Śmierć Polaka w Kanadzie: Policjanci znów będą przesłuchiwani

TVN UWAGA! 136693
Policjanci, którzy śmiertelnie porazili Roberta Dziekańskiego zostaną jeszcze raz przesłuchani po wakacjach. Tragedia na lotnisku w Vancouver już dziś nazywana jest jednym z najważniejszych wydarzeń w najnowszej historii Kanady.

Przesłuchania komisji sędziego Braidwooda, która bada okoliczności śmierci Roberta Dziekańskiego w październiku 2007 r. dobiegały już do końca. Kilkanaście dni temu jeden z jej prawników przedstawił podczas posiedzenia treść mailowej korespondencji dwóch wysokich rangą funkcjonariuszy kanadyjskiej policji. Podważa ona wiarygodność zeznań policjantów. Członkowie patrolu, który przyjechał na lotnisko w Vancouver wezwany z powodu dziwnie zachowującego się pasażera z Polski utrzymywali dotąd, że nie uzgodnili wcześniej taktyki działania wobec Roberta Dziekańskiego, nie planowali również użycia paralizatora. - Mail zdaje się przedstawiać całkiem inną wersję wydarzeń – mówił przed komisją Art Vertlieb, który przedstawił treść korespondencji. - Policjanci rozmawiali w drodze na lotnisko. Ustalili plan działania, zanim tam dotarli. Rozważali użycie paralizatora, jeśli pan Dziekański nie posłucha ich poleceń. Co raczej nie jest zgodne z polityką i szkoleniami w kanadyjskiej policji. Przewodniczący komisji sędzia Thomas R. Braidwood był oburzony, że tak ważny dokument został ujawniony tak późno. Reprezentująca przed komisją rząd Kanady prawniczka Helen Roberts tłumaczyła, że powodem tego było zwykłe przeoczenie. Winę za to zaniechanie wzięła na siebie. Na sali posiedzeń komisji rozpłakała się. - W mojej 25-letniej karierze nie widziałem ani razu, by prawnik płakał – mówi Walter Kosteckij, adwokat Zofii Cisowskiej, matki Roberta Dziekańskiego. - Pani Roberts wzięła na siebie odpowiedzialność. Dostarczono jej dysk z 260 mailami i jak twierdzi ominęła jeden z nich. Ja winiłbym bardziej tych, którzy ten mail napisali. Dlaczego jej go nie dali i nie powiedzieli jak bardzo jest ważny? Dlaczego czekali aż do kwietnia 2009 r., by go przekazać, zamiast oddać go w roku 2007 lub w 2008, zanim jeszcze komisja zaczęła posiedzenia? Przez półtora roku ważny dokument był znany dwóm oficerom Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej. Policji, która dla Kanadyjczyków była dotąd symbolem honoru i uczciwości. Jeszcze trzy miesiące temu rzecznik prasowy RCMP stanowczo bronił funkcjonariuszy podkreślając, że wykonywali oni tylko swoje obowiązki. Po ujawnieniu maila przedstawiciel Królewskiej Konnej nie chciał udzielić wypowiedzi korespondentowi TVN. Sprawa Dziekańskiego w ostatnich dniach podkopała zaufanie do policji w stopniu dotąd w Kandzie niebywałym. - Ludzie są teraz dużo bardziej sceptyczni – mówi Terry Milewski, dziennikarz CBC News. - Odbieram dużo telefonów, w których słyszę o podejrzanych przypadkach związanych z policją. Ludzie chcą, żeby do tych spraw wrócić, chociaż wcześniej gotowi byli wierzyć, że policjanci nie umieliby skłamać. Teraz wielu Kanadyjczyków jest przekonanych, że policja będzie kłamać, również pod przysięgą. Sędzia Thomas R. Braidwood postanowił, że prace komisji trwać będą dalej. Zaraz po wakacjach policjanci zostaną ponownie przesłuchani, komisja będzie chciała ocenić ich prawdomówność. Publikacja końcowego raportu znów przesunie się w czasie. Matka Roberta Dziekańskiego Zofia Cisowska, która najbardziej na niego czeka, mimo to jest zadowolona. Uważa, że teraz wyjdą na jaw próby zacierania prawdy o tragedii, podejmowane jej zdaniem wspólnie przez policję i rząd. - Jestem szczęśliwa, że w końcu wyszło na jaw to, jak rząd z policją w tej sprawie współpracują – mówi Zofia Cisowska.

podziel się:

Pozostałe wiadomości