Zabijali psy zamiast przewozić do schroniska?

TVN UWAGA! 4145204
TVN UWAGA! 204422
Najpierw kojec schowany w krzakach, potem zamykanie psów w piwnicy, a na koniec - znalezione nieopodal szczątki martwych zwierząt. To nie doniesienia o dręczeniu psów z różnych części kraju, ale sytuacje, które od lat zdarzają się w Wojniczu, niewielkim miasteczku pod Tarnowem. Czy to sposób urzędników na oszczędności? Czy ktoś bezdusznie pozbywa się bezpańskich psów?

Zamiast do schroniska, trafiały do ciemnych, brudnych piwnic gminnego budynku - taki los spotykał bezpańskie psy z Wojnicza. Ani w tej sprawie, ani w innej, dotyczącej znalezienia szczątków martwych psów w miejskim parku, nie mają sobie nic do zarzucenia. - Jakieś szczątki lisa - bagatelizuje makabryczne znalezisko burmistrz Wojnicza Tadeusz Bąk.

"Cała piwnica zaczynała szczekać"

O sprawie przetrzymywanych w jednej z piwnic psów inspektorzy OTOZ Animals dowiedzieli się z telefonu interwencyjnego. - Przyjechaliśmy tutaj na początku maja i to się potwierdziło - mówi Paulina Rojek, inspektor OTOZ Animals w Tarnowie. - Wystarczyło je zawołać, a cała piwnica zaczynała szczekać - mówi. Budynek był zamknięty, dlatego nie wiadomo było, ile psów znajduje się w środku.

Inspektorzy OTOZ Animals zdecydowali o obserwacji gminnego budynku. Swoją interwencję przeprowadzili dopiero po zebraniu wystarczających dowodów. Gdy wkroczyli do piwnicy budynku, znaleźli tam 3 wystraszone psy, doglądane okazyjnie przez szeregowego pracownika referatu komunalnego. Wokół znajdowały się odchody, a w pomieszczeniach panował niesłychany smród. Psy nie miały dostępu do wody i światła dziennego.

Tak oszczędzała gmina

Z piwnicy psy trafiły do schroniska dla zwierząt w Tarnowie, z którym gmina Wojnicz podpisała wcześniej umowę. Koszt przyjęcia psa to 500 zł. Do niego doliczana jest opłata za każdy dodatkowy miesiąc w schronisku w wysokości 300 zł. Kwoty te obejmują wyżywienie, opiekę weterynaryjną i zestaw szczepień. Według statystyk gmina ponosiła je niezmiernie rzadko.

- Pięć lat wstecz te psy były przekazywane do nas w większej ilości, było ich więcej, natomiast z roku na rok jest ich coraz mniej - mówi Adrian Starzyk z Tarnowskiego Azylu dla Zwierząt i wylicza: w 2013 były tylko trzy, tyle samo w 2014, a w 2015 tylko jeden pies. - W tym roku, do dnia tej interwencji, nie mieliśmy ani jednego zgłoszenia - mówi.

Kojec w krzakach

Jak się okazuje, gmina Wojnicz już wcześniej robiła wszystko, byle tylko nie umieszczać psów w schronisku. W 2013 roku na terenie miejskiego parku rekreacyjnego pojawił się prowizoryczny kojec dla psów, który został rozebrany dopiero po interwencji pracowników OTOZ Animals.

Przed wzrokiem przechodniów kojec osłaniała wiklina. Zielona buda, która wtedy się w nim znajdowała, nadal leży porzucona w tym samym miejscu. Dorota Lewicka, inspektor OTOZ Animals, która zajmowała się tą sprawą, wymienia poszczególne interwencje: pierwsza dotyczyła czterech psów, potem inspektorzy pomagali kolejnym czterem, a w grudniu 2013 roku trzymanych tam było sześć szczeniaków. I właśnie sprawa szczeniaków wzbudziła największe podejrzenia inspektorów. - Nagle w cudowny sposób znajdują się osoby, które zabierają szczeniaki do wykarmienia. Tak było ze wszystkimi psami. One się nam rozpływały w powietrzu - mówi Dorota Lewicka. - Oficjalna wersja jest taka, że one znajdują nowe domy. Jestem przekonana, że te psy zostały wówczas zabite - dodaje.

Gmina zapewnia, że wszystkie złapane psy były zaszczepione i odrobaczone a następnie szybko trafiły do adopcji. Jednak tłumacząc się ochroną danych osobowych urzędnicy nie umożliwili sprawdzenia dalszego losu czworonogów.

Czy to psy z piwnicy?

Tymczasem do inspektorów OTOZ Animals i do schroniska w Tarnowie zaczęły spływać kolejne sygnały o martwych psach, które widywane są przez przypadkowe osoby w miejskim parku. Te doniesienia potwierdzają się, gdy inspektorzy przybywają na miejsce. Znajdują tam kości i sierść psów.

- Bierzemy pod uwagę pociągnięcie do odpowiedzialności jedną bądź kilka osób - mówi Marcin Stępień z Prokuratury Rejonowej w Tarnowie. - To był zapewne jakiś proces decyzyjny. Nie sądzę, by jedna osoba podejmowała decyzję o takim postępowaniu z tymi bezdomnymi zwierzętami - ocenia. Jak dodaje, prokuratorzy w swoim śledztwie opierają się na dowodach i opinii lekarza weterynarii. - Dysponujemy dowodami, a nie przypuszczeniami - mówi, komentując twierdzenia burmistrza Wojnicza, jakoby na miejscu znaleziony został martwy lis.

Prokuratura rejonowa w Tarnowie sprawdza, czy znalezione szczątki psów mogą mieć związek z wcześniejszymi działaniami pracowników urzędu gminy. Sprawa została włączona do toczącego się już postępowania, które dotyczy możliwego przekroczenia uprawnień przez urzędników oraz znęcania się nad zwierzętami.

"W pewnym sensie to opieka"

Uczennice graniczącego z parkiem liceum, które spotkaliśmy w parku, zapewniają, że zwłoki psów znajdowały w okolicy od co najmniej miesiąca. Wszystko dokumentowały zdjęciami. - Jak znalazłyśmy pierwsze zwłoki psów, to były jeszcze w całości, zapakowane do worków. Następne znalezione psy były już w częściach, zmasakrowane - mówi Julia, jedna z uczennic. Jej koleżanka, Patrycja, napisała w tej sprawie do burmistrza, ale ten sprawą się nie zainteresował.

Sam Tadeusz Bąk umywa ręce. Na pytanie o to, skąd psy się tam biorą, odpowiada tylko: - Nie wiem. Moi pracownicy mi powiedzieli: "nie mamy z tym nic wspólnego, nigdy takich rzeczy nie robiliśmy i nigdy takich rzeczy nie zrobimy" - twierdzi. - Ktoś może wyrzucił, żeby to koparka zakopała - podejrzewa. Dodaje też, że wie, kto stoi za przetrzymywaniem psów w piwnicy, ale nie zamierza na razie wyciągać konsekwencji. - Czekam na wyniki, czy te psy były faktycznie zagłodzone, czy nie, co tam stwierdzą biegli - mówi. Zaznacza jednak, że jeżeli pracownicy "jadą, opiekują się tymi zwierzętami, to jest to w pewnym sensie opieka".

Bez konsekwencji

Do chwili emisji reportażu żaden pracownik referatu komunalnego w Wojniczu nie poniósł konsekwencji za podejmowane decyzje.

podziel się:

Pozostałe wiadomości