15-letnia Dominika wracała jak zwykle po lekcjach do domu. Wysiadła z autobusu i chciała przejść na drugą stronę jezdni. Ten fragment jej drogi zarejestrowała kamera zamontowana na budynku pobliskiej szkoły. W stronę przejścia dla pieszych szły też inne osoby. Dziewczyna podeszła do przejścia, spojrzała w lewą stronę i ruszyła. W tym momencie przez przejście przejechał autobus, który potrącił dziewczynę.
Tydzień na OIOM-ie
- Tu jest to przejście, Dominika leżała jakieś 10-12 metrów od przejścia - wspomina Mateusz Skrzypek, brat Dominiki. O wypadku swojej siostry dowiedział się od kolegi, który do niego zadzwonił. - Do tej pory mam ten widok przed oczami - mówi. - Baliśmy się o życie Dominiki. Był strasznie duży uraz głowy: krwiak, pęknięcie podstawy czaszki, nie wiedzieliśmy, czy dziecko przeżyje - mówi matka dziewczyny Renata Skrzypek i dodaje, że lekarze dawali jej córce 50 proc. szans na przeżycie. - Była na OIOM-ie tydzień - wspomina. Jak relacjonuje, Dominika wybudziła się szóstego dnia.
Dziewczyna przeżyła wypadek. Ma jednak poważne kłopoty ze zdrowiem. Nie słyszy na jedno ucho, ma problemy z równowagą. Prawdopodobnie czeka ja wszczepienie implantu słuchowego. Wróciła już do szkoły, uczy się w trzeciej klasie gimnazjum. Rehabilituje się. - Czasami tracę równowagę, nie mogę iść na wuef, chodzę na terapię - wylicza Dominika.
"Powinien zachować szczególną ostrożność"
Dochodzenie prokuratury i policji w sprawie wypadku trwało osiem miesięcy. Biegły powołany przez śledczych uznał, że kierowca autobusu jechał zgodnie z przepisami. Jego zdaniem do wypadku doprowadziła Dominika, bo wtargnęła na przejście dla pieszych.
Innego zdania jest jednak biegły Maciej Kulka, ekspert z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego i biegły w zakresie analizy i odczytu tachografów analogowych.
- Kierowca autobusu widział znak "uwaga dzieci" i powinien zachować szczególną ostrożność, czyli zwiększyć uwagę i spodziewać się, że na odcinku w tym przypadku aż 300 metrów może być dziecko. W tym momencie kierowca zaczyna przyspieszać - mówi Maciej Kulka, przytaczając zapis tachografu. - W tym miejscu jedzie 60 km/h i tutaj dochodzi do potrącenia - dodaje.
- Moim zdaniem on w ogóle nie zauważył tej dziewczynki, zobaczył ją, jak już była metr na przejściu - uważa Maciej Kulka.
Biegły: zaczął przyspieszać
Tymczasem według prokuratury kierowca jechał z dozwolona prędkością. Jak mówi Mirosław Michno z Prokuratury Rejonowej w Dębicy, śledczy korzystali z opinii biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków drogowych, nie zaś biegłego z zakresu odczytu i analizy tachografów analogowych. - Mam zaufanie do pana biegłego, odczytywał przy użyciu lupy treść tego tachografu. Nie mieliśmy tutaj żadnych wątpliwości co do jasności treści tej opinii - mówi.
- Pierwsza rzecz, na którą zwróciłem uwagę, to była prędkość autobusu. Kierowca w chwili zdarzenia miał prędkość 59-60 km/h - mówi dziennikarce UWAGI! Maciej Kulka. - Widzimy, że przed samym zdarzeniem kierowca zaczął przyspieszać - tłumaczy zapis tachografu i dodaje, że jest to sprzeczne z przyjętą przez śledczych wersją, jakoby pojazd poruszał się ze stałą prędkością.
Wydawał resztę?
Prokuratura nie ustaliła, co faktycznie w momencie wypadku robił kierowca. Jak się okazuje, kilka osób tuż po zdarzeniu opowiadało, że był czymś zajęty.
- Jakiś pan podszedł do niego [kierowcy - red.] i mu powiedział: "patrz chłopie co żeś narobił, jak się jedzie, to się nie wydaje reszty" - opowiada brat Dominiki.
Według odczytu z kasy fiskalnej, kierowca sprzedał bilet o godzinie 14:50. Policja w protokole zdarzenia podała, że do potrącenia Dominki doszło około pięć minut później. Jednak według zapisu z tachografu autobusu do wypadku doszło około 14:44-14:45, niemal w tym samym czasie, co wydawanie biletu. Ani biegły, ani prokurator nie zwrócili uwagi na te rozbieżności.
"Powinien być wyłączony z ruchu"
Autobus, który potrącił Dominikę należy do lokalnego przedsiębiorcy. W Dębicy jest on monopolistą. Ludzi wozi w większości starymi autobusami z dużym przebiegiem. Ich stan techniczny sprawdzany jest w Okręgowej Stacji Kontroli Pojazdów, której właścicielem jest... ten sam przedsiębiorca.
Trzy tygodnie przed wypadkiem taką kontrolę przeszedł pojazd, który uderzył w dziewczynę. Został dopuszczony do ruchu. Jak jednak ustalił ekspert powołany przez prokuraturę, w dniu wypadku miał niesprawne hamulce. Według biegłego awaria ta nie miała wpływu na przebieg wypadku.
- Na cztery punkty służące do hamowania jeden punkt był zepsuty - mówi o autobusie Maciej Kulka. - On powinien być wyłączony z ruchu w tym stanie technicznym, w jakim go opisał biegły! - nie ma wątpliwości ekspert.
O wypadek chcemy zapytać właściciela firmy transportowej, ten jednak odmawia rozmowy z reporterką UWAGI!. - Nie mam nic na ten temat do powiedzenia - ucina.
Zażalenie
Rodzina złożyła już zażalenie na decyzję prokuratury. Na rządowej stronie bezpiecznyautobus.gov.pl sprawdziliśmy, że autobus w marcu tego roku przeszedł pozytywnie przegląd i ponownie został dopuszczony do ruchu.