Pozwolenia na przywiezienia milionów ton odpadów na teren Bytomia przez ostatnie lata wydały władze samorządowe Śląska. Dzięki tym dokumentom nieuczciwi biznesmeni zalali miasto niebezpiecznymi dla życia i zdrowia substancjami.
Pozostawieni samym sobie ludzie wyszli na ulice krzycząc, że nie pozwolą na zrobienie z miasta "hasioka", jak po Śląsku nazywa się śmietnisko.
Protesty mieszkańców
Zdesperowani ludzie wyszli na ulice, ponieważ odpady z całej Polski trafiają w niemal pod ich okna. Na podstawie zezwoleń wydanych przez władze samorządowe, zamiast materiałów budowlanych służących utwardzeniu gruntu, na Bobrku zakopywano niebezpieczne chemikalia, ścieki i odpady komunalne. Do tej pory mieszkańcy bytomskiej dzielnicy zorganizowali już dwa uliczne protesty.
- Najbardziej nam przeszkadza fetor, smród, który jest nie do opisania - mówi Anna Borkowska, która mieszka na Bobrku. Wspomina spotkanie z jednym z radnych sprzed trzech miesięcy. - Powiedział, że jak nam śmierci, mamy zamknąć okna. Postanowiliśmy głośno o tym mówić, krzyczeć - twierdzi.
Wysypisko doskonale widać z okien Romana Ptoka, sąsiada pani Anny. Jak szacuje mężczyzna, w ciągu doby przyjeżdża tam nawet ponad sto samochodów. - To się w głowie nie mieści - mówi i dodaje, że jego syn na choroby układu oddechowego cierpi od drugiego roku życia. - Nie wiadomo, co mu jest - twierdz.
- Nie mamy pojęcia, co nam tam wywożą. To są różnego typu odpady - mówi kolejna mieszkanka, Joanna Hajda. A jej sąsiadka Krystyna Kałużna dodaje: - Dosyć tego mamy. To jest tak uciążliwe... A jeszcze jak przyjdzie deszcz, słońce... Tylko trumnę sobie kupić. Nikt na to nie reaguje, a jak my zareagowaliśmy, to wywieźli to gdzie indziej.
"Mam sobie niewiele do zarzucenia"
W miejscach, gdzie wydano pozwolenia na zasypywanie dziur w ziemi gruzem, zamiast odpadów budowlanych, pojawiają się groźne substancje lub zwykłe śmieci komunalne. Bytom jest nimi wręcz zasypany. Według mieszkańców, którzy przygotowali interaktywną mapę, jest już co najmniej 10 takich wysypisk. Prezydent Bytomia, chociaż władzę sprawuje od pięciu lat, nie czuje się za sytuację odpowiedzialny.
- Jeżeli chodzi o sprawy związane z gospodarką odpadami, mam sobie niewiele do zarzucenia - mówi prezydent Bytomia Damian Bartyla. - Uważam, że jestem pierwszym prezydentem, który podjął realne działania, żeby z tym procederem skończyć - dodaje i szacuje, że w ciągu ostatnich lat zlikwidowanych zostało prawie 300 nielegalnych wysypisk śmieci.
Jak jednak wytłumaczyć to, że wydane zostały pozwolenia na kolejne miejsca, w które - zamiast legalnych - trafiają odpady inne, niż te widniejące na dokumentach?
- Nie możemy zakładać, że przedsiębiorstwo będzie działało niezgodnie z prawem, niezgodnie z wydanym pozwoleniem - twierdzi prezydent.
Odpady namierzone
Jedno z takich miejsc pokazaliśmy niedawno w UWADZE!. To należący do urzędu miasta teren obok centrum handlowego w Bytomiu. Historia działki idealnie pokazuje patologię na rynku odpadów. Dziennikarze UWAGI!, prowadzący śledztwo w sprawie nielegalnego pozbywania się odpadów, otrzymali informację o wypełnionej toksycznymi chemikaliami ciężarówce. Aby zdobyć dowody, podrzucili do pozostawionej pod Krakowem naczepy przygotowany wcześniej nadajnik GPS.
Okazało się, że kierowcy, którzy załadowali swój towar w spółce pozbywającej się odpadów pod Krakowem, wysypali go w Bytomiu. Zamiast gruzu budowlanego, do ziemi trafiły odpady chemiczne. Zorganizowanie procederu było możliwe dzięki pozwoleniom wydanym przez prezydenta i jego urzędników.
