- Igorek chorował często na typowe anginy, zapalenia gardła, non stop brał antybiotyk. Zaczęliśmy konsultację z różnymi laryngologami, w końcu trafiliśmy do ordynatora, prywatnie. Polecił nam go również znajomy, który powiedział, że jak do niego pójdziemy, to nam przyspieszy wizytę na Narodowy Fundusz Zdrowia na wycięcie tych migdałków. Zapytałam doktora czy damy radę to przyśpieszyć i powiedział, że tak. Zapisując się na NFZ otrzymałam termin 13 kwietnia 2016 roku. Natomiast dzięki ordynatorowi termin został przyśpieszony na 25 maja 2015 roku – mówi Małgorzata Szafrańska, mama chłopca.
Niestety, Igorek zmarł kilka dni po operacji.
- Igorek miał bardzo opuchniętą twarz. Dostał odmy podskórnej, podali antybiotyk i kazali przykładać lodem. W piątek pan ordynator powiedział, że możemy iść do domu. Pytałam, czy na pewno – powiedział, że w warunkach domowych szybciej dojdzie do siebie. W niedzielę rano Igorek, obudził się, dał mi buziaka, usiadł na łóżeczku swojego brata i chlusną. Zabrali go do szpitala, reanimowali go, po jakimś czasie lekarz wyszedł i powiedział, że Igorek nie żyje – mówi mama.
Nie tylko mama dziecka, które zmarło, ale też inni pacjenci twierdzą, że podczas prywatnych wizyt ordynator przyspiesza terminy zabiegów na swoim oddziale. Sprawą śmierci dziecka zajęła się prokuratura. Śledczy postanowili sprawdzić w jaki sposób doszło do przyśpieszenia terminu operacji.