TUTAJ znajdziesz informacje jak pomóc w odbudowie rodzinnego domu dziecka.
Pani Violetta pochodzi ze Śląska. Rodzinne strony opuściła wiele lat temu, skończyła prawo i osiedliła się pod Warszawą. Najpierw założyła stajnię, ale kilka lat po urodzeniu syna jej życie zmieniło się diametralnie.
- Kiedy syn miał sześć lat to przyszedł do mnie i zapytał, czemu jest sam, dlaczego nie ma rodzeństwa. Powiedziałam, że w życiu czasem tak bywa, biologia nie pozwala, żeby mieć więcej dzieci. 17 lat temu, mój syn poprosił o siostrę. Na Wielkanoc przyszła jedna dziewczynka, potem na Boże Narodzenie przyszła druga. A potem było już 10, 15, 20 dzieci. Jedne odchodziły, drugie przychodziły. I tak się zaczęła przygoda – mama zastępcza na 100 procent – mówi Violetta Bilińska.
W domu pani Violetty mieszkało do tej pory około 30 dzieci. Kobiecie pomaga jej partner.
- Spełniam się. Chociaż jest to kawał ciężkiej roboty. Trafiają do nas dzieci po ciężkich przeżyciach. Póki ma się siły fizyczne trzeba to robić. Nie wyobrażam sobie inaczej.
Dom otoczony miłością
Dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Żyrardowie chwali działalność pani Violetty.
- To jest dom otoczony miłością, zrozumieniem i wsparciem. Pani Viola bardzo dużo sił i energii wkłada w to, żeby dzieci czuły się dobrze. Jak się czegoś pani Violetcie nie uda załatwić, to jednymi drzwiami wyjdzie, drugimi wejdzie. Nie ma dla niej rzeczy niemożliwych – mówi Agnieszka Karwat.
Pani Violetta nie chce tworzyć instytucji, chce, by dzieci czuły się u niej jak w prawdziwym domu.
- Pamiętam taką sytuację. Przyszły do mnie dwie siostry. Jedna z nich nie potrafiła się odnaleźć. Nagle, któregoś dnia ni stąd, ni zowąd wychyliła się i powiedziała: „Mamo tutaj jestem”. I myślę, że ona tak, jak wszystkie dzieci poczuła się dobrze. Myślę, że to jest największy sukces, kiedy one zaufają nam i zrozumieją, że nie jesteśmy jakąś instytucją, tylko mamą, tatą, ciocią. Jeśli mogą tak powiedzieć, to jest największy sukces bycia mamą zastępczą.
O tym, że pani Violetta stworzyła wzorcową rodzinę zastępczą świadczy fakt, że ona i dzieci, którymi się opiekuje stali się bohaterami filmu szkoleniowego dla przyszłych rodziców zastępczych.
Przyczyna pożaru był najprawdopodobniej była usterka komina. Na razie dwanaścioro dzieci trafiło do innych domów dziecka, jednak pani Violetta zapowiada, że zrobi wszystko by wróciły.
- Jeszcze jak płonął dom pani Viola zadzwoniła i zapytała, czy będą musieli rozwiązać rodzinę. Powiedziałam, że zrobię wszystko, żebyście mogli zostać rodziną. Nie chcieliśmy dawać dzieciom kolejnej traumy. Nie wyobrażam sobie, że ta rodzina przestanie istnieć – mówi Agnieszka Karwat.
Przed rodziną kolejne wyzwanie, odbudowa domu, zgłaszają się już pierwsi chętni do pomocy.
TUTAJ znajdziesz informacje jak pomóc w odbudowie rodzinnego domu dziecka.