Samobójstwo na oczach ABW

- Akcja zatrzymania Barbary Blidy została przeprowadzona w sposób niefachowy, niekompetentny, wręcz dyletancki – mówi pełnomocnik męża zmarłej. Choć od śmierci byłej minister minęły już trzy tygodnie, w tej sprawie wciąż jest więcej pytań niż odpowiedzi.

Próba zatrzymania byłej minister budownictwa i posłanki SLD w jej mieszkaniu nad ranem 25 kwietnia zakończyła się tragedią. W obecności funkcjonariuszy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Barbara Blida zastrzeliła się z legalnie posiadanej broni. ABW zawiesiła uczestniczących w akcji. Toczy się wobec niech postępowanie dyscyplinarne, śledztwo prowadzi też prokuratura. Pełnomocnikiem męża zmarłej jest mecenas Leszek Piotrowski. - Funkcjonariusze zaniedbali podstawowe obowiązki, wynikające z kodeksu postępowania karnego, przepisów prawa i zdrowego rozsądku – mówi Leszek Piotrowski. Co wydarzyło się około szóstej rano w domu Barbary Blidy, nadal nie jest do końca jasne. Przebieg wydarzeń różni się w relacjach świadków – funkcjonariuszy i męża zmarłej. Funkcjonariuszka ABW twierdzi, że była z Blidą w łazience, tyle, że odwrócona do niej plecami, mąż Blidy mówi, że gdy usłyszał wystrzał, minął siedzącą na poręczy krzesła przed drzwiami łazienki funkcjonariuszkę. - Na pytania, które padły w śledztwie, o to, czy funkcjonariusze ABW spytali Barbarę Blidę o broń, padła odpowiedź, że nie – mówi Leszek Piotrowski. – Funkcjonariuszka przyznaje się do błędu – nie przeszukała Blidy, dotknęła tylko rękawa szlafroka z grubej froty. Funkcjonariusze zeznali też, że nie usłyszeli wystrzału. Barbara Blida strzeliła do siebie z tak zwanej broni niepenetrującej, przykładając ją do klatki piersiowej. Reporterzy UWAGI! przeprowadzili eksperyment – specjalista oddał strzały z ostrej amunicji, z amunicji identycznej z tą, którą miała Blida, kolejny strzał z broni owiniętej w ręcznik, ostatni zza zamkniętych drzwi – za każdym razem huk było wyraźnie słychać. - Odgłosu strzału, nawet oddanego z rewolweru owiniętego ręcznikiem i przystawionego do ciała nie da się przeoczyć ani pomylić z niczym innym – mówi Jacek Piotrowski, znawca militariów. Mecenas Leszek Piotrowski ma także zarzuty co do zachowania policji i prokuratorów po samobójstwie. Z zeznań w śledztwie dowiedział się, że w jej domu pojawiło się bardzo dużo ludzi. - Gdyby to było zabójstwo, ślady zostałyby zadeptane – mówi Leszek Piotrowski. Swoich kolegów broni jeden z funkcjonariuszy ABW, który zna kulisy akcji w domu byłej minister. - Funkcjonariusze chcieli zatrzymać Barbarę Blidę w sposób stanowczy, ale grzeczny, by nie mówiono o brutalności ABW – mówi. – Czy można sobie wyobrazić, że do sześciu osób wysyła się wezwania na ten sam dzień, tę samą godzinę? Mieliby czas na skontaktowanie się ze sobą. Zatrzymanie Blidy miałoby według tych słów w założeniu różnić się od innych ostatnio przeprowadzonych akcji w domach znanych polityków. W marcu tego roku policja wkroczyła do domu innego polityka lewicy, Włodzimierza Czarzastego. - Osoba taka, jak ja, która nie była nigdy o nic oskarżona, ani podejrzana, myśli, że ktoś zapuka do drzwi, wylegitymuje się i powie, po co przyszedł – mówi Włodzimierz Czarzasty. – A tu wpadło 20 osób z bronią maszynową, z tarczami i w kominiarkach, rzucili mnie, żonę, córkę i syna na podłogę. Leżałem 15 minut z przystawionym do głowy pistoletem i myślałem, o co chodzi. W sprawie Czarzastego szybko okazało się, że doszło do pomyłki. Policja szukała jego syna, który miał mieć rzekome kontakty z przestępcami, co nie okazało się prawdą. Innym znanym przypadkiem równie spektakularnego, co dyskusyjnego zatrzymania polityka była akcja przeprowadzona we wrześniu 2006 roku - policjanci zatrzymali byłego ministra skarbu Emila Wąsacza. Został przewieziony do Gdańska na przesłuchanie. - W Gdańsku potraktowano mnie jak przestępcę – mówi Emil Wąsacz. – Zdjęcia z boku, z tyłu, odciski całych dłoni. Uznałem, że nie mam nic do ukrycia i postanowiłem zeznawać wszystko. O północy prokuratorzy poczuli się zmęczeni. Ustalono, że za poręczeniem i oświadczeniem, że nie będę opuszczał kraju, zostanę zwolniony. Emil Wąsacz zaskarżył zatrzymanie oraz środki zapobiegawcze, zastosowane przez prokuraturę, a sąd uznał, że były one bezpodstawne. Piotr Pytlakowski, dziennikarz Polityki, zajmujący się tematyką śledczą i kryminalną, jest zdania, że dla spektakularnych zatrzymań polityków trudno znaleźć wytłumaczenie. - Są prokuratorzy, którzy postępują mądrze, ale są i tacy, którzy chcą być bardzo męscy, bo teraz jest taki czas, że jest prawo i ma rządzić sprawiedliwość – mówi Piotr Pytlakowski. – Mniej pretensji miałbym do funkcjonariuszy, bo wykonują zlecone zadania. Ale zlecają je prokuratorzy. Po co im aż takie upokorzenie człowieka, który ma usłyszeć zarzuty? ---strona---

podziel się:

Pozostałe wiadomości