Kierowca seicento Sebastian K., który brał udział w wypadku z rządową limuzyną premier Beaty Szydło, zgodził się po raz pierwszy publicznie opowiedzieć o swojej wersji wydarzeń z 10 lutego. W rozmowie z dziennikarzem UWAGI! mówił m.in. o tym, że nigdy nie przyznał się do winy, a także że nie słyszał sygnałów dźwiękowych nadjeżdżającej kolumny oraz że "poczuł się, jakby był pionkiem w tej całej grze" i "jakby już był skazany".
W czwartek do tych wypowiedzi odniosła się w TVN24 Beata Szydło. Według niej zarówno ona, jak i Sebastian K. stali się ofiarami tego wypadku, a także "ofiarami rozgrywki politycznej".
- Pan Sebastian został w to wciągnięty nie z własnej woli przez polityków Platformy, którzy uznali, że nie ma żadnych granic, że można każdy temat wykorzystać do tego, aby zbić kapitał polityczny - stwierdziła w rozmowie z Bogdanem Rymanowskim premier. Według niej politycy opozycji zrobili to w "niegodny sposób". - Dla mnie to nie jest do przyjęcia. Nawet w polityce są pewne granice - mówiła i dodała, że "z tego, co słyszała", kierowca seicento przyznał się zaraz po wypadku do winy, a potem zmienił zeznania.
- Chcę uspokoić pana Sebastiana. Postępowanie się toczy i musi się toczyć. Ja również zeznawałam w prokuraturze - stwierdziła. Zapewniła, że nie ma do nikogo pretensji. - Tak to jest w życiu, że kolizje się zdarzają, wypadki się zdarzają. Życzmy sobie, żeby jak najszybciej ta sprawa została zamknięta - powiedziała.