Od 4 lat nie widziała własnych córek, walczy by je odzyskać. „To najgorsze, co może spotkać matkę”

Walka o córki
Od kilku lat nie widziała własnych córek
Pani Marta od czterech lat nie widziała dzieci. Bardzo tęskni za córkami, stara się je odzyskać, powrotu do domu chcą też dziewczynki. Czy uda się zmienić tę dramatyczną sytuację?

- Ostatni raz widziałam córki cztery lata temu. Dla matki to najgorsze, co może się stać – mówi pani Marta. I dodaje: - Teraz mogę jedynie napisać do nich list, który jest kontrolowany i wysłać paczkę.

Bliźniaczki przebywają w domu dziecka. W wyniku nieporozumień małżeńskich sprawy otarły się o sąd. Matka dziewczynek ma odebrane prawa rodzicielskie oraz zakaz widywania się z córkami. Tymczasem dzieci tęsknią za domem.

„Bardzo tęsknię za mamą i babcią. To jest ogromne cierpienie moje i mojej siostry, kiedy od ponad trzech lat nie możemy przytulić się do najukochańszej dla nas osoby”, cytuje jeden z listów pani Marta.

Dlaczego sąd odebrał kobiecie prawa rodzicielskie?

- Pedagog i psycholog, biegła sądowa wpisały w opinii biegłych, że mogę mieć omamy słuchowe czy wzrokowe. Że mam brać jakieś leki. I że są u mnie przeciwwskazania do opieki nad dziećmi. A trzech lekarzy wpisało, że przeciwwskazań nie ma – mówi zrozpaczona kobieta.

Matka dziewczynek wciąż żyje nadzieją na przywrócenie praw do dzieci. Koresponduje z córkami, czyni starania, aby je widywać. 

- Cały czas piszę do córek pełne miłości listy – mówi pani Marta. I dodaje: - Bardzo cierpię i przypuszczam, że dziewczynki też bardzo cierpią.

Wbrew postanowieniom sądu dzieci nie chcą widywać ojca. Natomiast brak kontaktu z matką przygnębia je coraz bardziej.  

- Mój mąż był alkoholikiem, narkomanem. Bił mnie. Kiedy zaczął bić dziewczynki… to stwierdziłam, że już nie. One na 100 proc. to pamiętają, bo jak można nie pamiętać, że ktoś robił krzywdę – mówi kobieta.

Ze względu na sytuację prawną nie mogliśmy porozmawiać z dziewczynkami.

- Stan psychiczny dziewczynek, mimo że jest wsparty wieloma specjalistami jest bardzo trudny. Dziewczynki mówią o powrocie do rodziny – mówi Elżbieta Chełkowska, dyrektorka domu dziecka.

Światełkiem nadziei na powrót dzieci do domu stała się możliwość spotkań z babcią. Zgodnie z postanowieniem sądu babcia może odwiedzać wnuczki dwa razy w miesiącu. 

- Zobaczyłam wnuczki po czterech latach od ich zabrania. Zmieniły się, stały się nastolatkami. Jak mnie zobaczyły, to pierwsze o co zapytały, to kiedy wrócimy do domu. Mówiły, że brakuje im miłości, przytulania i przede wszystkim brakuje im mamy. Chcą też wrócić do swoich kotków – opowiada pani Krystyna.

- Jak czytam dokumentację, że dziewczynki samookaleczają ciało, że mają myśli rezygnacyjne, czyli rozumiem, że to myśli samobójcze… One chcą wrócić do domu, do mamy. To jest wszystko – podkreśla pani Marta.

Warto się starać, by zostać rodziną zastępczą

- Myślę, że w wielu przypadkach poszukiwanie wśród najbliższych krewnych kandydatów na rodziny zastępcze jest zaniechane. Dzieci znajdują się w placówkach wielokrotnie za długo – mówi Elżbieta Chełkowska. I dodaje: - Nie szukamy tych ludzi, nawet w dalszej rodzinie, czasami wbrew rodzicom, bo rodzice czasami bardzo walczą. Ale żeby dla dobra dzieci ustanowić rodzinę tymczasową, zastępczą to myślę, że wiele ich problemów emocjonalnych mogłoby być wyciszonych.

Czy babcia dziewczynek mogłaby być rodziną zastępczą wnuczek?

- Oczywiście, że tak. Jeszcze przy sobie zrobię, sama mogę pomóc innym, więc tak samo mogłabym pomóc dzieciom – zapewnia pani Krystyna.

Babcia dziewczynek skierowała do sądu prośbę o urlopowanie wnuczek na Boże Narodzenie. Czas świąteczno-noworoczny dziewczynki miałyby spędzić razem z nią.  

- Od tych czterech lat nie były ani razu na święta w domu – mówi pani Krystyna. I dodaje: - Marzę o świętach z wnuczkami.

Co przesądziło o decyzjach sądu? Czy jest szansa, by sąd przychylił się do próśb rodziny?

Rzecznicy sądu nie spotkali się z nami. Ze względu na toczącą się sprawę rozwodową odmówili odpowiedzi na jakiekolwiek pytania.

„W związku z pytaniami dotyczącymi sytuacji dzieci umieszczonych w placówce opiekuńczej uprzejmie wyjaśniam, że pomiędzy rodzicami tych dzieci toczy się obecnie postępowanie rozwodowe. W toku takiego postępowania sąd zobligowany jest rozstrzygnąć wszystkie kwestie dotyczące małoletnich dzieci rozwodzących się małżonków, w tym alimentów, kontaktów, a także władzy rodzicielskiej. Zgodnie z obowiązującymi przepisami sprawy rozwodowe toczą się z wyłączeniem jawności, dlatego nie mogę udzielić odpowiedzi na zadane pytania”, napisano.

- To jest sytuacja, która w ogóle nie powinna mieć miejsca, dlatego, że dzieci mają bardzo dużą potrzebę przynależności i więzi. Więź to rodzice. I jeśli znalazły się one w domu dziecka, to potrzeba tej więzi, przynależności do jakiejś ważnej osoby jest zawiedziona - mówi psycholog Magdalena Cechnicka z Fundacji Wspierania Rodzin "Korale".

- Na pewno pomoc społeczna powinna pracować nad tym, żeby szukać jakiegoś innego zaplecza, tym zapleczem może być na przykład dalsza rodzina, mówimy o wujkach, chrzestnych czy dziadkach, którzy też mogą zajmować się dziećmi na czas sporu, który się odbywa - dodaje Cechnicka.

- O stanie emocjonalnym dziewczynek, o to w jakim są zawieszeniu i oczekiwaniu informowaliśmy wszystkie sądy, które zajmują się sprawą dziewczynek – zapewnia dyrektorka domu dziecka.

- Cztery lata to jest tragedia, dzieci nie wytrzymują psychicznie, a sąd w ogóle nie reaguje. Placówka pisze do nich, prosi, proszą dzieci, piszą listy. W końcu ja proszę. Wszyscy prosimy choćby o cień człowieczeństwa. Boimy się o dzieci. A sąd nic. Zero reakcji – mówi pani Marta.

Mimo usilnych próśb, sąd nie zezwolił na przyjazd wnuczek do babci. Nastolatki już piąte z kolei święta spędzą w domu dziecka.

Odcinek 7327 i inne reportaże Uwagi! można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl

podziel się:

Pozostałe wiadomości