Anna Dyrka-Brzozowska, z zawodu aktorka i reżyser, w latach 80. była działaczką łódzkiej opozycji. 16 lat temu postanowiła poświęcić się głęboko upośledzonym dzieciom. Założyła nietypowy dom pomocy społecznej. - Nasz dom ma wiele elementów nietypowych. Nietypowe jest już to, że mieszkamy w rożnych punktach miasta – mówi Anna Dyrka Brzozowska, prezes Domu na Osiedlu. Dom na Osiedlu to dwa oddalone od siebie o kilka kilometrów mieszkania. Mieszka w nich 11 podopiecznych. Mają od 14 do 35 lat. Według założeń, głęboko upośledzeni ludzie, pod okiem opiekunów mieli uczyć się samodzielności: sprzątać, gotować, robić zakupy. - Podziwiałam jej zacięcie w stronę dzieci niepełnosprawnych, że ona chce je usamodzielnić, pobudzić do życia - przyznaje Barbara Gajewska, pedagog, były sekretarz zarządu Domu na Osiedlu. Od powstania Domu na Osiedlu z placówki odeszło kilkudziesięciu opiekunów: psychologów i nauczycieli. Jak mówią, wizja i słowa założycielki placówki, nie miały pokrycia w praktyce. Poza tym kierowała życiem domu sama, nie zwracała uwagi na rady specjalistów. - Pani dyrektor ma jakiś uraz. Tkwi w poglądzie, że dawanie leków zakłóci proces twórczy - mówi Joanna Czarnecka, pedagog, były opiekun w Domu na Osiedlu. - Lekarze dają dzieciom zbyt duże dawki leków, natomiast ona chce swoim eksperymentem, programem autorskim odstawiać dzieciom leki i tak robiła - dodaje Barbara Gajewska, pedagog, były sekretarz zarządu Domu na Osiedlu. Formą terapii w Domu na Osiedlu są zajęcia plastyczne. Według autorskiego programu założycielki domu, wychowankowie codziennie tworzą własne prace malarskie i rękodzielnicze. Ich sprzedaż miała też zasilać budżet wspólnoty. - Szarości, zgniłe zielenie, w takich kolorach te prace młodzież powinna wykonywać. Pani Hanka decydowała o wszystkim. Decydowała również o tym, co dzieci mają malować – mówi Dorota Niesyto, nauczyciel, plastyk, były opiekun w Domu na Osiedlu. Dziennikarze UWAGI! ustalili, że szefowa Domu na Osiedlu wymusza na podopiecznych pobyt w pracowni podpisując ze swoimi upośledzonymi wychowankami umowy. Za nieobecność grozi kara pieniężna, mogą też stracić pokój, w którym mieszkają. - Oczywiście, że ta umowa jest w porządku, bo one przychodzą tu do pracy – uważa Anna Dyrka Brzozowska, prezes Domu na Osiedlu. Prezes Domu na Osiedlu zdecydowała także, że upośledzeni podopieczni powinni poruszać się po mieście sami, bez asysty opiekuna. Wszystko, aby się usamodzielnić. - Wiem o przypadku zagubienia się, zaginięcia w drodze najbardziej upośledzonej osoby z tego grona – mówi Joanna Czarnecka, pedagog, były opiekun w Domu na Osiedlu. Inny autorskim pomysłem założycielki i szefowej Domu na Osiedlu była decyzja o skierowaniu ciężko upośledzonej kobiety do samodzielnego zamieszkania w pomieszczeniu pracowni twórczej. Po krótkim czasie kobieta zaszła w ciążę. - Czy to jest jakiś dziwny fakt, że dorosła kobieta zaszła w ciążę? Ona też ma potrzebę posiadania faceta – dziwi się Anna Dyrka Brzozowska, prezes Domu na Osiedlu. Dziecko urodziło się upośledzone. Po urodzeniu przekazano je do Domu Małego Dziecka. Większość mieszkańców Domu na Osiedlu nie jest ubezwłasnowolniona. Wychowankowie mimo poważnego upośledzenia, nie mają opiekunów prawnych, którzy pilnowaliby ich interesu. Nie mają, bo ubezwłasnowolnieniu sprzeciwia się prezes Dyrka-Brzozowska. Dopiero niedawno prokuratura, wystąpiła do sądu o ustanowienie kuratorów dla piątki pensjonariuszy. Proces trwa. - Podejmują czynności prawne nie mając żadnej świadomości tego, co robią. Myślę, że kluczowa jest tu kwestia mieszkań - uważa Joanna Czarnecka, pedagog, były opiekun w Domu na Osiedlu. Reporterzy UWAGI! dotarli do umów, które prezes Dyrka-Brzozowska podpisała ze swoimi niepiśmiennymi podopiecznymi. Z czterech mieszkań, z których korzysta Dom na Osiedlu, trzy należą do upośledzonych podopiecznych. Jednak na podstawie umów, wynajmują je za darmo stowarzyszeniu, które zarządza Domem na Osiedlu. - Ja im to czytam i oni to rozumieją, co jest w tej umowie - tłumaczy Anna Dyrka Brzozowska, prezes Domu na Osiedlu. Dom na Osiedlu otrzymuje publiczne dotacje. W ubiegłym roku z Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych i łódzkiego MOPS-u otrzymał ponad 380 tys. zł dofinansowania. - Brutalna prawda jest taka, że dopóki nie stanie się tam coś złego i nie wkroczą organy ścigania, to my z administracyjnego punktu widzenia możemy zrobić niewiele – mówi Agnieszka Łukomska-Dulaj, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego w Łodzi. Dom na Osiedlu jest regularnie kontrolowany przez urzędników miejskich i wojewódzkich. Jednak do tej pory nie zauważyli oni żadnej nieprawidłowości. - To są lokale, które powinni użytkować podopieczni. Podpisywanie tych umów jest nieetyczne, ale oni mają zdolność do czynności prawnych – mówi Agnieszka Łukomska-Dulaj. - Natychmiast spowoduję kontrolę. My o tej sytuacji nie widzieliśmy. Nie mieliśmy żadnej informacji, że są zawierane jakiekolwiek umowy między mieszkańcami a stowarzyszeniem – dodaje Andrzej Kaczorowski, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Łodzi.