Przejazdy, które zamieniły się w koszmar. „Krzyczałam: Co robisz, dlaczego mnie dotykasz?!”

TVN UWAGA! 348938
Niedwuznaczne propozycje i molestowanie. O agresji w przewozach zamawianych przez aplikację opowiedziało nam kilka młodych kobiet. Ich relacje są wstrząsające.

Noemi skorzystała z przewozu zamawianego przez aplikację, bo chciała bezpiecznie wrócić do domu. Zamiast tego za zamkniętymi drzwiami pojazdu była napastowana przez kierowcę.

- Czułam tylko i wyłącznie dotyk. Kiedy zaczęłam się budzić, cały czas wydawało mi się, że to sen. Ale kiedy otworzyłam oczy, dalej czułam dotyk. Czułam, jak dotyka mnie po pośladkach i stara się dotknąć mojego krocza. Cały czas patrzył na mnie tępym wzrokiem, jakby był opętany. Krzyczałam: „Co ty zrobiłeś, co ty robisz, dlaczego mnie dotykasz?”. A on na to nic – opowiada 27-latka.

Dotarliśmy również do innych poszkodowanych kobiet, które w przewozach na aplikację doświadczyły molestowania fizycznego lub słownego.

- Mój przejazd powinien trwać 20 minut, może 25 w korkach. Trwał jednak godzinę. Pamiętam, że wcześniej pożegnałam się z koleżanką – opowiada jedna z naszych rozmówczyń.

Kiedy kobieta obudziła się następnego dnia, czuła się dziwnie, ale nie wiedziała, co się stało.

- Czułam, że coś jest nie tak, że wydarzyło się coś złego. Wyobrażałam sobie, co mogło się wydarzyć. Od tych najmniej strasznych scenariuszy, poprzez ten najgorszy – przyznaje.

Swoją historię opowiedziała naszej reporterce także inna młoda kobieta.

- Wsiadłam, powiedziałam dzień dobry i zaczęłam coś sprawdzać. Poczułam, że skręcamy. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jesteśmy w lesie. Zapytałam, co my tu robimy. A on zatrzymał się, zamknął drzwi. Zapalił światło na podsufitce, uśmiechnął się i powiedział „ciii” i wyciągnął rękę. Zaczęłam krzyczeć. Zaczęłam szarpać drzwi i po tym, jak dwa razy je szarpnęłam, to się otworzyły. Wyleciałam z samochodu, bałam się, że za mną pobiegnie. Strasznie się bałam – opowiada.

Inna młoda kobieta – Izabela, z agresją w przewozach spotkała się wracając wieczorem z treningu.

- Kiedy byliśmy na początku mojego osiedla, zatrzymał się i zatrzasnął drzwi. Wymusił, żebym podała mu numer telefonu. Zaczęły pocić mi się ręce, strasznie szybko biło mi serce. Nie wiedziałam, co zrobić. Wypuścił mnie dopiero, jak podałam prawdziwy numer – opowiada Izabela Kasprzak.

"Z czym pani chce iść na policję?"

Od ośmiu lat po ulicach polskich miast jeżdżą kierowcy, z którymi pasażerowie łączą się przez aplikację. To szybka, łatwa w obsłudze, a przede wszystkim tańsza, alternatywa tradycyjnych taksówek. Nie przewidziano jednak, że nowoczesna technologia, w niektórych sytuacjach, może stwarzać zagrożenie.

- Napisałam do nich [firmy przewozowej – red.], że proszę o informację, co to był za kierowca i jaki był numer rejestracyjny jego pojazdu. Dostałam odpowiedź, że nie mogą udzielić mi informacji ze względu na RODO. I że taki przejazd w ogóle nie istnieje. Podałam dokładne dane, o której to było, skąd, dokąd i że ten mężczyzna tam był i ten samochód tam był. I że chciałam zgłosić to na policję. A konsultantka odpisała mi: „Z czym pani chce iść na policję, jak pani nic nie ma” – opowiada jedna z naszych rozmówczyń.

