Dariusz jest dziś winny bankom 140 tysięcy złotych. Za namową sąsiada, Kamila R., pięć lat temu wziął cztery kredyty, które miały być zastrzykiem pieniędzy dla otwieranej przez niego firmy budowlanej.
"Głupi byłem"
- Głupi byłem, bo kto by wziął koledze kredyt? - mówi teraz. Jak tłumaczy, nie miał wtedy pracy, a Kamil R. obiecał, że załatwi mu zatrudnienie. - Mówił, że zostanę jakimś kierownikiem, że będę miał ludzi, którzy będą ze mną pracować - wspomina.
Wysokie kredyty dostał, bo Kamil R. poświadczył, że Dariusz u niego pracuje. - Wystawił mi umowę o pracę, wypisał, że zarabiam 3,5 tys. złotych - mówi i od razu zaznacza, że tak naprawdę nigdy dla Kamila R. nie pracował, a pieniędzy z umowy nie widział na oczy.
- Z dziewczyną nie mogę się ożenić ani mieć dziecka, bo wszystkie moje długi przechodzą automatycznie - mówi Darek. - Jak się za to nie wezmę, to się rozstaniemy - twierdzi.
Policjant i sąsiad
Kamil R. to były już funkcjonariusz grójeckiej komendy powiatowej. Przez prawie 10 lat pracował w służbach patrolowych, a do tego mieszka w tej samej miejscowości, co jego ofiary. Oba te fakty na pewno wpłynęły na jego wiarygodność w oczach ofiar.
A tych, jak się okazało, w niewielkiej miejscowości pod Radomiem jest znacznie więcej. Kwoty kredytów i pożyczek opiewają zaś łącznie na setki tysięcy złotych.
Więcej ofiar
Jedną z takich oszukanych osób jest Tomasz Kopyciński - bezdomny, który koczuje w pomieszczeniu gospodarczym udostępnionym przez rodzinę. Po wypadku na budowie ma silne zaburzenia błędnika i od wielu lat nie pracuje. Namówiony przez Kamila R., zgodził się na fikcyjne zatrudnienie w jego firmie budowlanej, które miało mu zapewnić opiekę zdrowotną. - Dałem mu dowód, później po dwóch tygodniach mi dowód oddał. Przyszły papiery z banku - opowiada i deklaruje, że w banku ani nie był, ani niczego nie podpisywał.
Ofiarą Kamila R. padli także rodzice. Syn miał wziąć na nich kredyty na ponad 120 tysięcy złotych, za które kupił dla siebie mieszkanie w Radomiu.
Na pana Krzysztofa - kolejnego poszkodowanego - jedna z pożyczek zaciągnięta została, gdy przebywał na szpitalnym oddziale zamkniętym. Inną wziął - jak opowiada, będąc nietrzeźwym - gdy Kamil R. zawiózł go do banku i podsunął papiery do podpisu. Ze względu na silne uzależnienie od alkoholu, śledczy przez długi czas mieli problem z przesłuchaniem go. Mężczyzna ten to jedyna osoba, która zgłosiła się w tej sprawie do prokuratury. Niedługo potem jednak pan Krzysztof wycofał się ze współpracy z organami ścigania.
Prowokacja
Po ponad pięciu latach swojej działalności Kamil R. najwyraźniej stracił czujność. Szybko daje się bowiem przekonać, że nasz reporter to bezrobotny znajomy pana Dariusza. Chce zaciągnąć na siebie nowe kredyty, które spłacą zobowiązania kolegi. - Jesteś w stanie do Warszawy podjechać? Podjedziesz, ulica Postępu 17a. Jest to Biuro Informacji Kredytowej i Biuro Informacji Gospodarczej. To jest ten BIK i BIG. Później z tymi raportami przyjedziesz do mnie - instruuje naszego reportera.
W czasie kiedy Kamil R. składa naszemu reporterowi propozycję wzięcia kredytu, w jego aucie czeka już kolejna osoba, najprawdopodobniej pod wpływem alkoholu. Postanawiamy się ujawnić.
Odszedł ze służby
Zaraz po naszej prowokacji, sierżant Kamil R. składa przełożonym raport, w którym prosi o zwolnienie ze służby, wskazując na przyczyny osobiste. Dzień później oficjalnie przestaje być policjantem.
- Dobrze się stało, że pan Kamil R. sam podjął decyzję i stwierdził, że nie powinien dłużej nosić policyjnego munduru - mówi Alicja Śledziona, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej w Radomiu. - Prokuratura będzie formułowała zarzuty i ten mężczyzna, były funkcjonariusz, odpowie jak każdy inny, który znalazłby się w takiej sytuacji. Na pewno poniesie tego konsekwencje – dodaje.
Podrobione dokumenty
Jeszcze przed emisją reportażu Kamil R. obiecuje jednemu z poszkodowanych spłatę części zadłużenia w zamian za rezygnację z jego udziału w programie. Na dowód posiadania pieniędzy przedstawia wyciąg z konta bankowego i potwierdzenie przelewu pocztowego na prawie 80 tys. złotych. Szybko jednak okazuje się, że oba dokumenty zostały podrobione.
Współpraca banków?
Kwestia tego, jak doszło do przyznania bezrobotnym tak dużych kredytów, będzie do ustalenia w innym postępowaniu. - Nie można wykluczyć, że w tym procederze brał udział ktoś z banku - mówi Łukasz Dajnowicz rzecznik prasowy Komisji Nadzoru Finansowego. Jak udaje nam się dowiedzieć, dwie pożyczki zostały przyznane przez nieistniejące już kasy SKOK. Pozostałe banki zasłaniają się tajemnicą bankową.