Krzysztof Wołoszyn zmarł w 2015 roku, po ciężkiej chorobie nowotworowej. Od śmierci matki mieszkał sam, nie miał rodziny. Mężczyzna przez wiele lat uczęszczał do ośrodka Misericordia dla osób psychicznie chorych. Bardzo dobrze poznała go tam jego terapeutka, z którą miał zajęcia teatralne.
- Trafił do nas ze schizofrenią. Był bardzo wycofany, odpowiadał na pytania tylko „tak”, „nie”, wzruszał ramionami, bardzo mało mówił. To nie była osoba wylewana. Trzeba było mu przypominać, by umył się, by miał czyste ubranie. Pan Krzysztof ufał wszystkim jak dziecko, nie był asertywny. Nawiedzali go bezdomni. Nie umiał się obronić, powiedzieć nie. Mieszkali u niego ci bezdomni, więc on bał wrócić się do domu. Poszedł na oddział trzeci prosząc, żeby go przyjęto - opowiada Ewa Dudziak, terapeutka z ośrodka Misericordia.
Przez to, że pan Krzysztof był osobą bardzo niesamodzielną, od wielu lat przychodziły do niego opiekunki środowiskowe. Od 2014 roku funkcję tę zaczęła pełnić Anna Ś. Kobieta powoli przejmowała kontrolę nad życiem schorowanego mężczyzny.
- To była osoba samotna i każde przyjście do niego sprawiało mu radość. Graliśmy w szachy, wychodziliśmy. Spotykałem u niego opiekunkę. Miała pretensje, dlaczego ja tak często z nim przebywam - wspomina Adam Romanczuk, kolega Krzysztofa Wołoszyna.
- Przychodził jej mąż, jakieś dokumenty kazał Krzysiowi podpisywać. Podobno były to dokumenty, które musiał podpisywać za to, że do niego przychodziła. Ale też pamiętam, że ona zabierała go kilka razy z domu, elegancko ubierała i gdzieś tam mówiła, że jadą po ubrania do sklepu – opowiada kolega Krzysztofa Wołoszyna.
W tym czasie Krzysztof Wołoszyn był krótko po operacji wycięcia raka krtani. Był bardzo osłabiony i zagubiony, bo nie mógł już mówić. Po wielu miesiącach okazało się, że kobieta nie pojechała z Krzysztofem do sklepu, ale do notariusza, gdzie nieświadomy przekazał on swoje opiekunce mieszkanie. Niewiele brakowało, a o sprawie nikt by się nie dowiedział. Tylko przypadek sprawił, że przyjaciel Krzysztofa trafił na list z urzędu.
- Przyszedł list z sądu. List był otwarty. Pan Krzysztof objął się rękoma i zaczął kiwać. Był bardzo poruszony, czerwony na twarzy. Zaczęłam czytać list na głos. To był akt notarialny przepisania mieszkania na panią Annę – wspomina Ewa Dudziak, terapeutka z ośrodka Misericordia.
- Anna Ś. Została oskarżona o oszustwo. Oszustwo miało polegać na wprowadzeniu w błąd osoby pokrzywdzonej podczas czynności zawartej u notariusza. Pokrzywdzony jest osoba chorą. Osoba oskarżona był jego opiekunką. W ocenie prokuratora wykorzystała tę sytuację, jego chorobę i stan psychiczny i w ten sposób doprowadziła go do rozporządzenia mieniem, do przekazania mieszkania na jej rzecz. Stan psychiczny pokrzywdzonego nie wskazywał na fakt, że nie jest on w stanie dokonać czynności prawnej – mówi prokurator Agnieszka Kępka, Prokuratura Okręgowa w Lublinie.
- Był bardzo zagubiony, chory, brał dużo leków z powodu tracheotomii i nowotworu, jak i leki na chorobę psychiczną. Sądząc po tym, że notariusz jest człowiekiem wykształconym, powinien się zorientować, że jest chory. Ja uważam, że pan Krzysztof nie rozumiał pojęć prawniczych. Powiedział, że notariusz nie przeczytał mu umowy – uważa Ewa Dudziak.
Chcieliśmy zapytać notariusza czy przeczytał umowę Krzysztofowi Wołoszynowi i czy upewnił się, że mężczyzna zrozumiał jej treść. Nie udało nam się jednak uzyskać jednoznacznych odpowiedzi, gdyż zasłonił się on obowiązkiem zachowania tajemnicy notarialnej.
- W ocenie prokuratora nie było konieczne przesłuchanie notariusza, ani wykonywanie czynności, które dotyczyłyby jego, celem zbadania czy przekroczył lub nie dopełnił swoich obowiązków. Posiadając akta sprawy tak ocenił prokurator materiał dowodowy – tłumaczy prokurator Agnieszka Kępka.
51-letnia Anna Ś. Pracuje jako pielęgniarka w szpitalu neuropsychiatrycznym w Lublinie na oddziale zamkniętym. Kobieta ma 25-letnie doświadczenie zawodowe i do tej pory nie było na nią żadnych skarg. Dyrekcja szpitala z wszelkimi decyzjami dyscyplinarnymi czeka do zakończenia postępowania sądowego. Przez kilkanaście lat w tym samym szpitalu leczył się pan Krzysztof Wołoszyn. Możliwe, że właśnie tam poznał swoją przyszłą opiekunkę, Annę Ś.
Ani Anna Ś. ani jej prawnik, mimo naszych telefonów, nie chcieli spotkać się z naszym dziennikarzem. Póki co mieszkanie, które należało do Krzysztofa Wołoszyna stoi puste, jednak przed sądem w Lublinie toczy się postępowanie cywilne o cofniecie zawartej umowy. Przed tym samym sądem toczy się postępowanie karne przeciwko Annie Ś.