Śmierć Kamila: Wyjaśnienia pogotowia

- W przypadku rannego kolonisty sądeckie pogotowie ratunkowe zachowało wszelkie procedury i wykonało wszelkie działania, mogące uratować mu życie - powiedziała dyrektor Sądeckiego Pogotowia Ratunkowego Danuta Cabak-Fiut. Chodzi o 12-letniego Kamila, który został przygnieciony przez bramkę na boisku i wskutek odniesionych obrażeń zmarł.

12-letni kolonista został przygnieciony przez bramkę na boisku w Szczawniku koło Muszyny. Trafił do szpitala w Krynicy. Lekarz dyżurny stwierdził jednak, że chłopca trzeba natychmiast przewieźć do szpitala w Nowym Sączu. Zadzwonił na pogotowie. Przez kilkanaście minut przekonywał pracowników, że to pilny przypadek i życie dziecka jest zagrożone. Rozmowę z dyspozytorką ujawnił 30 lipca dziennik ”POLSKA - Gazeta Krakowska”. W końcu karetka wyjechała po 12-latka. W drodze do szpitala w Nowym Sączu dziecko było przenoszone do innej karetki. Po dotarciu do Nowego Sącza próbowano go reanimować. Ok. godz. 18 stwierdzono zgon chłopca. Kamil umarł w czwartej godzinie od wypadku. Gdyby dziecko wysłano helikopterem do krakowskiego szpitala, być może udałoby się uratować mu życie. Nikt jednak nie wezwał śmigłowca. Prokuratura rejonowa w Muszynie będzie oceniać prawidłowość postępowania ratowników wobec zmarłego Kamila, w tym m.in. dlaczego nie wezwano do chłopca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, tylko przewożono go karetkami i czy było wskazanie do wezwania helikoptera. - Akcja ratunkowa pogotowia w stosunku do rannego kolonisty trwała 55 minut, od przyjęcia zgłoszenia do przywiezienia chłopca na izbę przyjęć szpitala w Krynicy. Tam rannego przekazano lekarzom - powiedziała dyr. Cabak-Fiut. Podkreśliła, że dziecko przez dwie godziny i dziewięć minut przebywało w szpitalu, po czym lekarz dyżurny ponownie wezwał pogotowie do transportu chłopca do Nowego Sącza. - To było już wezwanie nie ratunkowe, ale do transportu sanitarnego. Według procedur, szpital powinien zapewnić lekarza do takiego transportu. Ponieważ szpital nie miał lekarza, wbrew procedurom podjęłam decyzję o wysłaniu jedynej w tym terenie karetki ratunkowej. Ta akcja pogotowia trwała godzinę i 29 minut - powiedziała Cabak-Fiut. Nie wezwano śmigłowca, ponieważ w ciągu 19 minut ranny znalazł się w szpitalu w Krynicy - podkreśliła dyrektor. - Nie umiem powiedzieć, dlaczego w szpitalu w Krynicy nie wykonano koniecznego zabiegu. Z mojej wiedzy wynika, że był tam lekarz chirurg. Tę kwestię wyjaśnią biegli - powiedział członek zarządu starostwa powiatowego Józef Zygmunt. Wiadomość za PAP Zobacz: 12-latek mógł przeżyć

podziel się:

Pozostałe wiadomości