Wojna w Ukrainie to ogromna tragedia dla ponad czterdziestomilionowego narodu. Wśród ofiar tego koszmaru są także zwierzęta. Niektóre wwożone do Polski, inne pozostawione na pastwę losu, często głodne, przerażone wyciem syren i hukiem bomb.
- Przemyśl stał się epicentrum wydarzeń przez to, że działamy tuż przy granicy ukraińskiej. Przez miesiąc około 700-800 zwierząt przewinęło się przez naszą fundację – podkreśla Radosław Fedaczyński, weterynarz z fundacji „Ada”.
Do Polski trafiają głównie zwierzęta z ukraińskich schronisk.
- Osoby, które tam pracują, chcą wydać zwierzęta do nas, żeby przejąć te z transportów z głębi ich kraju – wyjaśnia Fedaczyński.
Zwierzęta z Ukrainy przyjeżdżają także razem z uchodźcami. Zmienione na bardziej przyjazne, przepisy pozwalają wwieźć nawet niezaszczepionego pupila bez paszportu. Na dworcach i przy granicach działają wolontariusze.
- Osoby, które uciekają ze zwierzętami, często nie mają ze sobą żadnych akcesoriów. Nie mają karmy, żwirków, smyczy. A my mamy wszystko, co potrzeba. Rozdajemy to i pomagamy – mówi wolontariuszka Karina Daniszewska-Sroka.
Zoo w Charkowie
Już w pierwszych dniach wojny ucierpiało Zoo w Charkowie. Zginął orangutan i dwa szympansy, a także ludzie, którzy próbowali karmić zwierzęta. Rosjanie twierdzili, że znajdują się tam cele militarne. Ogród zoologiczny ostrzeliwany był wiele razy.
- Od 1 marca Stowarzyszenie Europejskich Ogrodów Zoologicznych wydało oświadczenie, w pełni popierające sankcje nałożone na Rosję. To oznacza, że zawieszone zostały transporty zarówno do, jak i z rosyjskich ogrodów zoologicznych – mówi Małgorzata Chodyła z Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu. I dodaje: - Zapytaliśmy Rosjan, czy wiedzą, co się dzieje z Zoo w Charkowie. Odpowiedzieli, że przecież nic się nie dzieje.
Większe zwierzęta, ewakuowane z ogrodów zoologicznych, zdane są na pomoc doświadczonych organizacji prozwierzęcych.
- Do tej pory były cztery transporty zwierząt z Ukrainy, przejęliśmy je na granicy, przepakowaliśmy do naszych samochodów. Większość zwierząt pojechało do azyli w Belgii i Holandii. W trakcie pokoju przewożenie zwierząt, zwłaszcza spoza terenu Unii Europejskiej, to bardzo złożona procedura. W warunkach wojny, nie sposób kompletować dokumentów – tłumaczy Małgorzata Chodyła.
I podkreśla, jak duży wpływ na zwierzęta ma wojenna rzeczywistość.
- Nowe miejsca, nowi ludzie, ciągłe transporty, niedokarmienie. Zdobycie kilku kilogramów świeżego mięsa dla tygrysów jest bardzo utrudnione – zaznacza.
Wożą karmę, przywożą zwierzęta
Większość transportów do Polski dotyczy psów i kotów, które zgubiły się, uciekły lub zostały porzucone.
- Od momentu wybuchu wojny byłam już pięć razy w Ukrainie. W tamtą stronę wiozę karmę, leki, a w drugą przywożę zwierzęta – mówi Karina Daniszewska-Sroka, wolontariuszka.
Podczas wyjazdów wolontariuszy pojawiają się alarmy bombowe.
- Każdy z nas, wjeżdżając na tereny objęte wojną, musi pamiętać, że coś się może wydarzyć. Trasy do Kijowa, Buczy, Aleksandrii są bardzo niebezpieczne – przyznaje pani Karina.
Wszystkie organizacje posiłkują się pieniędzmi ze zbiórek. Bez tego ich działalność nie byłaby możliwa.
- Będziemy dalej jeździć i pomagać. Mamy plan na trzy lata. Nawet jeśli wojna się skończy, to zaczną się problemy zwierząt. Ludzie będą skupieni na odbudowie kraju, będą inne priorytety – mówi Radosław Fedaczyński.
- Zwierzęta nie mają narodowości. Każdemu zwierzęciu jeśli mogę, to pomagam – kończy Karina Daniszewska-Sroka.