Schorowany 71-latek sprzedał mieszkanie, ale nie był tego świadomy? „Był przekonany, że chodzi o zmianę formy ogrzewania”

Pan Tadeusz nieświadomie sprzedał swoje mieszkanie?
Sprzedał mieszkanie, ale nie był tego świadomy?
Pan Tadeusz sprzedał swoje 79-metrowe mieszkanie, ale zapewnia, że nie był tego świadomy. Akt notarialny odkryła sąsiadka, która pomaga samotnemu, schorowanemu mężczyźnie. Sprawą zajmuje się prokuratura.

Blisko rok temu Tadeusz Staszczak sprzedał swoje 79-metrowe mieszkanie młodemu przedsiębiorcy Mateuszowi M. i jego żonie. Tak wynika z aktu notarialnego. Samotny emeryt miał jednak dowiedzieć się o tym od swojej sąsiadki, dwa dni po podpisaniu aktu. I tylko dzięki jej czujności i zaangażowaniu w całą sprawę pan Tadeusz nadal tam mieszka.

- Sąsiad poprosił, żebym sprawdziła, co to jest. Okazało się, że był to akt notarialny. On nawet tego nie wiedział – mówi Adriana Skrzypiec. I dodaje: - Sąsiad nigdy nie planował sprzedać mieszkania i nigdy by tego nie zrobił, ponieważ nie ma gdzie iść.

- Nie wiem, co podpisałem – przekonuje mężczyzna pytany przez reporterkę Uwagi!

Sąsiadka pana Tadeusza o sytuacji mężczyzny powiadomiła ośrodek pomocy społecznej. Emeryt wpuścił do mieszkania pracownicę socjalną, choć wcześniej pomoc ze strony ośrodka odrzucał. Nadużywał alkoholu i nie chciał się leczyć. Z powodu wielu chorób pan Tadeusz często też trafiał do szpitala. Jak się okazuje, miesiąc przed podpisaniem aktu notarialnego też chorował.

- [Po wyjściu ze szpitala – red.], z racji schorzenia, na które cierpiał, był wychudzony i przestraszony – mówi Norbert Paprota, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bochni. I dodaje: - Według informacji, jakie uzyskał pracownik socjalny, pan Tadeusz był przekonany, że czynności, które podejmuje, są w związku z jakimiś czynnościami urzędowymi i dotyczą zamiany formy ogrzewania. Z pieca węglowego na formę elektryczną. Tak relacjonował. Mówił, że myślał, że został zabrany do jakiegoś urzędu z zamiarem zamiany formy ogrzewania.

Prokuratura

Po wysłuchaniu pana Tadeusza pracownica MOPS-u i pani Adriana, mając coraz więcej wątpliwości, pojechały z mężczyzną do prokuratury w Bochni, gdzie złożył on oficjalne zawiadomienie.

Od prawie roku prowadzone jest postępowanie w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa oszustwa na szkodę pana Tadeusza. Kluczowe dla prokuratury są w tej sprawie opinie biegłych.

- W toku śledztwa zostały uzyskane opinie; psychologiczna i psychiatryczna. Wskazują na pewne ułomności po stronie mężczyzny. Pan Tadeusz ma problemy z pamięcią, zaburzenia pamięci, problemy z odtwarzaniem rzeczywistości. Ma problemy z funkcjonowaniem intelektualnym – mówi Barbara Grądzka, zastępca Prokuratora Rejonowego w Bochni.

- Biegły stwierdził kategorycznie, że tego dnia [dnia, w którym podpisywał akt notarialny – red.] był w takim stanie, który wyłącza możliwość powzięcia decyzji wyrażenia woli – zaznacza prokurator Grądzka.

Postanowiliśmy zapytać panią notariusz, która sporządzała akt notarialny sprzedaży mieszkania pana Tadeusza, czy nic nie budziło jej wątpliwości. Okazuje się, że nie. Przekazała nam, że pan Tadeusz był świadomy i odpowiadał na jej pytania. Nie chciała jednak odnosić się do całej sprawy, zasłaniając się tajemnicą notarialną.

