42-letnia Katarzyna Kowalczyk od urodzenia ma zdeformowaną twarz. Choroba genetyczna odcisnęła piętno także na jej wzroku, który znacznie się pogorszył po urodzeniu dziecka. Po wielu operacjach cztery lata temu straciła go całkowicie. Teraz cierpi podwójnie - nie dość, że musi zmagać się ze swoją niepełnosprawnością, to jeszcze przyszło jej walczyć z urzędniczą bezdusznością.
"Obawiali się, że mogę stracić wzrok"
Informacja o tym, że nie będzie już widzieć, przytłoczyła panią Katarzynę. - Lekarze powiedzieli, że nic się z tym nie da zrobić, prawdopodobnie trzeba będzie usunąć oko - wspomina pani Katarzyna. I chociaż chwile po utracie wzroku były dla niej bardzo trudne, kobieta postanowiła dla swojego syna zmobilizować się do walki o normalne życie.
- Seweryn, jak był mały i obudził się w nocy, to ciężko mi było go znaleźć w łóżeczku - wspomina Katarzyna Kowalczyk. Jak mówi, od początku starała się wszystkie czynności przy synku wykonywać samodzielnie.
Pani Katarzyna dość szybko opanowała poruszanie się z laską, obsługę komórki i komputera. Ukończyła kilka kursów. Samotnie wychowuje syna i próbuje wrócić do normalności. To jednak proste nie jest.
Ze znalezieniem pracy pani Katarzyna problem miała nawet wtedy, gdy jeszcze widziała. Jak twierdzi, mogło to być spowodowane jej wyglądem zewnętrznym.
- A jeżeli ktoś się dowiadywał, że mam problemy ze wzrokiem, to już... Nie wiem, może pracodawcy się obawiali, że mogę stracić wzrok - mówi z łzami w oczach.
Wypowiedzenie
Pani Katarzyna pracę znalazła - w 2008 roku została zatrudniona w wydziale zasiłków Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.
- Podobała mi się ta praca, ponieważ była różnorodność spraw, miałam szansę rozwoju. Szybko się uczyłam, byłam zadowolona - wspomina pani Katarzyna i dodaje, że zadowolony był także jej pracodawca. - Byłam doceniana, dostawałam nagrody - mówi kobieta. Gdy jednak po urodzeniu dziecka i utracie wzroku wrócić miała do pracy, usłyszała, że jej stanowisko pracy nie jest przystosowane do jej niepełnosprawności. Niedługo potem otrzymała wypowiedzenie.
- Wystąpiłam do ZUS-u rok przed zakończeniem urlopu wychowawczego z pismem o dostosowanie stanowiska do mojej niepełnosprawności. Po sześciu miesiącach załatwiania sprawy w moim oddziale otrzymałam pismo, że aplikacje ZUS-owskie nie są dostosowane i oni nie mają możliwości stworzyć mi takiego stanowiska - opowiada pani Katarzyna.
Dodaje, że przez cztery tygodnie po powrocie do pracy przychodziła tylko po to, by podpisać listę. Pracować nie była w stanie. - Dostałam do podpisania zakres obowiązków, jakie wykonywałam, kiedy byłam osobą widzącą. Ja tego zakresu obowiązków nie podpisałam, ponieważ nie byłam w stanie tej pracy wykonywać - opowiada. - Przykro mi było, że dostałam to wypowiedzenie. Miałam nadzieję, że ZUS się zachowa inaczej - mówi.
"Ubolewamy"
- Ubolewamy, że doszło do wypowiedzenia umowy o pracę, jednak, niestety, pani, o której rozmawiamy, jest osobą niezdolną do wykonywania obowiązków służbowych - utrzymuje rzecznik ZUS-u Wojciech Andrusiewicz.
Zaznacza, że praca pani Katarzyny to "praca w systemie informatycznym, a praca w tym systemie to praca na aplikacjach". - Z uwagi na fakt, że pani musi w tych aplikacjach na tym stanowisku pracować, koszt dostosowania to jest koszt 14,5 mln zł - podsumowuje Wojciech Andrusiewicz.
