Szkocja dobra na własny biznes

TVN UWAGA! 134402
Rodzina Korzeniowskich zdecydowała się na wyjazd do Szkocji. Chcieli być razem ze sobą, a w Polsce nie mieli takiej możliwości. Pani Joanna pracowała w Warszawie, jej rodzina mieszkała w Poznaniu. Wybrali Glasgow. Zaczynali od pracy w hotelach. Po trzech latach dorobili się własnego sklepu i restauracji. Młodszy syn Korzeniowskich świetnie radzi sobie w liceum, a starszy za rok kończy studia na dwóch kierunkach uniwersytetu w Glasgow. Czy dziś chcieliby wrócić do Polski?

Przed wyjazdem do Szkocji Korzeniowscy prowadzili restaurację w Polsce. Pięć lat temu musieli ją zamknąć, bo mimo pogarszającej się sytuacji w kraju miasto narzucało na nich coraz większe opłaty. Przez osiem lat pani Joanna dojeżdżała do pracy z Poznania do Warszawy. - Było to bardzo męczące. Mama wyjeżdżała w poniedziałek rano, wracała w piątek wieczorem. W sumie wychowywaliśmy się z ojcem – mówi Bartek Korzeniowski. Teraz Korzeniowscy mieszkają, studiują i pracują w tym samym mieście. Całą rodziną wyjechali do Glasgow, miasta w centralnej Szkocji. - Wystarczająco długo byliśmy osobno. Na tę decyzję wpłynęła choroba mojego ojca. Przewartościowałam wszystko i stwierdziłam, że chcemy być razem - mówi Joanna Korzeniowska. W Glasgow Korzeniowscy otworzyli kawiarenkę Vienna. Zdaniem Krzysztofa Korzeniowskiego tu biznes prowadzi się łatwiej - Brytyjczycy są nastawieni pro. Jak chcesz coś otworzyć, to znaczy, że nie będziesz na zasiłku, a jeszcze komuś dasz pracę. Tu po prostu się coś otwiera, nikt nikogo o nic nie pyta. Jest miesiąc czasu na zarejestrowanie się, pierwszy podatek płaci się po półtora roku. Tu naprawdę są zadowoleni, że ktoś robi coś sam i nie pobiera pieniędzy od państwa na zasiłki – mówi Krzysztof Korzeniowski. Klientami kawiarenki Vienna są głównie Szkoci i Anglicy. Wielu z nich to stali klienci. - Przychodzimy tu, bo jest tu bardzo dobra atmosfera. Wszystko jest dobrze podane. Właściciele są bardzo mili. Bardzo lubimy przychodzić tu na kawę i ciastka. Jest tu bardzo dobry standard – mówi klient. Państwo Korzeniowscy prowadzą w Glasgow również polskie delikatesy. Kieruje nimi pani Joanna, a pomaga jej młodszy syn Jacek. Ich delikatesy funkcjonują od trzech lat. Wszystkie towary sprowadzane są samochodami z Polski, a wypieki pochodzą z polskiej piekarni w Glasgow. Właściciele dbają, by wszystko było na jak najwyższym poziomie. Jacek, młodszy syn państwa Korzeniowskich, uczy się w lokalnym liceum. To szkoła, w której 30 procent uczniów stanowią emigranci. Chłopak zaskoczył nauczycieli swoją wiedzą, która w niektórych przedmiotach przewyższała jego rówieśników nawet o dwa lata nauki. Starszy brat Jacka, Bartek, studiuje socjologię i politologię na uniwersytecie w Glasgow. Nie zamierza długo pozostać w Szkocji. Planuje powrót do Poznania zaraz po skończeniu studiów. - Źle mi się tutaj żyje. Nie potrafiłem się zaaklimatyzować. Wolę Polskę. Przyjechałem tu jako młody człowiek, znający język, więc właściwie powinienem wypłynąć, znaleźć, znajomych, ale tak się nie stało. Nie potrafiłem wytworzyć przyjaźni, które by mnie tu trzymały. A w Polsce są tacy ludzie, z którymi potrafimy usiąść, mieć tematy i doskonale się rozumieć – wyjaśnia Bartek. Państwo Korzeniowscy nie wykluczają w przyszłości powrotu do Polski. Choć nie twierdzą, że za granicą wszystko przychodzi łatwo, to mimo mankamentów udało im się.Już za tydzień w cyklu Uwaga, bo nie wrócą! historia kolejnej rodziny. Sebestowie mieli w Polsce mieszkanie, samochód, pracę. A jednak czegoś im brakowało. Wyjechali do Szkocji i zaczęli wszystko od nowa. Czy są szczęśliwi?

podziel się:

Pozostałe wiadomości