Boruta uciekła z rzeźni pod koniec lipca ub.r. Jej desperacka ucieczka, a potem walka o życie, przyćmiły wtedy wszystkie inne wydarzenia. Była bohaterką całej Polski. - Zdarza się, że zwierzęta podczas rozładunku uciekną. To była zwykła przeciętna jałóweczka, waga ok. 300 kg. Raczej mleczna rasa. Zwykła przeciętna jałówka z nieprzeciętną historią. Stąd do centrum Suwałk jedzie się ok. 10 minut. Ta krowa mogła biec z 30 minut na pewno – mówi Kamil Stankiewicz, właściciel rzeźni. - Kierowcy reagowali bardzo różnie. Zatrzymywali się, zjeżdżali w trosce o swoje auto bądź o zwierzę. Za krową jechał właściciel, który kilkakrotnie próbował ją zatrzymać. Ta krowa nie szła, nie spacerowała. Biegła. Krowa galopowała – dodaje Krzysztof Kapusta, rzecznik prasowy Komenda Rejonowa w Suwałkach. Wiadomość o dzielnej jałówce spod Suwałk bardzo szybko obiegła Polskę. Obrońcy zwierząt szybko zebrali pieniądze. Chcieli kupić i uratować Borutę. Jednak ich prosty plan był zagrożony. - Okazało się, że Powiatowy Lekarz Weterynarii nie zgadza się, żeby krowa została nam oddana. Powołał się na przepis, który mówił, że jeżeli zwierzę trafia do rzeźni, to powinno zostać w tej rzeźni zabite. On jest przyzwyczajony do takiej pracy, że może wiele jako Powiatowy Lekarz Weterynarii i jego decyzje decydują o życiu i śmierci zwierząt. A tu podjął decyzję, że krowa musi zginąć. Nie widział miejsca na dyskusję – tłumaczy Czarek Wyszyński, Fundacja VIVA. Losy krowy ważyły się kilka dni. Powiatowy Lekarz weterynarii był nie ugięty. Dopiero medialny szum i interwencja wojewody podlaskiego rozwiązały spór o życie jałówki. - To nie było chore zwierze, które stanowiłoby zagrożenie dla otoczenia. Warto było solidnie zastanowić się nad procedurami i przepisami – wyjaśnia Maciej Żywno, Wojewoda Podlaski. Obecnie Borutka mieszka pod Pszczyną. Ma swoich sponsorów i przyjaciół, którzy nadal dbają i finansują jej pobyt w Przystani dla zwierząt. - Boi się ludzi w białych fartuchach. Na ich widok wpada w panikę. Z nie każdego zwierzęcia musi być pożytek. Dla nas największa radością jest popatrzeć jak zwierzęta wybiegną rano na pastwisko, cieszą się brykają. Po prostu sobie żyją. Boruta tu będzie do końca swoich dni – mówi Dominik Nawa, Przystań Ocalenie.