Danuta i Ryszard Nieckarzowie mieszkają w gminie Lubań pod Zgorzelcem. Są zamożni. Dorobili się na handlu warzywami i owocami. Mają hurtownie i sklepy. Swój towar dostarczają też do pobliskich hoteli i sklepów w okolicznych gminach. Nigdy nie mieli zatargów z sąsiadami.
Pierwsze podpalenie
Ich majątek już trzy raz stawał w ogniu. Podpalacz wchodził na ich posesję i do przedsiębiorstwa.
- Boję się o zdrowie i życie mojej rodziny - żony, wnuków, córki i syna – mówi Ryszard Nieckarz.
Rodzina czuje się bezsilna. Uważa, że policja niewiele robi w ich sprawie.
- Do policjanta powiedziałam, wprost; Kiedy zacznie działać? Jak spłonie dom i przyjadą karawanem po zwłoki? Wtedy będą jakieś działania? Kogo mam prosić o pomoc? – denerwuje się Danuta Nieckarz.
Pierwszy pożar udało się ugasić przed rozprzestrzenieniem się na budynki, w których przebywała rodzina.
- Weszli na naszą posesję i polali po żywopłocie, po korze, żeby to jak najszybciej się podpaliło – mówi pani Danuta.
Drugie podpalenie
O kolejnym podpaleniu opowiada Ryszard Nieckarz.
- Przecięli siatkę i weszli, są ślady, jak szli w stronę altanki. Znaleźliśmy skrzynkę. Był w niej kanister z paliwem i jakieś puszki – mówi.
Domek letni, który znajdował się na ternie posesji, spłonął doszczętnie.
- W tym domku spędzaliśmy wszystkie wolne dni, zanim wybudowaliśmy nasz dom. Był wyposażony w meble kuchenne, wersalki… Bałem się, że ogień przeniesie się na budynki. Od temperatury wytopił się styropian i zaczęło się dymić – opowiada Nieckarz.
Jego żona dodaje, że po tym wydarzeniu trzy dni nie wychodziła z domu.
Nieckarze skarżą się na bierność policji.
- Nic nie zaczęli robić. Mieli posprawdzać monitoringi na stacjach benzynowych. Nikt nie był, bo mam tam kolegę i wiem, że nikt nie sprawdzał, czy była tankowana mała ilość benzyny. Wskazałem też, gdzie są monitoringi na domach. Ale nikt tam nie był do dzisiaj – podkreśla Ryszard Nieckarz.
Kolejne podpalenie miało miejsce kilka kilometrów dalej. Celem była hurtownia państwa Nieckarzów, która cudem nie spłonęła.
- Pracownicy zauważyli dym i zaczęli wiadrami gasić. Zadzwonili po straż pożarną – opowiada Nieckarz.
Złodzieje samochodów?
Rodzina zastanawiają się, czy podpalenia mogą mieć związek ze złodziejami samochodów. W listopadzie ubiegłego roku córce Ryszarda skradziono auto. Złodzieje zgłosili się po okup. Poproszona o pomoc lubańska policja nie podjęła interwencji na czas. Dlatego pan Ryszard postanowił sam odzyskać samochód. Udało się, mężczyzna zatrzymał też jednego ze złodziei. Okupu nie zapłacił.
- Sam pojechałem. Wcześniej zgłosiłem to na policję, funkcjonariusz powiedział mi, żebym jechał, ale nie wjeżdżał do lasu. Wysiałem z auta, obszedłem dookoła, popatrzyłem przez szyby i nic w aucie nie było – relacjonuje pan Ryszard.
- Przeżywałam horror, że pojechali i wydarzy się tragedia. Mąż informował policje o tym zdarzeniu, że ma taką informację i nikt z nim nie pojechał – podkreśla pani Danuta.
Nieckarz z powagi sytuacji zdał sobie sprawę dopiero po fakcie.
- Jak mi to córka powiedziała, dopiero zastanowiłem się, co zrobiłem. Mogli mieć broń, siekierę, kije bejsbolowe. Mogło być ich pięciu. Powinienem jechać z policją, mieć przynajmniej kamizelkę, obstawę. Powinna być zrobiona jakaś zasadzka. Najgorsze jest to, że złapałem złodzieja, a policja go wypuszcza – denerwuje się Ryszard Nieckarz.
- Policjanci od momentu zgłoszenia współpracowali ze zgłaszającym, weryfikowali wszystkie informacje, które przekazywał odnośnie możliwych miejsc, gdzie znajduje się ten pojazd – twierdzi kom. Kamil Rynkiewicz z dolnośląskiej policji.
Co na to policja?
Państwo Nieckarz, widząc bezsilność policjantów z Lubania, którzy nie pomogli w odzyskaniu skradzionego samochodu i złapaniu podpalaczy postanowili sami zadbać o swoje bezpieczeństwo. Założyli monitoring.
- Mąż pół nocy nie śpi, patrzy w kamery, czy ktoś na posesję nie wchodzi – mówi Danuta Nieckarz.
Czy lubańska policja dotychczas działa prawidłowo?
- Policjanci podejmują wielotorowe działania. Zawsze będzie istniał odsetek osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa zatrzymywanych przez obywateli – mówi kom. Rynkiewicz.
Pojawienie się ekipy Uwagi! spowodowało spore zamieszanie w tamtejszej policji. W nocy oznakowane radiowozy zaczęły patrolować okolice domu Nieckarzów i inne miejsca, gdzie dochodziło wcześniej do podpaleń.
- Czynności operacyjne zostały podjęte od razu po otrzymaniu zgłoszenia po każdym z tych zdarzeń. Obecnie są kontynuowane – dodaje kom. Rynkiewicz.