Poniżana pracownica na katolickim uniwersytecie

TVN UWAGA! 136260
Katolicki Uniwersytet Lubelski to szkoła z pięknymi tradycjami, znana z wysokich standardów etycznych i znakomitych wykładowców. To tu uczył studentów Karol Wojtyła, którego papieskie imię nosi teraz uczelnia. Jak to możliwe, że na tak szanowanym uniwersytecie może dochodzić do bulwersujących zdarzeń?

- Z związku z koniecznością reorganizacji zatrudnienia, wynikającej ze zmniejszającej się liczby studentów, musieliśmy zwolnić niektóre osoby. Wśród nich znalazła się dr Sabina Bober, która w normalnym trybie dostała wypowiedzenie. Zabrakło dla niej godzin dydaktycznych – mówi prof. Andrzej Derdziuk, prorektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. - To jest nieprawda, to kłamstwo. Mówienie, że nie ma godzin dydaktycznych to jest cyniczne kłamstwo - uważa ks. prof. Zygmunt Zieliński, historyk, Katolicki Uniwersytet Lubelski. 36-letnia doktor historii Sabina Bober kończy habilitację. Od początku błyskotliwej, naukowej kariery związana jest z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Kilka lat temu trafiła do katedry „Ruchów Społeczno Politycznych XIX i XX wieku” i wtedy rozpoczęły się jej problemy z przełożonym - profesorem Janem K. - On do mnie nie mówił, on krzyczał, wyzywał mnie od głupich, że jestem po świętej teologii, że on zrobił mi łaskę. Tak było cały czas. W pewnym momencie powiedział, żebym pisała mu artykuły. Powiedziałam mu, że nigdy tego nie zrobię, bo to jest niezgodne z etyką naukowca i z moim sumieniem. Chciał się podpisywać pod moimi publikacjami. Od tego momentu dawał mi do zrozumienia, że on mnie w instytucie, w katedrze nie chce – mówi dr Sabina Bober, historyk. - Pan profesor wszedł na zajęcia i powiedział: co ta pani tu robi, ona już tu nie pracuje. Przeszkadzał w prowadzeniu zajęć, mówił, że ona nic nie umie, że on ją przygarnął – opowiada Karolina Pieczykolan, historyk, była studentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Doktor Bober przez dwa lata znosiła szykany szefa-profesora. W końcu zaczęła desperacko szukać pomocy u swoich mistrzów, księży i jednocześnie jednych z najwybitniejszych naukowców KUL, dziś emerytowanych profesorów. - Wybrałem się do jego gabinetu, żeby porozmawiać, o co właściwie chodzi, bo tak do końca nie wiedziałem. Gdy mnie zobaczył, zaczął się bardzo denerwować. Zaczął krzyczeć, że z nią nie wytrzyma, że ją wyrzuci, że to jest czarownica. Trudno powtarzać, wulgaryzmy też były. Merytorycznych argumentów nie było – mówi ks. prof. Marian Rusecki, teolog, Katolicki Uniwersytet Lubelski. - Wściekał się, bałem się, że mnie pobije – przyznaje ks. prof. Zygmunt Zieliński, historyk, Katolicki Uniwersytet Lubelski. W styczniu 2010 roku porywczy profesor przeszedł do rękoczynów. - Usiadłam przy swoim biurku, nagle kazał mi wyjść. Zaczął mnie popychając bić po plecach. Wypchnął mnie z pomieszczenia katedry, wyrzucił wszystkie moje rzeczy – wspomina dr Sabina Bober, historyk. Doktor Sabina Bober poszła na obdukcję i zgłosiła sprawę na policję. Wydawało się, że władze KUL zareagowały stanowczo: zawiesiły profesora Jana K. i powołały w tej sprawie komisję dyscyplinarną, na czele której stanął ksiądz profesor Henryk Zimoń. O dziwo: pół roku później agresywnego naukowca ukarano jedynie upomnieniem, a i ta niezwykle łagodna kara nie uprawomocniła się wobec formalnych błędów członków komisji. W środowisku zawrzało. - Proszę pamiętać, że ta komisja działa niezależnie. Nie jesteśmy od komentowania orzeczeń komisji – uważa dr Paweł Smoleń, prorektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. - To była jedna wielka parodia i kpina. Ksiądz Zimoń wydzwaniał do mnie wielokrotnie strasząc mnie, że jeżeli będę mówiła cokolwiek złego na temat pana K., to wylecę z pracy – mówi dr Sabina Bober, historyk. - Podgłosiła swój telefon i było słychać wyraźnie: najpierw, żeby się pogodzili, i żeby nie występowała przeciwko profesorowi, bo jeśli będzie występowała, to może liczyć się z utratą pracy na KUL – mówi ks. prof. Marian Rusecki, teolog, Katolicki Uniwersytet Lubelski. Profesor Jan K. wrócił. W jedynym pomieszczeniu katedry wymienił zamki i nie wpuszczał do środka swojej podwładnej. Mimo licznych protestów, władze KUL milczały. Stała się rzecz niesłychana: młoda naukowiec w trakcie pisania pracy habilitacyjnej przez dwa lata pracowała w warunkach urągających godności naukowca i człowieka. - Dziekan pozwolił zabrać pani Bober wszystkie rzeczy z tego pomieszczenia, żeby mogła dalej wykonywać swoje obowiązki. Nie wiem gdzie – przyznaje prof. Andrzej Derdziuk, prorektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. - Pracowałam ze studentami na korytarzu, wszyscy o tym wiedzieli. Nikt nic nie zrobił – mówi dr Sabina Bober, historyk. W końcu zrozpaczona kobieta poszła na rozmowę do ówczesnego rektora KUL, księdza profesora Stanisława Wilka. Czekało ją jednak kolejne rozczarowanie. - Mówi do mnie: dlaczego ja się nie wynoszę z uniwersytetu, że mnie tutaj nikt nie chce. Rozpłakałam się. Było mi głupio. Spytałam się, dlaczego się nade mną znęca, co ja mu takiego zrobiłam. Powiedziałam, że tego psychicznie nie wytrzymam. Zapytał mi się, czy nie wiem, co zrobić, żeby sobie ulżyć w cierpieniu – opowiada dr Sabina Bober, historyk. - Ona była maltretowana psychicznie nieustannie, przez rektora, przez kierownictwo instytutu. Ciągle jej mówili, nikt pani nie chce, po co pani tu jest. Rektor potem powiedział wprost: zwolnię panią, jeśli pani nie wycofa się z procesu – mówi ks. prof. Zygmunt Zieliński, historyk, Katolicki Uniwersytet Lubelski. Doktor Bober postanowiła, że nie wycofa się z procesu przeciwko Janowi K., który toczy się w lubelskim sądzie. Przed wakacjami ziściły się groźby kierownictwa uczelni - usłyszała, że traci pracę z powodu braku studentów i godzin dydaktycznych. - Dlaczego ją zwolniono? Bo ona ma 36 lat i robi habilitację. Na ogół ludzie w instytucie robią habilitację około „pięćdziesiątki” albo jej nie robią. To jest zawiść – uważa ks. prof. Zygmunt Zieliński, historyk, Katolicki Uniwersytet Lubelski. - Napisaliśmy pismo, apel do dyrektora instytut, podpisało się pod nim dużo studentów i nikt z tym nic nie zrobił – mówi Karolina Pieczykolan, historyk, była studentka Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Mimo apelu a także protestów wielu polskich naukowców, KUL pozbył się dr Bober. Choć miesiąc temu zmieniły się władze, nowy rektor podtrzymał decyzję. Naukowcy, którzy udawali, że nie widzą krzywdy kobiety, nadal rządzą uczelnią, Jan K. uczy studentów, a profesorowie rzekomo znający sprawę, powtarzają jak mantrę, że jedynym powodem zwolnienia Sabiny Bober był brak godzin dydaktycznych. - Nie wiem, co jej poradzić. Mówiłem, żeby zachowała spokój, żeby się modliła, bo ja też to robię, może jakoś dojdzie do tego, że ludzie staną w prawdzie. Nie bardzo w to wierzę, ale nie tracę nadziei – przyznaje ks. prof. Marian Rusecki, teolog, Katolicki Uniwersytet Lubelski. - Jestem na bezrobociu, ksiądz Wilk zapowiedział mi, że pracy nigdzie nie znajdę i w żaden sposób nie jestem w stanie zrozumieć tego, czego doświadczam. Ksiądz katolicki stał się moim katem, i proszę mi powiedzieć, w co ja mam teraz wierzyć – pyta się dr Sabina Bober, historyk. Doktor Sabina Bober odwołała się od decyzji o jej zwolnieniu do sądu pracy. Ksiądz Zygmunt Zieliński napisał do Watykanu skargę na działania władz uczelni. Sprawę ma zbadać metropolita lubelski, arcybiskup Stanisław Budzik. A władze KUL - w przesłanym do UWAGI! stanowisku oświadczyły, że: ”sprawy będące tematem audycji są przedmiotem dwu postępowań sądowych, dlatego Prorektorzy KUL nie mogli i nadal nie mogą wypowiadać w mediach opinii co do problemów, będących przedmiotem tych postępowań, przed wydaniem orzeczenia w pierwszej instancji”.

podziel się:

Pozostałe wiadomości