„Był łatwym celem”

Jak się okazuje, Mateusz M. już wcześniej kupił dwa inne mieszkania na parterze w tej samej kamienicy. Zamierza prowadzić w nich działalność usługową, podobnie jak pani Adriana, która też jest właścicielką jednego z lokali na parterze. Kobieta widywała M. w czasie remontów lokali.

- Myślę, że pan Tadeusz był łatwym celem. Jak remontowali lokale, ponad trzy miesiące, to myślę, że widzieli, jak on wygląda, widzieli, że nikt do niego nie przychodzi – tłumaczy pani Adriana.

W akcie notarialnym jest zapis, że za sprzedaż mieszkania pan Tadeusz otrzymuje 240 tysięcy złotych. Choć emeryt miał konto w banku, to kupujący od niego mieszkanie Mateusz M. wbrew powszechnej praktyce dokonywania przelewu pieniędzy na konto sprzedającego miał przekazać panu Tadeuszowi pieniądze gotówką.

Pan Tadeusz zapewnia jednak, że nie dostał gotówki.

Czy mężczyzna mógł je dostać i zapomnieć, gdzie odłożył?

- Gdzie bym je schował?

- Nie zauważyłam u niego dopływu gotówki i do dzisiaj nie widzę – mówi pani Adriana.  

„Nie można być obojętnym”

Kupione od pana Tadeusza mieszkanie miesiąc później Mateusz M., jako właściciel, przekazał swojej spółce. To może dodatkowo skomplikować sytuację prawną pana Tadeusza, bo trzeba będzie sądownie unieważnić już dwie umowy. Udało nam się spotkać z Mateuszem M. Nie chciał jednak komentować sprawy.

- Trzeba rozmawiać z moim prawnikiem – oświadczył mężczyzna.

- Na tym etapie Mateusz M. został przesłuchany w charakterze świadka – mówi prokurator Barbara Grądzka. I dodaje - Według pana Mateusza M., doszło do transakcji sprzedaży mieszkania. Stwierdził też, że doszło do przekazania pieniędzy.

Czy było jakieś pokwitowanie?

- Pojawił się taki dokument. Autentyczność tego dokumentu jest aktualnie badana – mówi prokurator.

- Wątpliwości budzi tak naprawdę to, że gdyby pan Tadeusz sprzedał to mieszkanie, to by nie miał się gdzie podziać. Więc sprzedaż mieszkania z jego punktu widzenia nie miałaby najmniejszego sensu. Prokuratura uważa, że doszło do nieprawidłowości, stąd m.in. sprawa karna o oszustwo. Są również działania pozakarne prokuratury, czyli wytoczenie powództwa do sądu okręgowego o stwierdzenie nieważności oświadczeń woli pana Tadeusza w akcie notarialnym - dodaje prok. Grądzka.

- Myślę, że gdybym nie podjęła żadnej interwencji, to mieszkanie byłoby już pana Mateusza, ponieważ zgłosiłyśmy się do prokuratury w poniedziałek, we wtorek tamten mężczyzna był już ze swoją firmą do remontu, ale został poinformowany przez pana Tadeusza, że prokuratura prowadzi śledztwo, więc się wycofał. Przyjechał kolejnego dnia, chciał rozmawiać z panem Tadeuszem, ale uczuliłam go, żeby nie wychodził – mówi pani Adriana.

Do czasu ewentualnego unieważnienia aktu notarialnego, z powodu braku świadomości pana Tadeusza, zgodnie ze stanem prawnym, aktualnie nie jest on właścicielem mieszkania. Mężczyzna żyje z dnia na dzień, w ciągłej niepewności, obawiając się, że w każdej chwili może zostać wyrzucony z mieszkania.

- Walczę o niego, bo chociaż jest alkoholikiem, to jest dobrym człowiekiem. Nie można przejść obojętnie, jeżeli komuś dzieje się krzywda i sobie nie radzi – kwituje sąsiadka mężczyzny. 

podziel się:

Pozostałe wiadomości