Świętą wojnę toczą w Krakowie najsłynniejsze polskie kluby piłkarskie – Wisła i Cracovia. Tym razem bezapelacyjnie wygrała Wisła – bramkarz Cracovii musiał trzy razy wyjmować piłkę z siatki, jego kolega po przeciwnej stronie boiska nie miał tej nieprzyjemności ani razu. Następny mecz – na wiosnę. A jak było wcześniej? Derby Krakowa dla wszystkich innych to zwykły mecz piłki nożnej, ale dla mieszkańców stołecznego królewskiego miasta coś znacznie więcej. Odkąd w latach dwudziestych minionego wieku obrońca Cracovii Ludwik Gintel krzyknął do swoich kolegów ”chodźmy panowie na tę świętą wojnę”, o meczach Wisły i Cracovii nie mówi się inaczej jak właśnie ”święta wojna”. Pierwszy derbowy mecz rozegrano pod Wawelem jeszcze w czasie zaborów. Wynik był remisowy. Później również obie drużyny szły łeb w łeb, sprawiedliwie dzieląc się zwycięstwami i porażkami. Nawet w czasie wojny nie zaprzestano pojedynków. Rok 1943 był szczególnie dramatyczny. Mecz rozegrano na boisku, gdzie dziś stoi hotel Forum. Spotkanie skończyło się bójką, a walczący tłum dotarł pod siedzibę SS. Przed wywózką do obozu uchronił kibiców komendant SS, który sam był kibicem. Tuż po wojnie, w 1948 roku doszło do jednego z najważniejszych meczów. Wtedy Cracovia po raz ostatni zdobyła mistrzostwo Polski. W późniejszych latach derby były coraz bardziej zażarte. Choć Cracovia spadała do coraz niższych lig, a Wisła zdobywała kolejne tytuły mistrzowskie, wyniku derbowych meczów nigdy nie dawało się przewidzieć. Bo derby muszą być co roku – niezależnie od tego, w której z lig znajdują się obie drużyny, co roku w pierwszą niedzielę stycznia toczy się święta wojna. Do lat 80. derby były w Krakowie prawdziwym świętem. Na mecze przychodziły całe rodziny, nie było burd na trybunach, ani po meczach. Niestety, później święta wojna przestała być święta. Derby w Krakowie kojarzono nie ze sportem, a z brutalnymi zadymami. W ruch szły noże i tasaki. Ginęli młodzi ludzie. Trzeba było aż śmierci papieża, by kibice choć na chwilę zakopali wojenne topory. Być może mecz rozegrany we wtorek stanie się przełomem. Po raz pierwszy po wojnie obydwie drużyny mają szansę na mistrzostwo. Może święta wojna z powrotem stanie się wojną sportową, a nie tylko chuligańską. Przez następne pół roku w Krakowie rządzi Wisła, która dzięki temu zwycięstwu wysunęła się na czoło tabeli. Cracovia ma jednak wciąż szansę na wygranie ligi, a po tak podrażnionej ambicji będzie jeszcze podwójnie zmotywowana.