- Pierwsza informacja od nich była taka, że jest im bardzo przykro i zostaną wyciągnięte konsekwencje. Zapytałam, czy w takim razie nie uważają, że powinni mi chociaż zwrócić za przejazd. Wtedy myślałam, że może ich w ten sposób ruszę, albo oni sami mnie zachęcą, żeby zgłosiła to na policję, albo coś. Dostałam informację, że zwrot został zlecony i że jest im bardzo przykro. Zwrócili 8,23 zł – opowiada Noemi.

Operatorzy aplikacji nie chcą wziąć na siebie odpowiedzialności za czyny współpracujących z nimi kierowców. Poszkodowane kobiety zdecydowały się nagłośnić swoje historie w sieci. Zachęciło to kolejne ofiary do ujawnienia się, ale paradoksalnie spowodowało także falę hejtu.

- Na fanpage’u było mnóstwo krzywdzących słów. Że sama jestem sobie winna, że na pewno byłam wyzywająco ubrana – mówi Noemi.

- Tamtego wieczoru nie byłam trzeźwa (…). Ale dlaczego ludzie uważają, że jak byłam pijana, to było pozwolenie, żeby on to zrobił? Padły komentarze „kobieta pijana, d… sprzedana” – przywołuje jedna z naszych rozmówczyń.

Kto rzeczywiście był za kierownicą?

Przewoźnicy, używający aplikacji, na początku swojej działalności korzystali z luk prawnych. Dziś przepisy są bardziej restrykcyjne, co jednak nie oznacza, że wszyscy ich przestrzegają. Mówi się o braku umów i identyfikatorów, a także o korzystaniu z jednego konta przez kilku kierowców.

- Słyszałam o gwałtach – przyznaje anonimowo jeden z kierowców. I dodaje: - W tych przewozach jest bardzo dużo nieścisłości, na aplikacji nie ma możliwości sprawdzenia, kto jeździ na tym samochodzie. Owszem jest podane imię i nazwisko, ale tym samochodem jeździ więcej osób.

Zdaniem naszego rozmówcy wśród kierowców są takie osoby, które w ogóle nie powinni jeździć, bo są agresywne i zaczepiają pasażerów.

- Zdarzało się też, że jeździli tacy, którzy byli poszukiwani (…). Liczy się tylko zarobek, a bezpieczeństwo jest na drugim miejscu – słyszymy.

"Operator aplikacji umył ręce"

Poprosiliśmy rzecznika prasowego operatora aplikacji, z której korzystały nasze bohaterki, o spotkanie. Bezskutecznie. Zadaliśmy dodatkowe pytania o poprawę bezpieczeństwa pasażerów. Prośba ta również spotkała się z odmową.

- W tym przypadku operator aplikacji całkowicie umył ręce. Całkowicie nie poczuwa się do odpowiedzialności – mówi Marcin Mamiński, adwokat Noemi Sopolińskiej. I dodaje: - Uważam, że powinna być przeprowadzona staranna selekcja kierowców. Nie powinno się to odbywać na zasadzie całkowitej dowolności, że robi to, kto chce, bez zbadania jego historii i przeszłości. Dopóki nie wprowadzimy regulacji, które będą nakładały na operatora konieczność starannej selekcji, odpowiedniego doboru kierowców, to ten problem nie zginie. W jednostkowym wypadku kierowca poniesie odpowiedzialność karną, a problem zostanie.

Ofiarom napaści bardzo często towarzyszy strach, że nikt nie uwierzy w ich wersję wydarzeń. Noemi postanowiła jednak zaryzykować i opowiedzieć o swoim doświadczeniu. To sprawiło, że 23-latkowi, który wywiózł ją 15 kilometrów od domu, postawiono zarzuty dopuszczenia się innej czynności seksualnej. Mężczyznę aresztowano na trzy miesiące.

- Są momenty, w których myślę, biorąc pod uwagę komentarze z sieci, czy jak ktoś mnie rozpozna, to napluje mi w twarz, spoliczkuje, czy podejdzie, poda mi rękę i powie dziękuję. Zawsze będą dwie strony medalu. Z drugiej strony poczułam, że nie chcę, żeby to się działo innym dziewczynom. Poczułam, że muszę coś z tym zrobić. Chcę sprawiedliwości i chcę, żeby kobiety czuły się bezpieczne - kwituje.

podziel się:

Pozostałe wiadomości