"Cała moja rodzina jest patologiczna"

TVN UWAGA! 4252284
TVN UWAGA! 218681
Czworo dzieci pozostawało pod "opieką" dziadka, który właśnie wyszedł z więzienia po wyroku za molestowanie seksualne córki. Siostrzeńców usiłowała ratować ciotka, jednak od urzędników słyszała tylko, że... ma się nie wtrącać.

Ich matka popełniła samobójstwo w styczniu tego roku. - Zrobiła to wiedząc, że ojciec wkrótce wyjdzie z więzienia - mówi nam jej siostra. To wtedy czworo dzieci - dwie dziewczynki i dwóch chłopców - trafiło pod "opiekę" babci. Kobieta w przeszłości miała ograniczane prawa rodzicielskie, a a dzieci wzięła do siebie bez żadnego wyroku sądu. Czara goryczy przelała się, kiedy 21 października do domu z wiezienia wrócił Jan Z.

"Żeby kolejna osoba nie została skrzywdzona"

Od córki mężczyzny słyszymy przerażające historie o tym, jak molestował ją i siostry. - To było nasze piekło. A mama na wszystko mu pozwalała. Mówiła, że to my go prowokujemy - wspomina kobieta.

Jej koszmar zaczął się, kiedy miała 13 lat. Kobieta pochodzi z biednej, niewydolnej rodziny. Miała ośmioro rodzeństwa. Jej dwie siostry - młodsza i najstarsza - też były krzywdzone przez ojca, który ostatnie dwa i pół roku spędził w więzieniu, odsiadując wyrok właśnie za molestowanie seksualne jednej z córek.

- Cała moja rodzina jest patologiczna. Bracia siedzą w więzieniu - mówi nasza rozmówczyni. Kiedy Jan Z. wyszedł z więzienia i wrócił do domu, w którym mieszkało czworo jej siostrzeńców, wpadła wręcz w panikę. - Zachowanie mojej siostrzenicy strasznie się zmieniło ostatnio. Jest smutna, nie można do niej dotrzeć. Bardzo się boję, żeby kolejna osoba nie została skrzywdzona - tłumaczy.

"Nie możemy wejść"

To nie tylko jej obawy. Wiedząc, jak patologiczna i zaburzona jest ta rodzina, prokurator interweniował w sądzie. Ostatnio - na miesiąc przed wyjściem Jana Z. z więzienia. Jednak sąd nie zareagował. Również sama ciotka dzieci próbowała zwrócić na problem uwagę opieki społecznej i powiatowego centrum pomocy rodzinie. - W opiece społecznej usłyszałam wprost, że to nie jest moja sprawa i mam się nie wtrącać - relacjonuje kobieta, która na własnej skórze jako dziecko przekonała się, co znaczy urzędnicza bezduszność. - Kiedy 18 lat temu mój brat urodził się na polu, a mamę zabrała karetka, ja i rodzeństwo zostaliśmy sami. Bez żadnych opiekunów. Bez nikogo! Małe dzieci! - wspomina.

Rozmowy, jakie z urzędnikami przeprowadziła reporterka UWAGI!, potwierdziły brak działania w sprawie dzieci siostry naszej rozmówczyni. - Nie możemy wejść do niczyjego domu, jeśli nie mamy odpowiedniego skierowania - tłumaczyła zawile Monika Orłowska z PCPR w Piszu. - Bez postanowienia sądu nikt nawet nie kiwnie palcem w bucie! - wtórowała jej Barbara Galak z MOPS w Białej Piskiej.

Sąd w Piszu, który od stycznia zajmuje się sprawą, długo nie rozstrzygnął, gdzie ma zamieszkać rodzeństwo po tragicznej śmierci matki. Podczas trzech rozpraw nie zapadały żadne decyzje. - Sąd zadziałał w sposób adekwatny! Dla tych dzieci nie było bezpośredniego zagrożenia - upierał się Olgierd Dąbrowski-Żegalski z sądu okręgowego w Olsztynie. Naszą reporterkę usiłował przekonać, że "wyrywanie dzieci ze środowiska rodzinnego i wrzucać do obcego" wcale nie byłoby dla nich dobre. O dziadku dzieci mówił z kolei, że jest "osobą o trudnym charakterze". - Ale w tym momencie nie jest niebezpieczna dla dzieci! - przekonywał.

"Przez 10 miesięcy nic nie robili!"

Nie wiadomo, skąd brał się optymizm urzędników, którzy zostawili czwórkę dzieci na pastwę dziadka, skazanego wcześniej za molestowanie. Z siostrzeńcami naszej bohaterki nie rozmawiał żaden psycholog!

Ostatecznie jednak sąd zdecydował, że dzieci zostaną zabrane dziadkom. - Dowiedzieli się, że jest telewizja i stąd ten teatrzyk. Przez 10 miesięcy nic nie robili! A teraz wszyscy chcą umyć ręce, że to nie z ich winy dzieci były zaniedbywane - nie ma wątpliwości ich ciotka.

Nasza reporterka rozmawiała z jej rodzicami. Agnieszka i Jan Z. nie mają sobie nic do zarzucenia. - Dbałam o dzieci! Nie chodziły brudne ani głodne - mówi kobieta. Jan Z. stanowczo zaprzecza molestowaniu córek. - Siedziałem za coś, czego nie zrobiłem! - twierdzi. Mężczyzna nigdy nie przyznał się do skrzywdzenia jakiegokolwiek dziecka.

podziel się:

Pozostałe wiadomości