- Wydaliśmy pozwolenie, żeby ten teren utwardzić, uzyskać odpowiednią nośność i w przyszłości pozyskać inwestora - tłumaczy prezydent Bytomia. - Na dziś nie wiemy, czy te odpady, które tam zostały składowane, są niebezpieczne. Zostały pobrane próbki do badań - dodaje. Zapowiada, że jeżeli potwierdzi się, że w ziemi znajdują się niebezpieczne substancje, sprawą zajmą się organy ścigania, a jego urząd uchyli decyzję.
"Zróbcie tam getto"
Po protestach i emisji w UWADZE! materiałów poświęconych przywożonym do Bytomia odpadom chemicznym w magistracie zorganizowano spotkanie z mieszkańcami. Sala była pełna rozemocjonowanych ludzi. Pojawił się prezydent Bytomia, przedstawiciele marszałka województwa, służb środowiskowych, a także posłowie i komendant miejski policji. Wszyscy musieli wysłuchać tego, co do powiedzenia mieli bytomianie.
- Nie macie wstydu, że dzieci są tutaj w maskach? Nie jest wam wstyd, ludzie? Zróbcie tam getto. Zróbcie mur, zalejcie nas gnojem i tyle - mówiła na spotkaniu pani Anna.
- Panie komendancie policji, czy pan się musi uczyć pracy operacyjnej od dziennikarzy TVN-u? My wszyscy widzimy, co się w Bytomiu dzieje. Firmy, które źle działają, powinny z Bytomia odejść. A te składowiska, gdzie są wysypane śmieci, powinny zostać zamknięte - grzmiał inny mieszkaniec.
"To jest wniosek zbyt daleko idący"
To samorządowcy, prezydenci miast i marszałkowie województw odpowiadają za nadzór nad pracami prowadzonymi na terenach, których dotyczą wydawane przez nich zezwolenia. W przypadku gruntów obok centrum handlowego w Bytomiu zdziwienie budzą powiązania biznesmena i miejskich urzędników wydających decyzje.
Pozwolenie wydane zostało dla Jerzego P., którego prezydent Bytomia zna od lat. - To był przedsiębiorca działający na terenie Bytomia, osoba powszechnie znana - mówi Damian Bartyla. Przyznaje, że z Jerzym P. znał się już w czasach, kiedy obydwaj byli działaczami sportowymi. Zaprzecza jednak, jakoby znajomość z mężczyzną wpłynęła na wydanie sprzyjających mu decyzji. - Ja o tym, że pan P. prowadzi tam jakąkolwiek działalność, dowiedziałem się sześć miesięcy od momentu przekazania tego terenu panu P. - deklaruje prezydent Bytomia.
Po śmierci Jerzego P. pod koniec zeszłego roku, inwestycję przejęła firma należąca do syna tego działacza sportowego. Tu prezydent Bytomia również wydał odpowiednie pozwolenia. Co więcej, prace nadzorował wskazany przez Damiana Bartylę prezes miejskiej spółki. Mężczyzna, tak jak i prezydent miasta, był prezesem Polonii Bytom. Sam prezydent przed sądem odpowiada za korumpowanie piłkarskiego sędziego.
Czy znajomość działaczy nie miała wpływu na wydanie decyzji w sprawie prowadzonej niezgodnie z prawem działalności? - To jest wniosek zbyt daleko idący - mówi Damian Bartyla. Deklaruje raz jeszcze, że jest bardzo zdeterminowany, by z nielegalną wywózką niebezpiecznych odpadów skończyć.
"Co cieknie, gruz?"
Służby środowiskowe i urzędnicy samorządowi przerzucają się odpowiedzialnością za doprowadzenie do zasypania Bytomia śmieciami. Wszyscy wskazują na konieczność zaostrza kar za pozbywania się niebezpiecznych odpadów. Na razie na terenie bytomskiej dzielnicy Bobrek pojawiły się regularne patrole policji. Funkcjonariusze kontrolują przyjeżdżające nadal z całej Polski ciężarówki. W ciągu kilku minut zaobserwowaliśmy samochody z Częstochowy, Wrocławia i Nowego Targu.
- Widzimy, że auto jedzie i z auta cieknie. Co cieknie, gruz? - mówi Krystyna Kałużna, mieszkanka Bobrka. - Jak przestaniemy walczyć, to zrobią tu getto, zaleją nas całkiem - przewiduje pani Anna.
W zeszłym tygodniu miejscy radni przegłosowali referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta. W dzisiejszym Superwizjerze o 23:30 szczegóły powiązań samorządowców z firmą zajmującymi się zakopywaniem rakotwórczych odpadów.