Rodzina Magdaleny Żuk poleciała do Egiptu. „Tam ukryta jest prawda”

TVN UWAGA! 4848892
TVN UWAGA! 4848892
Magdalena Żuk przed śmiercią była pod wpływem narkotyków, tak twierdzi rodzina nieżyjącej kobiety. Aby zdobyć na to dowody ojciec i siostra Magdaleny Żuk polecieli do Egiptu. Towarzyszyła im reporterka UWAGI!

Dwa lata temu całą Polskę obiegła wiadomość o śmierci polskiej turystki w Egipcie. Magdalena Żuk samotnie pojechała na wakacje do egipskiego kurortu. Do mediów trafiło nagranie rozmowy przerażonej kobiety z jej chłopakiem Marcusem, który został w Polsce.

- Ja nie wrócę stąd. Oni tutaj mają różne sztuczki, zabierz mnie stąd – mówiła zrozpaczona.

Kobieta została przewieziona do egipskiego szpitala, gdzie miała wyskoczyć przez okno. Opinię publiczną zaszokowało nagranie ze szpitalnego monitoringu, na którym kobieta szarpała się z personelem. Śledztwo w sprawie jej śmierci wszczęła polska prokuratura. Własne postępowanie rozpoczęli również śledczy w Egipcie.

Wokół śmierci Magdaleny Żuk narosło wiele hipotez i spekulacji. Wyjaśnienia całej sprawy podjął się Krzysztof Rutkowski. Detektyw zakończył swoje śledztwo twierdzeniem, że przyczyną śmierci kobiety było załamanie psychiczne. Rodzina Magdaleny Żuk oświadczyła, że z takim wyjaśnieniem sprawy, nigdy się nie zgodzi i czekała na ustalenia prokuratury.

„Może oszalała, bo była tutaj sama”

W podróży do Egiptu rodzinie Magdaleny Żuk towarzyszyła ekipa UWAGI! Pani Anna zamieszkała w tym samym hotelu, do którego dwa lata temu przyjechała jej siostra.

Marsa Alam nad morzem czerwonym, do którego przyjechała Magdalena Żuk, to miejscowość wyłącznie turystyczna. Na pustyni stoją tylko hotele i budynki mieszkalne dla personelu. Turyści mają ograniczoną swobodę poruszania się. Są bardzo dokładnie obserwowani przez obsługę, a wszystkie wyjścia z hotelu są odnotowywane na recepcji.

Pani Anna jest przekonana, że mimo surowych zasad panujących w Egipcie, jej siostra była na miejscu pod wpływem narkotyków. Zgodził się z nią o tym porozmawiać menedżer hotelu.

- 31 lat pracuje w hotelarstwie i pierwszy raz widziałem coś takiego. Ona, na przykład: biegła i sama upadała. Nie wywracała się, tylko robiła to specjalnie. Zadzwonili do mnie o godz. 5 i powiedzieli, że ona chce skakać z rampy. Powiedziałem obsłudze, żeby jej nie zostawiać samej, gdziekolwiek pójdzie, idźcie z nią, obchodzili się z nią jak z dzieckiem. W lobby hotelu była w samej bieliźnie, zdjęła jeansy. Może oszalała, bo była tutaj sama.

Może brała jakieś narkotyki?

- Może. Nie wiem i dodaje: Tutaj, w tym kraju bardzo ciężko dostać narkotyki. Gdyby ktoś palił papierosy z haszyszem musiałbym powiadomić policję. Jeżeli nie powiadomię policji i policja złapie kogoś na zewnątrz i zapyta, z którego jest hotelu to będę pierwszy, który trafi za to do więzienia. Mamy tutaj surowe zasady. Nawet, jeśli ktoś wychodzi poza hotel spisujemy do księgi dane z paszportów, codziennie przychodzi policjant i to sprawdza. Na przykład, który kierowca i dokąd pojechał, jeśli ktoś się spóźnia z powrotem to muszę zgłosić to policji. Jestem pewien na 100 procent, że miała narkotyki przed przylotem.

„Wszystko tutaj jest pod górkę”

Według egipskich przepisów wgląd do akt prokuratury w sprawie śmierci Magdaleny Żuk może mieć najbliższy męski krewny, czyli jej ojciec. Rodzina już na kilka tygodni przed przyjazdem skontaktowała się z egipskim prawnikiem, który obiecał załatwić dostęp do akt.

