- Agnieszka to dziecko trudne, agresywne, ucieczkowe. Jak dopada ją stres to różnie reaguje. Najczęściej agresywnie. Nie chodziła do szkoły, uciekała z niej. Biła się z koleżankami. Brała środki odurzające - wspomina Bożena Czerwińska, była psycholog w Domu Dziecka Zielony Dwór w Szczecinie. - To była zamknięta dziewczynka. Nie obnosiła się ze swoimi kłopotami - dodaje Anna Gniazdowska, dziennikarka Kuriera Szczecińskiego. 13-letnia Agnieszka z Zielonego Dworu próbowała popełnić samobójstwo bezpośrednio po tym, jak pokłóciła się z koleżankami. Przyjaciółki biły ją po głowie, kopały i wyzywały. Kilka godzin później Agnieszka nie pojawiła się na kolacji. Zaniepokojony wychowawca znalazł ją w sypialni. Próbowała się powiesić. - Ona z tymi koleżankami była, bawiła się, biegała. Była wesoła. Znam Agnieszkę, ja z nią przebywam, pracuję. Z jej zachowanie wcale nie wynikało, że chce popełnić samobójstwo – uważa Zbigniew Duszyński, wychowawca w Domu Dziecka. - Jeżeli nastolatka podejmuje próbę samobójczą, to możemy się spodziewać, że cierpi, przeżywa jakiś stres, ma zachwiane poczucie bezpieczeństwa – twierdzi jednak Barbara Starobrat – Hermelin, psychiatra dziecięcy. Agnieszka po próbie samobójstwa trafiła do szpitala. Psychiatrzy zalecili obserwację i indywidualną terapię. Już wkrótce, na początku lutego, na nowo będzie musiała powrócić do złych wspomnień. Sąd Rodzinny zadecyduje o losie jej koleżanek. A co z winą dorosłych? - W aktach nic nie ma o winie dorosłych. Jeśli postępowanie wyjaśniające dostarczy dowodów na to, że opieka nad małoletnią była sprawowana nienależycie, że wychowawcy bądź dyrekcja zaniechali właściwego nadzoru, wówczas sąd zawiadomi prokuratora o swoich podejrzeniach - mówi Elżbieta Zywar, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Szczecinie Dziennikarze UWAGI! postanowili przeprowadzić własny dowód na winę wychowawców z domu dziecka. - Stała się jakaś tragedia, dziecko próbowało popełnić samobójstwo. To jest bardzo mocny sygnał tego, że coś się dzieje z tym dzieckiem nie tak. Pytanie gdzie są wychowawcy? Dlaczego tego nie zauważają? Dochodziło do sytuacji, że młodzi wychowankowie domu dziecka, ośmio, dziesięcioletni, uciekali w nocy i bawili się na stacji PKP, kto ostatni zbiegnie przed nadjeżdżającym pociągiem - opowiada Sebastian Morzyc, były wychowawca w Domu Dziecka Zielony Dwór w Szczecinie. Sebastian Morzyc przez ostatnie dwa lata pracował w Domu Dziecka Zielony Dwór. Uważa, że pracownicy placówki odpowiadają za wszystko, co się tam dzieje. Kilka miesięcy temu odszedł z Zielonego Dworu, bo nie odpowiadała mu atmosfera pracy. - Wychowawca trafia do grupy dwa razy w tygodniu, czasami na noc i żaden proces wychowawczy nie przebiega tam w tym momencie. On przychodzi i dozoruje. Sprawdza czy dziecko poszło do szkoły, czy wróciło, zjadło, wykąpało się. Natomiast na proces wychowawczy nie ma żadnej szansy, bo nie ma kontaktu z dzieckiem. Wychowawcy modlą się, by na ich dyżurze nic się nie stało – mówi Bożena Czerwińska. - Oceniać można tylko wtedy, kiedy jest się od środka i zna się wszystkie okoliczności. Jeśli są to oceny osób z zewnątrz, które opierają się tylko na tym, co przeczytają, co usłyszą w telewizji, to takie oceny nie mają wartości - twierdzi Karolina Pikus, dyrektor Domu Dziecka Zielony Dwór w Szczecinie. Zielony Dwór to największy dom dziecka w Szczecinie. Pod opieką pracowników jest tam blisko setka dzieci. Mieszkańcy nazywają to miejsce PEKIN. W takim molochu musi dochodzić do nieprawidłowości. W maju ubiegłego roku UWAGA! informowała o wolontariuszu, który okazał się pedofilem. - W tym domu dziecka, w ostatnim roku dzieje się wiele dobrego. Dzieje się program naprawczy. Są konkretne zmiany. A złe jest to, co zwykle dzieje się w takich placówkach: przemoc między dziećmi, trudne sytuacje rodzinne. Winni są rodzice, którzy zostawili dzieci, porzucili je na pastwę losu - uważa Tomasz Jarmoliński, wiceprezydent Szczecina. - Wychowankowie domów dziecka są wychowankami drugiej kategorii. Wszyscy tylko udają, że tak nie jest. Nie ma osób, które się za nimi wstawią – twierdzi Sebastian Morzyc. Władze Szczecina i dyrekcja Zielonego Dworu chcą, by wychowankowie domu dziecka przestali być dziećmi drugiej kategorii. Dlatego jeszcze w tym roku ponad połowę z nich przeniosą z tej placówki do dwóch nowych i mniejszych. W ciągu dwóch lat w Zielonym Dworze pozostanie tylko trzydzieścioro dzieci. Czy te zmiany poprawią ich los? - Na tyle mamy wiedzy i modeli przeprowadzonych, że powinniśmy od tego jak najszybciej odchodzić. Nie odchodzić w kierunku 30-osobowych domów dziecka, bo to nic nie zmienia w kwestii samotności dzieci. Powinniśmy odchodzić w kierunku wychowania dzieci w rodzinach, gdzie są opiekunowie odpowiedzialni indywidualnie za dziecko i plan pomocy rodzinie tego dziecka. Tam dzieci naprawdę mogą się uczyć jak żyć w domu i jak przygotowywać się do samodzielności – uważa Tomasz Polkowski, prezes Towarzystwa Nasz Dom. Zobacz także:Pedofil w domu dziecka ---strona---