Bartek Ostałowski osiem lat temu stracił w wypadku obie ręce. Jechał motorem, gdy z bocznej podporządkowanej drogi wyjechał nagle samochód. Chłopak uderzył w barierkę. Przeżył, ale rąk nie udało się uratować.
- Od zawsze wiedziałem, że chcę jeździć i się ścigać. Już będąc małym dzieckiem śledziłem Kuliga, Kuzaja. Jeszcze kończyłem studia, już myślałem, żeby pojechać na Tor Poznań, żeby spróbować się przejechać. Można powiedzieć, że miałem taki jasny cel, na końcu widziałem siebie jako zawodnika startującego w zawodach. I nie bardzo potrafiłem sobie wyobrazić innej opcji. Po wypadku był bardzo duży dyskomfort psychiczny, że rzeczywiście już nie będę mógł jeździć. Myślałem, że straciłem ręce, czyli atrybut kierowcy, więc chyba wszystko się skończyło. To, co czułem po wypadku, to była masakra. Wszystkich rzeczy musiałem zacząć się uczyć od nowa, jak dziecko – opowiada Bartek Ostałowski.
Chłopak od najmłodszych lat marzył o projektowaniu samochodów i ściganiu się za kierownicą szybkiego auta. Jednak po wypadku spełnienie tych marzeń wydawało mu się nierealne.
- Miałem do wyboru: albo zostaję bierny i wszystko będę miał podkładane pod nos, albo wyjdę z tej strefy komfortu. W końcu stwierdziłem, że nie chcę cały czas siedzieć i patrzeć w telewizor, że chcę nauczyć się jeździć, chcę wrócić na studia, chcę po prostu być aktywny – dodaje Bartek.
Chłopak zdecydował, że nie zrezygnuje ze swojej pasji. Sam przygotowywał swój pierwszy samochód, którym zamierzał startować w imprezach sportowych. Musiał od nowa nauczyć się prowadzić auto. Pomagał mu w tym Stanisław Kmiecik, artysta malarz, który urodził się bez rąk.
- On na początku nie dawał sobie rady w wielu kwestiach, ale moja praca polegała właśnie na tym, by go tego nauczyć. Dużo ćwiczył i jak już teraz widzimy, daje sobie z tym radę – mówi Stanisław Kmiecik.
Bartek stopniowo realizuje swoje marzenia, zdobył licencję pilota rajdowego, a niedawno uzyskał licencję profesjonalnego zawodnika startującego w drifcie. Przełomem w jego życiu był pobyt w amerykańskiej klinice, która zajmuje się rehabilitacją osób, po amputacji kończyn. Tam uczył się jak samodzielnie funkcjonować.
- Tam mówią, że to ty masz się za siebie zabrać i masz zrobić wszystko być był samodzielnym i byś to ty mógł jeszcze komuś pomóc. Jak na przykład byliśmy w ogrodzie, to oni nagle do mnie zwracali się z prośbą bym przyniósł grabie, a jak już udało mi się je przynieść, to mówili, żebym im pomógł i grabił z nimi. Tam nie było gotowych odpowiedzi na wszystko, ale szukaliśmy rozwiązań na bieżąco. To mnie nauczyło, że teraz, gdy pojawia się sytuacja, której nie mam przetrenowanej, to muszę stawić jej czoła, coś wymyślić i jakoś sobie z nią poradzić – opowiada Bartek.
Chłopak spotkał na swojej drodze wiele osób, które mu pomogły. Teraz on sam udziela się charytatywnie. Na jednym z torów wyścigowych pokazuje dzieciom niepełnosprawnym intelektualnie, że mogą żyć aktywnie.
- Chodzi o to by do takich osób przyjechała osoba, która przeszła coś podobnego. Do mnie przyjechała Kasia Rogowiec. Ona wtedy była mistrzynią w biathlonie w paraolimpiadzie, miała podobną dysfunkcję, też straciła ręce i pokazała mi, że żyje, że realizuje się w sporcie. I to był dla mnie taki pozytywny „kopniak”. Pojawiło się u mnie takie światełko w tunelu, że rzeczywiście to jeszcze nie jest koniec mojego życia. Teraz to ja chciałbym w ten sposób pomóc komuś – kończy Bartek.