"Sami swoi" w Tychach

W rolę skłóconych rodzin Karguli i Pawlaków wcielili się państwo Tutakowie i Morawcowie. Miejscem ich awantur jest klatka schodowa.

Tutakowie i Morawcowie, to sąsiedzi z jednej klatki. Ani specjalnie zamożni, ani biedni. O ich zainteresowaniach też zapewne nie można by powiedzieć nic szczególnego. Szarzyznę codziennej egzystencji urozmaicają sobie wojną na klatce schodowej. - Otwierają nasze drzwi i wrzucają do nas śmieci – skarży się Morawiec. Aby zapobiec podobnym wybrykom, Morawiec część korytarza przy swoich drzwiach zakratował. Aby udokumentować wybryki Tutaków, w wiszącym na klatce sztucznym kwiatku ukrył kamerę. Prezes spółdzielni ma dylemat: nie potrafi ocenić, która rodzina ma rację. - Jak słucham jednych, to im przyznaję rację. A jak przychodzą drudzy, to z kolei wydaje mi się, że to oni mają rację – mówi. – Sytuacja jest patowa. Nie mogąc liczyć na niezdecydowaną spółdzielnię, obie rodziny pomocy szukały na policji. Ale i policja ich zawiodła. – Trudno dojść, o co im chodzi – mówią policjanci. Psycholog społeczny z Uniwersytetu Jagiellońskiego, prof. Zbigniew Nęcki, wojnę rodzin Tutaków i Morawców wpisuje w znany nauce schemat: są ludzie, którzy uwielbiają mieć wrogów. Szukają najdrobniejszych powodów, by wywołać zwadę. Od drobnej zwady prosta droga do większego sporu. Konflikt się utrwala, wzajemna wrogość krzepnie i w ten sposób krzepnie osobliwa zażyłość z drugą stroną sporu. Na wroga, tak jak na przyjaciela, zawsze można liczyć. Ale… - Im konflikt dłuższy, tym ludzie zachowują się coraz bardziej niemądrze – mówi prof. Nęcki. – Nazywa się to sferycznym ogłupieniem. Ich inteligencja osiąga poziom inteligencji szympansa. W nocy, kilka godzin po wyjeździe z Tychów reporter Uwagi odebrał telefony od Tutaków i Morawców. Alarmowali, że konflikt się zaostrza. Cóż… reporter „Uwagi!” podobnie jak prezes spółdzielni i komendant policji nie jest w stanie wesprzeć żadnej ze stron. Tak więc Tutakowie i Morawcowie w swojej wojnie pozostają sami.

podziel się:

Pozostałe wiadomości