żyła jego rodzina, mężczyzna prowadził swoje gospodarstwo i zajmował się ziemią, która jego własnością jest do dzisiaj. Jak wylicza, ma 11 hektarów pola i około trzech - lasu. Mieszka teraz jednak nie w domu, a w rozpadającym się szałasie, otoczony wielkimi ilościami śmieci. Towarzyszą mu półdzikie psy, których wielka do niedawna wataha zagrażała ludziom.
Odebrali psy
- Dwoje inspektorów pojechało na miejsce i stwierdziło, że na nieogrodzonym terenie wałęsa się wataha psów - relacjonuje Artur Uchański, powiatowy lekarz weterynarii w Busku-Zdroju. - Psy nie były szczepione, są niebezpieczne, groźne, zagrażają mieszkańcom. Można było je traktować jako zwierzęta bezdomne, bez opieki - dodaje. Powiatowy lekarz weterynarii zawnioskował więc o interwencję do burmistrza Buska Zdroku, ale reakcji się nie doczekał. Tymczasem stado cały czas się powiększało, aż przed szałasem pana Tadeusza biegało 29 zwierząt.
W końcu sygnał o warunkach, w jakich żyją psy, trafił do krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, które natychmiast podjęło interwencję.
Po wielogodzinnych namowach udało się odebrać mężczyźnie wszystkie szczeniaki oraz większość dorosłych psów. Zostawiono tylko trzy dorosłe samce.
Urzędnicy swojej opieszałości w sprawie psów tłumaczyć nie chcą. - Nie ma co wracać do tych wydarzeń, które już minęły - mówi Henryk Radosz, zastępca burmistrza Buska-Zdroju. - Dla mnie większym problemem jest w tej chwili sprawa tego pana - dodaje.
"Chcą okraść, zgnoić, zamordować"
Dzięki pomocy TOZ urzędnikom udało się załatwić problem stada psów Tadeusza Koseli. Jemu samemu dużo trudniej zapewnić godziwe warunki życia.
Panu Tadeuszowi za mieszkanie służy prowizoryczna, zbudowana ze szmat i desek, buda. - Z misiami spałem. Teraz nie będę, bo się zaśmierdziało - mówi dziennikarzowi UWAGI!. Obok szałasu ma też niewielki kontener, który po brzegi wypełniony jest starymi ubraniami i kołdrami. Pan Tadeusz ma plan, by przystawić do niego drabinę i spać na samej górze składowiska.
Skąd ma pieniądze na życie? - Mam 420 zł z KRUS-u, ale co trzy miesiące dostaję też prawie 300-400 zł - wylicza. Ziemi swojej wydzierżawić nie chce, bo uważa, że zostanie oszukany. - Chcą okraść, zgnoić, zamordować - mówi.
Jak mu pomóc?
- Zawsze w okresie zimowym pracownik socjalny jedzie do niego do tych szałasów, bardzo często zabiera ciepłą zupę i jedzenie - mówi Renata Szymańska-Gałązka, dyrektor Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Busku-Zdroju i dodaje, że zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest to rozwiązanie problemu. Mogłoby nim być przeniesienie się do ośrodka pomocy społecznej, ale na to pan Tadeusz zgodzić się nie chce. - Na wszystkie nasze propozycje odpowiedź zawsze jest negatywna - mówi i deklaruje, że do najbliższej zimy chce znaleźć wyjście z sytuacji.
- Rozmawiałam z nim w zeszłym tygodniu i bardzo go namawiałam, żeby skorzystał z domu pomocy społecznej z własnej woli. Jeżeli nie, będziemy musieli włączyć sąd do tej sprawy - mówi Renata Szymańska-Gałązka. Ten ostatni krok to jednak ostateczność. - Chcielibyśmy, żeby to była jego decyzja - deklaruje.
Pan Tadeusz jednak ani myśli o przeprowadzce. - Ośrodek to będzie o tutaj, piętro niżej - mówi, pokazując ziemię.
Co o sprawie pana Tadeusza uważa ekspert?
TVN UWAGA! 1536257