Spakowali życie do jednej walizki. „Serce i dusza zostały w Ukrainie”

TVN UWAGA! 5311067
TVN UWAGA! 348891
Uciekający przed wojną Ukraińcy mieli tylko chwilę na spakowanie się i ewakuację. W pośpiechu chwytali dokumenty, ubrania, pamiątki. - Wychodziłam z domu tak, jakbym jechała do pracy. Tak na dwa dni. Nawet nie wyobrażałam sobie, że to będzie dłużej – opowiada pani Katia.

Pani Anastazja przyjechała do Polski z Chersonia.

- Gdy wyjeżdżałyśmy, wyły syreny, to był okropny dźwięk. Wszędzie słychać było zgiełk, czuliśmy strach. Wyjechaliśmy, bo zrozumieliśmy, że nie da się tam już zostać – mówi pani Anastazja.

- Syn pyta mnie, kiedy planujemy wracać do domu. Odpowiadam mu, że jutro. Zawsze tak mówię, że jutro wrócimy – mówi pani Katia.

- Miałam pięć minut na zastanowienie się i pięć minut na pakowanie. Oprócz najpotrzebniejszych rzeczy zdążyłam wziąć modlitewnik. Wzięłam, by modlić się do Boga, żeby ocalił wszystkich ludzi, którzy zostali w Ukrainie. A została tam moja mama, tata i babcia – wyznaje pani Swietłana.

Pan Wiktor niedawno skończył 77 lat. Był tancerzem baletowym, dyrektorem teatru, impresariem.

- Czwartego dnia wojny poszedłem do jednostki i poprosiłem, żeby wzięli mnie do wojska. Jestem oficerem w rezerwie, kapitanem. Służyłem w armii, byłem naczelnikiem w sztabie batalionu, mogłem się przydać, uchronić młodych. Spytali, ile mam lat. Kiedy odpowiedziałem, powiedzieli, że jestem wolny – opowiada.

W Polsce pan Wiktor chce pracować jako nauczyciel tańca.

- Pakowałem się całą noc. Zabierałem dokumenty i potrzebne przedmioty. Kiedy trzeba było jechać, ubrałem się i w drogę – dodaje 77-latek.

Wszystkim naszym rozmówcom udało się uciec. Są bezpieczni w Polsce, jednak myślami pozostają w ojczyźnie.

- Zostało to, czego nie można schować do plecaka. Serce, dusza zostały tam – podkreśla pani Anastazja.

podziel się:

Pozostałe wiadomości