Czwartego dnia naszego pobytu w Egipcie wyruszyliśmy z Marsa Alam do oddalonej o prawie 300 kilometrów Hurghady. To przełomowy dzień dla pani Anny i jej ojca. Mieli nadzieję, że dostaną kopie akt, po które tutaj przyjechali. Oboje nie mieli wątpliwości, że zdobędą nowe informacje, które przybliżą ich do ustalenia przyczyn śmierci Magdaleny Żuk.

W kawiarni obok sądu w Hurghadzie spotkaliśmy się z egipskim prawnikiem. Podczas kilkugodzinnego spotkania okazało się, że akta śledztwa zostały przesłane do prokuratury w Kairze i zdaniem prawnika rodzina nie ma do nich dostępu. Zamiast akt otrzymaliśmy szokującą informację. Według prawnika jedynym sposobem jest deklaracja ojca Magdaleny Żuk, że jego córka popełniła samobójstwo. Wtedy postępowanie zostałoby od razu zakończone, a rodzina otrzymałaby kopie akt. Prawnik twierdził, że wtedy uzyskałby do nich dostęp. Pani Anna i jej ojciec nie spodziewali się takiego obrotu sprawy.

- Cholernie mnie boli, że nic nie załatwiliśmy – mówi pani Anna Cieślińska, siostra Magdaleny i dodaje: Nie powiemy, że ona sama sobie to zrobiła, bo wiemy, że przyczyniło się do tego wiele osób. Wskazują na to filmy. No i raport egipski, który jest, o którym nam nie wolno mówić.

- Mimo, że jestem ojcem to wszystko tutaj jest pod górkę. Ciężko coś załatwić. Inne realia niż w Europie. To jest całkiem inne życie, tylko kasa się liczy. Jest korupcja, bez tego nie idzie pewnych rzeczy załatwić. Mogę dostać wszystkie dokumenty, jeśli powiem, że Magda popełniła samobójstwo. Na taki układ się nie zgodzę. To tak jakbym zdradził rodzinę, a szczególnie córkę. Jakbym tak zrobił to cała rodzina, by się ode mnie odwróciła – mówi ojciec Żuk.

Znicz

W pobliżu Marsa Alam, gdzie przyjechała na wakacje Magdalena Żuk, znajduje się inna miejscowość Port Ghalib. To właśnie tam kobieta miała wyskoczyć ze szpitalnego okna. Na rozmowę zgodził się menedżer szpitala. Udostępnił rodzinie nigdy wcześniej niepokazywane nagrania z monitoringu.

- To nagranie, na którym oni ją trzymają, ponieważ ona próbowała wyskoczyć z okna. Ludzie ją trzymali, aby nie wyskoczyła, chcieli ja ratować.

Menedżer szpitala sprawdził, czy w archiwum zostały wyniki badań Magdaleny Żuk, których nie zabrała egipska prokuratura. Odnalazł wykonane tuż po upadku z okna zdjęcia z tomografu, których pani Anna i jej ojciec wcześniej nie widzieli. Pytany o badania na obecność narkotyków menedżer odparł, że w ich szpitalu takich testów nie wykonano.

- Czasami lekarz zleca takie badania, ale tutaj widzieliśmy, że jest coś nie tak z jej umysłem. Zachowywała się normalnie i w ciągu dwóch sekund się to zmieniało. Jeśli szukacie, to nie szukajcie przyczyn w szpitalu. Powinniście szukać, co się z nią działo wcześniej. To ona przyszła do nas. Chciałbym, żebyście powiedzieli w Polsce, że to nie my. Nie mamy nic do ukrycia.

Personel szpitala zgodził się, aby pani Anna zapaliła znicz, w miejscu, w którym upadła jej siostra.

Rezydent, który miał opiekować się Magdaleną Żuk podczas jej pobytu w Egipcie, okazał się nieuchwytny. Obsługa hotelu twierdziła, że zmienił pracę i numer telefonu. Czy rezydent mógłby wyjaśnić zagadkę narkotyków we krwi Magdaleny Żuk?

- Jestem pewna, że jej coś podano. Sama świadomie nie wzięłaby narkotyków, bo była ich przeciwniczką. Wykorzystać ktoś ją chciał, a może i wykorzystał - mówi siostra Magdaleny.

podziel się:

Pozostałe wiadomości