Na granicy dwóch niewielkich miejscowości pod Gorzowem Wielkopolskim znajdują się dwie fermy norek. I chociaż początkowo nie były uciążliwe, są teraz problemem dla mieszkańców. Od kilku lat bezsilni i zrozpaczeni mieszkańcy walczą ze smrodem, gigantyczną plagą much i fetorem, które uniemożliwiają im normalne funkcjonowanie.
Zabijają po kilkaset much dziennie
- Codziennie wstaję i zabijam około stu much. Następnie z 200-300 to zabija - mówi jeden z mieszkańców i pokazuje specjalną lampę elektryczną. - Lepów wieszam z 12 dziennie - mówi inny, wskazując oblepiony owadami pasek.
- W zeszłym roku poprosiłam o interwencję powiatowego sanepidu - wspomina Magdalena Pyka, mieszkanka gminy Witnica. Dostała odpowiedź, że sprawa zostaje przekazana do Urzędu Miasta i Gminy Witnica, ale burmistrz także nie zareagował. Zamiast tego wysłane zostało pismo, że problem much jest znana i miejskie władze wielokrotnie powiadamiały o nim "stosowne instytucje". Jakie? - Sanepid pisze do burmistrza, a burmistrz - do sanepidu - podsumowuje urzędnicze przerzucanie piłeczki pani Magdalena.
Wizyta na sesji
Zdesperowani mieszkańcy postanowili wybrać się na sesję rady gminy, by zmusić urzędników do podjęcia działań w sprawie plagi much. Razem z nimi na sesji zjawiliśmy się także my - ani burmistrz, ani radni nie spodziewali się tam naszej wizyty. Na prośbę mieszkańców zmieniono porządek obrad i pozwolono im wypowiedzieć się na temat ich problemu.
- Dlaczego naszą wieś tak zapaskudzono? - padło pytanie w imieniu mieszkańców. - Gdy byłem w komisji rolnictwa, wizytowaliśmy fermę. Interesowaliśmy się tym, że ona się rozbudowuje wbrew woli rady miejskiej i burmistrza. Nie wiem, dlaczego tak się stało, prawdopodobnie miał tam powstawać szpital, uzdrowisko dla tych norek - próbował wyjaśniać radny Zygmunt Wilk. Tłumaczył, że zaskoczony jest tym, że na fermie prowadzi się produkcję. Dlaczego nic nie robiono, chociaż radni mieli świadomość, że zakład się rozrasta? - Tam są postawione znaki "zakaz wstępu" - mówił Zygmunt Wilk.
- Zgłaszaliśmy zapytania do sanepidu, niestety sanepid odbija zawsze piłeczkę - tłumaczy Dariusz Jaworski, burmistrz Witnicy. - Problem istnieje od wielu lat, współczuję mieszkańcom, będę starał się pomóc - twierdzi.
Na fermie nie ma much?
Wygląda na to, że właściciele obu ferm, podobnie jak urzędnicy, nie poczuwają się do odpowiedzialności.
- Niech pani powie, gdzie nie ma much - mówi w rozmowie z reporterką UWAGI! Andrzej Dudczyn, właściciel jednej z ferm. Zauważa, że w grudniu i listopadzie muchy nie występują. - Ja much nie mam! Czy widzi tu pani jakieś roje much? Mucha nie ma właściciela - dopytuje. - Ja mam na tablicy "teren prywatny, wstęp wzbroniony". Dlaczego mają mi muchy przychodzić? - ironizuje.
Problemu nie widzą też zarządcy drugiej fermy, chociaż nawet dozorca, którego spotykamy przy bramie, przyznaje, że z muchami jest problem. - Przeszkadzają, ale co zrobić? - mówi i dodaje, że właścicielka kupuje "jakieś środki" i tak radzi sobie z kłopotem.
- Czy pani tu widzi jakieś muchy? To są pojedyncze sztuki - twierdzi Hubert Harasimowicz, dyrektor fermy. - Tu wielokrotnie przyjeżdżał sanepid i lekarz weterynarii. Byli zszokowani, przychodząc do biura, że much nie ma - mówi. Ale do budynku reporterki UWAGI! zaprosić nie chce.
Przerzucanie piłeczki
Porozmawiajmy więc ze służbami. Inspektorzy Sanepidu byli na miejscu i jedyne, co zrobili, to stwierdzili fakt: muchy są.
- Muchy wylęgają się w odpadach organicznych. To, co się dzieje w dziedzinie gospodarki odpadami czy też resztkami karmy, czy tuszami padłych zwierząt, nadzorują organy inspekcji weterynaryjnej - tłumaczy Anna Dańko z sanepidu w Gorzowie Wielkopolskim
Może więc faktycznie to powiatowy lekarz weterynarii powinien rozwiązać problem? Gdy postanowiliśmy to sprawdzić, ten odmówił nam rozmowy przed kamerą. W krótkiej rozmowie telefonicznej stwierdził, że nie ma żadnych kompetencji, by pladze much przeciwdziałać. Może Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska?
- My kontrolujemy zakład pod względem uprawnień, które daje nam nasza ustawa - mówi Maria Staroń, delegatura WIOŚ w Gorzowie Wielkopolskim i precyzuje: kontrolowane jest ujęcie wody. - Na tej fermie nie istnieje inna instalacja, która by podlegała pod kontrolę - ucina.
"Państwo nie może odwrócić się tyłem"
A jednak jest inaczej. WIOŚ, a także sanepid nie tylko może, ale wręcz jest zobowiązany po pierwsze skontrolować zakład, który jest uciążliwy dla mieszkańców i środowiska, a - co najważniejsze – wydać decyzje, które tę uciążliwość ukrócą. Muchy i odór wokół ferm norek to nie wyłącznie kwestia braku komfortu – okazuje się, że takie sąsiedztwo jest po prostu niebezpieczne dla zdrowia.
- To jest sprawa zdrowia publicznego - uważa Zbigniew Hałat, specjalista epidemiolog, były Główny Inspektor Sanitarny. - Fermy norek od bardzo dawna były na celowniku Państwowej Inspekcji Sanitarnej z uwagi na skład odchodów, który jest wyjątkowo agresywny, jeśli chodzi o wywoływanie odorów - tłumaczy. Te, jak precyzuje, chociaż nie są zaliczane do trucizn, zawierają siarkowodór, który uszkadza centralny układ nerwowy. - Sanepid ma bardzo duże kompetencje. Może na przykład wydać decyzję o unieruchomieniu takiego obiektu - mówi i dodaje: - Państwo nie może odwrócić się tyłem, kiedy obywatel jest w potrzebie.
Po naszej wizycie w gminie Witnica otrzymaliśmy informację, że urzędnicy w obecności mieszkańców zobowiązali się do współdziałania i rozwiązania problemu.