Bogusław Sobczuk, aktor i konferansjer, był oskarżony o to, że między wrześniem 2001 a marcem 2002 r. co najmniej dwukrotnie doprowadził swojego syna do czynności seksualnych. W lipcu 2003 r. trafił do aresztu. Potem stanął przed sądem, który skazał go na dwa lata więzienia. Obrona wniosła apelację i w 2008 r. sąd apelacyjny uchylił wyrok sądu rejonowego, wskazując na liczne błędy w postępowaniu sądu pierwszej instancji. Tak liczne, że proces musiał rozpocząć się od początku. 10 listopada zapadł wyrok – Bogusław Sobczuk jest niewinny. UWAGA! poświęciła sprawie Bogusława Sobczuka szereg reportaży. Teraz, po siedmiu latach walki o swoje dobre imię, opowiedział o tym, co pozwoliło mu przetrwać tak niesłychanie trudny dla niego czas. - Postanowiłem przetrwać – mówi Bogusław Sobczuk. – Gdybym tylko czekał, rozwaliłbym się. Zaprzyjaźnieni psychologowie mówili o trzech wariantach zachowania, jakie w mojej sytuacji byłyby uzasadnione – rozpić się, zwariować albo popełnić samobójstwo. Kazałem sobie samemu poradzić z tym, co się stało. Choć wyrok sądu pozwala Bogusławowi Sobczukowi na spotkania z synem, dziś uczniem gimnazjum, on sam mówi, że nie będzie do tego za wszelką cenę dążył. Może nastąpi to przypadkiem. Teraz Sobczuk, który w złym dla siebie czasie wziął ślub, razem z żoną oczekuje narodzin dziecka. - Nigdy nie straciłem radości życia – mówi Bogusław Sobczuk. – Słowa szczęście, tak samo jak nieszczęście obchodzę jednak z daleka. Moja nadzieja, która pozwoliła mi przetrwać – to to, że będę mógł kontaktować się z synem i kiedyś powiem mu, pokazując drugie dziecko – to twój młodszy brat, albo siostra, a dziecku, które za miesiąc się narodzi – to twój starszy brat. Sprawa nie jest ostatecznie zakończona. Wyrok nie jest prawomocny, a prokuratura zastanawia się nad złożeniem apelacji. Od uniewinnienia może się odwołać również matka syna Bogusława Sobczuka.