Podpalona przez męża we własnym domu

TVN UWAGA! 4226376
TVN UWAGA! 214974
Choć nikt nie dawał jej szans na przeżycie, to kilka dni temu lekarze wybudzili ją ze śpiączki farmakologicznej. Pani Bernadeta od półtora miesiąca walczy o życie w szpitalu po tym, jak pijany mąż oblał ją benzyną i podpalił. Dlaczego to zrobił i co działo się w ich domu? W rozmowie z dziennikarką UWAGI! opowiedzieli nam o tym najbliżsi poszkodowanej kobiety.

Pod koniec sierpnia, po północy, strażacy w Wolbromiu otrzymali chaotyczne zgłoszenie od kobiety, która powiedziała, że została podpalona przez męża. Na miejscu okazało się, że wywołany przez pijanego mężczyznę pożar zajął cały dom. Oprócz kobiety było tam 4-letnie dziecko i dwoje starszych dzieci. Na szczęście nic im się nie stało.

"Mówili, że jak przeżyje, to będzie cud"

- Usłyszałam, że wchodzi do domu. Myślałam, że położy się normalnie w salonie na sofie i pójdzie spać, ale usłyszałam, że wchodzi do sypialni, zamyka drzwi. I usłyszałam, że coś się w sypialni tłucze - opowiada córka pani Bernadety, 14-letnia Kamila, na której oczach rozegrała się tragedia. - Obudziłam brata, który był na łóżku obok. Albert pobiegł do sypialni, ja zaraz za nim pobiegłam. Próbował otworzyć drzwi, ale Mirek trzymał te drzwi swoim ciałem - wspomina i dodaje, że gdy w końcu udało się dostać do sypialni, cała stała już w płomieniach. - Mama się już wtedy paliła - mówi. Razem z bratem zaczęli oblewać ją wodą.

Stan pani Bernadety od początku był krytyczny. Kobieta od razu została przewieziona do krakowskiego Szpitala im. Rydygiera. Lekarze z oddziału oparzeń ocenili, że jej obrażenia są bardzo rozległe, ma oparzenia trzeciego stopnia.

- Mówili, że jak przeżyje, to będzie cud.... z tak rozległymi obrażeniami. Miała poparzone 73 proc. ciała plus drogi oddechowe i płuca - wspomina Adam Siuzdak, brat pani Bernadety.

Co działo się w tym domu?

Bernadeta i Mirosław zamieszkali razem w Wolbromiu w 2009 roku. Mężczyzna pracował jako operator maszyn kablowych w dużym zakładzie produkcyjnym. Wziął kredyt i kupili dom. Rok później pobrali się, a potem urodziła się ich obecnie 4-letnia córka. Razem wychowywali też 14-letnią dziewczynę i 17-letniego chłopca, dzieci z poprzednich związków pani Bernadety.

- Czasem się żaliła do mnie, że [on - red.] pije, że nie pomaga. Jak pił, to nie dawał na nic - mówi pan Adam i dodaje, że jego siostra każdy zarobiony grosz inwestowała w dom albo w dzieci. - Cały czas tak było, z jednej pracy do drugiej - mówi. Według Kamili partner jej matki początkowo ukrywał problem alkoholowy, ale z czasem się to zmieniło. - Chodził zazwyczaj do piwnicy i tam właśnie pił. To się nasilało z czasem - mówi.

- Jeżeli jemu coś nie pasowało w zachowaniu mamy, a tak praktycznie było zawsze, to nie odzywał się miesiącami nawet do mamy - opowiada córka kobiety.

Kiedy Pani Bernadeta walczy o zdrowie w szpitalu, dziećmi opiekuje się jej kuzynka Danuta. To jej też często kobieta zwierzała się ze swoich problemów. - Nie zawsze były złe te relacje. Czasami było normalnie. Mieli wspólne plany, co będą robić... - mówi Danuta Florek. - Jak Mirek wpadł w ten swój ciąg, to wszystko się psuło. Bardzo się to na niej odbijało. Później zobojętniała - wspomina. Jak twierdzi, po ostatniej rozmowie kuzynka sprawiała wrażenie, że od mężczyzny w końcu odejdzie.

Wypiera podpalenie?

Mirosław W., 48-latek, w chwili zatrzymania miał prawie 1,5 promila alkoholu we krwi. Trafił do szpitala, bo doznał niewielkich poparzeń i tam prokuratorzy przedstawili mu zarzuty usiłowania zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, spowodowania pożaru i narażenia na niebezpieczeństwo dzieci. Sąd zadecydował o tymczasowym aresztowaniu go na trzy miesiące, ale za popełnione czyny grozi mu dożywocie.

- Obecnie możemy opierać się wyłącznie na jego wyjaśnieniach, że awantura z żoną, wytykanie mu, że jest pod wpływem alkoholu, spowodowało tę akcję z jego strony - mówi Janusz Hnatko z Prokuratury Okręgowej w Krakowie. - On nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, co zaszło. Twierdzi, że z jednej strony polał, ale nie przyznaje się do tego, że podpalił. Bardzo tego oczywiście żałuje, nie chciał nikomu zrobić krzywdy - dodaje i zapowiada, że wyjaśnienia te oceni biegły.

Nie chcą tam wracać

Ostatnio pan Adam mógł w końcu spojrzeć w oczy siostrze, bo lekarze wybudzili Panią Bernadetę ze śpiączki farmakologicznej. Jej stan nadal jest bardzo poważny, ale to wielki przełom w jej leczeniu. - Ucieszyła się, w oczach to było widać - mówi pan Adam.

Dom, w którym żyli, nie nadaje się do zamieszkania. Dzieci zresztą nie chcą tam już być i nie mają też do czego wracać - spłonęły ich ubrania, ulubione zabawki, wszystko, co przez lata gromadzili. Po pożarze mieszkańcy bardzo im pomogli, za co rodzina jest bardzo wdzięczna. Ale dalsze losy to wielka niewiadoma.

Stan zdrowia Pani Bernadety określany jest obecnie jako średnio-ciężki. Każdy dzień jest dla niej trudny, to najbliższe tygodnie pokażą jak rany będą się goić i jak przebiegnie dalsze leczenie kobiety. - Po takim oparzeniu nie da się już być w pełni sprawnym człowiekiem. Nie ma takiej możliwości - mówi Roman Wach, lekarz ze szpitala im. L. Rydygiera w Krakowie.

Można pomagać!

Jeśli ktoś chce pomóc rodzinie, może wpłacać pieniądze na konto krakowskiego stowarzyszenia Piękne Anioły (http://www.piekne-anioly.org) Tytuł przelewu: darowizna dla dzieci z Wolbromia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości