Wybudował dom i od dwóch lat nie może w nim mieszkać

TVN UWAGA! 5191833
TVN UWAGA! 336210
Pan Miłosz wybudował dom, do którego od dwóch lat nie może się wprowadzić. Wielokrotnie obiecywane przyłącze do sieci gazowej wciąż nie jest gotowe. Kolejne terminy są niedotrzymywane, a bez ogrzewania dom nie nadaje się do zamieszkania.

Od dwóch lat nowy dom pana Miłosza Dziaska stoi niezamieszkały. Mężczyzna wziął kredyt i uzyskał pozwolenie na budowę budynku mieszkalnego ogrzewanego gazem. Podpisał też umowę ze spółką gazową, z której wynikało, że gaz będzie podłączony w październiku 2019 roku.

- Ujęcie gazu znajduje się około 100 metrów od domu – podkreśla Dziasek.

Dom pana Miłosza położony jest wśród zabudowy jednorodzinnej w Śremie. Wszystkie sąsiednie działki mają dostęp do gazu. Mężczyźnie wydawało się oczywistym, że przyłącze gazowe do nowego domu będzie prostą sprawą. Gazownia miała poprowadzić dokładnie 115 metrów rury od rozdzielni do działki pana Miłosza. Stało się jednak inaczej - mężczyzna z żoną i dzieckiem wciąż mieszkają w domu rodziców.

- Zastanawiam się, co by się działo w tej sprawie, gdybym ich [spółki gazowej – red.] nie naciskał. Naciskałem ich na każdym możliwym kroku, na każdym możliwym etapie. Od razu jak tylko się zorientowałem, że nic tam się nie dzieje. Straciłem dodatkowe miesiące – ubolewa mężczyzna.

Spółka gazowa, z którą pan Miłosz odpisał umowę, czterokrotnie zmieniała termin przyłączenia nowego domu do sieci gazowej. I tak zamiast zainstalować gaz pod koniec 2019 roku, obiecuje, że zrobi to w marcu tego roku. Opóźnienie wynosi blisko półtora roku.

- Gazownia co kilka miesięcy zapewniała mnie, że podłączenie nastąpi już teraz – w styczniu, w maju, w listopadzie. Za każdym razem, co cztery miesiące, co pół roku otrzymywałem kolejny termin. I nadal gazu nie ma – irytuje się pan Miłosz.

Przez opóźnienie przyłączenia gazu, dom pana Miłosza już trzecią zimę stoi bez ogrzewania. By zapobiec niszczeniu budynku, mężczyzna w minimalnym stopniu ogrzewa pomieszczenie z pomocą butli gazowej. Mimo to nie udało mu się uniknąć strat.

- Musiałem odgrzybiać deskowanie dachu. Robiłem to sam, w zeszłym roku – dwukrotnie. I jeszcze grzyb jest tam widoczny, do końca trzeba go usunąć mechanicznie. Przez to, że dom nadal nie jest ogrzewany grzyb powraca – mówi Dziasek.

Próbowaliśmy ustalić w Polskiej Spółce Gazownictwa, z jakiego powodu doprowadzenie gazu do działki odległej od sieci o zaledwie 115 metrów ma ponadroczne opóźnienie.

Mimo że spółka ma 17 oddziałów, departament komunikacji i nawet rzecznika prasowego, nie znalazł się nikt, kto przed kamerą wyjaśniłby sprawę, o co redakcja prosiła wielokrotnie.

Od rzecznika prasowego Polskiej Spółki Gazownictwa otrzymaliśmy odpowiedzi na piśmie. Rzecznik wyjaśnił, że opóźnienie jest niezleżane od firmy i wynika ze skomplikowanej sytuacji prawnej działek, gdzie ma przebiegać sieć gazowa. Napisał również, że zrobią wszystko, aby termin podłączenia domu pana Dziaska, zapowiadany na koniec marca tego roku, został dotrzymany.

- Rozumiem, że mogą być opóźnienia, nawet, jeśli opóźnienie trwa jeden sezon zimowy, to trudno, coś się wydarzyło. Ale nie, że trwa to kolejne sezony. Ktoś, kto powinien odpowiadać za swoją pracę, kto powinien należycie wykonywać w tej spółce swoje obowiązki, tego nie robi. Wiele razy otrzymywałem tylko słowa, bez jakiegokolwiek pokrycia – wskazuje pan Miłosz.

Dla rzecznika praw konsumentów, opóźnienie leży po stronie pracowników przedsiębiorstwa gazowego, bo źle ocenili możliwości realizacji umowy na danym terenie.

- Rzeczywiście czasami jest tak, że przedsiębiorca podejmuje taką decyzję – zawarcia umowy i zobowiązania się do wykonania przyłącza, mimo że warunki miejscowe mu to uniemożliwiają. Przedsiębiorca, który się do tego zobowiązał, powinien wiedzieć, czy może to zrobić, czy nie. Jeśli nie ma takich instrumentów, przy pomocy których mógłby pokonać wszelkie przeszkody, to nie powinien był zawierać takiej umowy lub zawrzeć umowę ze wskazaniem innego terminu, który będzie realny i możliwy – mówi Małgorzata Rothert, rzecznik praw konsumenta w Warszawie.

- Gdyby nie dziesiątki moich pism, w ogóle by się nic nie wydarzyło. To, co się okazało po moim kontakcie ze starostwem i urzędem w Śremie, to, że Polska Spółka Gazownictwa dopiero zaczynała jakiekolwiek ustalenia, jeśli chodzi o grunty i pozwolenia z miastem, dopiero jak był umowny termin wykonania przyłącza. Dopiero wtedy wykonali pierwszy krok, uderzając do urzędu, żeby załatwiać sprawy prawne i formalne. Czyli przez półtora roku nie zrobili nic. Jestem pewny, że dokumenty po prostu leżały na biurku i czekały na lepsze czasy – podkreśla pan Miłosz.

- Szczęście w nieszczęściu jest takie, że mam możliwość mieszkać z rodzicami. Gdybym miał jednocześnie spłacać kredyt na dom i wynajmować mieszkanie za 1,5-2 tys. zł, to w ogóle tego nie widzę. Koszty by nas przerosły – przyznaje Dziasek.

podziel się:

Pozostałe wiadomości