Sklep zbudowano w 1968 roku, a przed blisko trzydziestu laty przejął go nowy właściciel. Pawilon znajduje się na jednym z osiedli na warszawskim Czerniakowie. Mieszka tu sześć tysięcy potencjalnych klientów. Mieszkania w okolicy dostawali głównie pracownicy naukowi z różnych uczelni warszawskich oraz pracownicy ministerstwa spraw wewnętrznych.
Dzień zaczyna o 3:15
Wioletta Soćko skoczyła szkołę ogrodniczą. Do pracy w tym sklepie przyszła 22 lata temu, żeby mieć pieniądze na studia. Od tamtej chwili pracowała na różnych stanowiskach, aż została kierownikiem sklepu. Zajmuje się przyjmowaniem dostaw i dogląda całego sklepu.
Pracę zaczyna o piątej rano, a żeby do niej zdążyć, musi stać o 3:15. Czy pobudki o tej porze nie są dla niej kłopotliwe? - Już się przyzwyczaiłam, to już nie stanowi problemu. Czasami zdarza mi się nawet w sobotę, jak mam wolną, też obudzić się koło czwartej - mówi z uśmiechem pani Wioletta.
Sklep otwierany jest o siódmej, ale to nie o tej godzinie przychodzi tam najwięcej klientów. - Około 11 kończą się seriale, przyjeżdżają świeże warzywa. Wtedy mamy większy ruch - mówi pani Wioletta.
Żeby klient wrócił
Jak mówi właściciel, dla niego najważniejsze nie jest to, czy klient wychodzi z pełnym koszykiem czy kupują tylko kilka produktów. Najbardziej liczy się to, czy wróci. - Najlepszym klientem jest ten, który odwiedza sklep regularnie, a jeszcze lepiej, jak robi to parę razy dziennie - mówi Andrzej Walewski, właściciel sklepu. Dlatego właśnie swoich pracowników przyjmuje z polecenia.
Jak mówi, o tym, kogo zatrudni, decyduje nie doświadczenie, ale właściwy stosunek do klientów. To zaś przekłada się przekłada się na odwiedziny w sklepie.
- Personel ma świadomość, że trzeba z tymi ludźmi rozmawiać, odpowiadać na wszelkie wątpliwości, pytania. - mówi Andrzej Walewski i dodaje, że z niektórymi klientami obsługa jego sklepu jest po imieniu. - To jest biznes, ale przy okazji biznesu można czuć duże zadowolenie. Oni są w pewnym sensie wykluczeni, siedzą samotnie w domach, potrzebują rozmowy, wysłuchania. Czasami mają problemy, boli ich coś, do lekarza się nie dostali, stoją w kolejce i potrzebują się z kimś tym podzielić - tłumaczy właściciel sklepu.
Przyjazny personel = powracający klient
W sklepie na Czerniakowie pracują 22 osoby. Trzy z nich to mężczyźni. Jednym z nich jest Wojciech Nieznański, który obsługuje dział mięsny.
- Mam tutaj bardzo dużo starszych osób, którym trzeba poświęcić dużo cierpliwości - mówi. - Są to osoby, które zapominają, co mają kupić, nie pamiętają nazw kiełbas, a mówią, że taka a taka smaczna była. Ja lubię z nimi rozmawiać, oni przychodzą tutaj ze swoimi problemami, dzielą się tymi problemami z nami - opowiada.
- Uwielbiam te panie obsługujące, te kasjerki. Jeszcze nigdy nie było konfliktów - mówi jedna z klientek. - Jak jest dobry personel, to się człowiek wiąże - dodaje starszy mężczyzna, który regularnie przychodzi na zakupy do sklepu na Czerniakowie. - Gdzie indziej to można pospacerować, a tu trzeba kupić. Wszędzie powinno tak być - dodaje z uśmiechem.