- Wypadki drogowe się zdarzają, takie jest życie. Ale żeby tak maskować to wszystko?! To jest niepojęte. Co taki ktoś myślał? Jak on może teraz położyć się spać? To, w jaki sposób on zostawił ciało... Ze zwierzęciem się tak nie robi - mówi bratowa zmarłego, pani Marta. Zwłoki Romana Fiedoruka widziała sołtyska wsi Soce. - Do dziś mam koszmary. Głowa była sina. To wyglądało tak, jakby cień człowieka leżał, a nie człowiek. Wszystko było spłaszczone - opowiada Tamara Leszczyńska.
Poszukiwania
50-letni Roman Fiedoruk wyszedł w czwartek rano z domu. Pojechał rowerem do sklepu i już nie wrócił. - Mama zaczęła się poważnie niepokoić i poprosiła, żebym poszukał brata. Zajechałem do sklepu, tam sprzedawczyni powiedziała, że Romek był u nich w okolicach południa, a potem opuścił sklep i wszystko wskazywało na to, że udał się w kierunku domu - relacjonuje pan Janusz, który zgłosił zaginięcie brata na policji.
Romana Fiedoruka szukali strażacy i wielu mieszkańców. Po dwóch dobach odnaleziono ciało mężczyzny. Po siedmiu - rower i but zmarłego. - Wtedy wiedziałem już, że potwierdziły się najgorsze scenariusze, że nie mam już brata - mówi pan Janusz.
Został przejechany?
Rodzina domyśla się, że Roman zmarł na miejscu, tuż przy leśnej drodze. Tutaj znaleziono szczątki mózgu i kości czaszkowej. Ciało było przeciągnięte i schowane w głębi lasu, w krzakach malin. - Nie mogę się z tym pogodzić! Ktoś przejechał mojego brata, po czym bezczelnie, po chamsku, wziął go jak przedmiot i zaciągnął w krzaki, żeby ukryć ciało i mieć czas na zacieranie śladów - uważa brat ofiary, pan Janusz.
I chociaż w ubiegłym roku na polskich drogach zginęło blisko 3 tys. osób, to ta sprawa jest dla śledczych zupełnie wyjątkowa. - Nie jesteśmy w stanie określić tego na sto procent, ale ja raczej skłaniam się ku poglądowi, że doszło do przejechania - mówi Jan Andrejczuk z prokuratury rejonowej w Hajnówce.
"Chcę spojrzeć w oczy temu komuś"
Sprawca do dziś pozostaje nieznany. Rodzina pana Romana wyznaczyła nagrodę pieniężną za pomoc w jego ustaleniu. Uważa, że apelowanie do człowieka, który w ten sposób potraktował najbliższą im osobę, nie ma sensu.
- Chcę spojrzeć w oczy temu komuś, kto wyrządził nam taki ból, a w szczególności rodzicom, bo nie wiem, jak oni sobie poradzą bez niego - mówi pani Marta. - Romek bardzo pomagał swoim rodzicom. A mamę miał kalekę i ojca staruszka. Był dobrym synem, dbał o nich - podkreśla pani sołtys.
- Gdyby to był nieszczęśliwy wypadek drogowy, nie mieliśmy pretensji. Ale nie po tym, co ten ktoś zrobił! Dla mnie to było morderstwo. Morderstwo! - mówi twardo pani Marta.