- Nie wyobrażam sobie, kim miałaby być ta pani, że trzeba by cały ZUS reformować informatycznie za 14 mln zł - mówi Anna Woźniak-Szymańska, prezes Polskiego Związku Niewidomych. Według niej w ZUS-ie jest tak dużo różnych stanowisk związanych związanych z pracą biurową, bez problemu znalazłaby się praca dla pani Katarzyny. - Z całą pewnością w tak dużym urzędzie są takie prace biurowe, które spokojnie, z oprogramowaniem komputera dla osoby niewidomej, można wykonywać. Myślę, że nie jedna osoba, tylko dużo, dużo więcej - uważa Anna Woźniak-Szymańska.
Była propozycja czy nie?
Zakład Ubezpieczeń Społecznych w czerwcu 2017 wypowiedział pani Katarzynie pracę z winy pracodawcy, tymczasem miesiąc wcześniej prezes ZUS podpisała z Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych porozumienie o… zwiększeniu zatrudnienia osób niepełnosprawnych. Dlaczego więc zabrakło miejsca pracy dla pani Katarzyny?
- Mamy miejsce pracy, pani z tego miejsca pracy nie skorzystała. To była propozycja przejścia do centrum obsługi telefonicznej - mówi Wojciech Andrusiewicz, a potem jeszcze dodaje: - Poprosiliśmy też panią o to, czy może się nauczyć języka Breille'a, być może wtedy się uda znaleźć takie miejsce. Pani odmówiła - twierdzi rzecznik ZUS.
Pani Katarzyna język Breille'a zna, a największym zaskoczeniem była dla niej informacja o propozycji zmiany stanowiska, której nigdzie w dokumentach nie można znaleźć. O jej istnieniu pani Kasia usłyszała od nas.
Sprawę próbujemy wyjaśnić na spotkaniu, w którym uczestniczą zarówno przedstawiciele ZUS-u, jak i pani Katarzyna. - Była to oferta ustna, pani mogła ją w sposób ustny przyjąć, bądź nie. Pani jej nie przyjęła - powtarza jeszcze raz rzecznik ZUS.
- Ja nie otrzymałam żadnej propozycji, nawet ustnej - odpowiada pani Katarzyna i dodaje, że gdyby taka propozycja była, to przyjęłaby ją.
- Pozostaje mi tylko żałować, że pani Katarzyna mówi to dopiero teraz - mówi Wojciech Andrusiewicz.
Potem jeszcze pracownicy ZUS-u przez ponad godzinę przekonują, że nie ma możliwości ani pieniędzy wyliczonych przez nich na dostosowanie dotychczasowego stanowiska pracy pani Katarzyny.
"Ja też chcę mieć swoje życie"
Co w takim razie z porozumieniem, które takie przystosowywanie miejsc pracy do potrzeb niepełnosprawnych miało ułatwiać? Według rzecznika ZUS porozumienie to "niekoniecznie" dotyczy stanowisk dla osób niewidomych. - Ta współpraca jest na bieżąco realizowana – utrzymuje. Sprawdziliśmy. Okazuje się, że chociaż od podpisania porozumienia minęło prawie półtora roku, ZUS nie wystąpił do PFRON-u o dofinansowanie działań aktywizacyjnych.
- Zebraliśmy w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych zapotrzebowanie na pracowników, zebraliśmy zapotrzebowanie m.in. w regionach z fundacji zajmujących się osobami niepełnosprawnymi, czy są osoby, które chcą podjąć zatrudnienie w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Będziemy występować z wnioskami o zatrudnienie takich osób - zapowiada Wojciech Andrusiewicz.
Tymczasem swoją pomoc w znalezieniu zatrudnienia w ZUS dla pani Katarzyny oferuje prezes PZN.
- Jeśli rzeczywiście w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych zupełnie nie będzie pomysłu, to zapraszam do Polskiego Związku Niewidomych. Na pewno coś wymyślimy. To oburzające, że w tak dużej instytucji nie można było znaleźć miejsca pracy dla jednej osoby - mówi Anna Woźniak-Szymańska.
Pani Katarzyna skierowała sprawę do sądu pracy.
- Gdyby nie Seweryn, to pewnie bym tak nie walczyła o tę pracę, tylko siedziałabym w domu i nie chciałoby mi się nigdzie wyjść. Ja chcę być osobą aktywną. Seweryn dorośnie, będzie miał swoje życie, ja też chcę mieć swoje życie - mówi pani Katarzyna.