Zgłosiła, że jest ofiarą przemocy. Po kilku tygodniach sąd wypuścił jej męża z aresztu

Pani Julita
Pani Julita: Mąż okładał mnie pięściami i kopał
Pani Julita zgłosiła na policję, że jest ofiarą przemocy. Organy zaczęły działać błyskawicznie. Mąż kobiety zastał zatrzymany i aresztowany na trzy miesiące. Po kilku tygodniach sytuacja się zmieniła.

Pani Julita z Turku (wielkopolskie) prowadzi prywatny gabinet masażu i akupunktury. Męża poznała siedem lat temu, kiedy mężczyzna kończył szkołę strażacką.

- Na początku było dobrze, bardzo dobrze. Inaczej bym z nim nie była. Mogłam na niego liczyć w każdej sytuacji. Pod tym względem naprawdę był cudowny – wspomina kobieta.

Po pewnym czasie relacja miała się popsuć.

- Zaczął pić. Jedynym wieczorem, kiedy był trzeźwy, to wtedy jak miał służbę – mówi pani Julita. I dodaje: - W trakcie kiedy pił, zaczynał się robić nerwowy. I jak były jakieś zdarzenia z naszego życia, które mu się przypominały, to potrafił mnie wyzwać, uszczypnąć, popchnąć czy szturchnąć. Aż któregoś razu mnie spoliczkował. Wówczas od razu przeprosił. Zawsze tak było, że przepraszał. Przynosił mi kwiaty, a sąsiadki zawsze mówiły, że mam wspaniałego męża, bo jedyny w bloku nosi kwiaty.

Para mieszkała wtedy z dwójką małych dzieci i według relacji pani Julity, próbowała ratować związek. Do aktów przemocy ze strony męża miało jednak dochodzić coraz częściej.

- W lutym w tym roku coś mu się nie spodobało, że się odezwałam, że coś powiedziałam. Uderzył mnie tak, że miałam podbite oko – mówi kobieta.

- Moja córka to przede mną ukrywała. Powiedziała mi, że nie informowała mnie, bo chciała mnie uchronić przed swoim największym problemem życiowym – mówi pani Urszula, matka pani Julity.

- Teściowa to była jedyna osoba, której to mówiłam, bo miałam nadzieję, że na niego wpłynie i powie, żeby tak więcej nie robił. Ona mi wtedy mówiła: „Musisz znaleźć klucz do … Jesteście małżeństwem i musicie się dotrzeć” – przywołuje pani Julita.

Konflikt małżeński eskalował. Do coraz szerszego zbioru wzajemnych pretensji doszły oskarżenia o zdrady.

10 października, gdy pani Julita wróciła do domu, bomba wybuchła.

- Bił mnie wszędzie, potem mnie kopał. Ciągnął mnie po mieszkaniu za włosy. W pewnym momencie uderzył mnie tak mocno, że zaczęła mi tryskać z nosa krew. Pamiętam, że cała wanna była we krwi, nie mogłam zatamować krwotoku – opowiada pani Julita.

- Podczas tego bicia, nie dość, że dzieci były obecne, to on jeszcze kazał im na to patrzeć. Powiedział im, że mama jest … i trzeba ją zabić – mówi matka pani Julity. I dodaje: - Córka mi dodatkowo powiedziała, że on powiedział jej, że następnym razem zabije dzieci, podpali mieszkanie, a ją wystawi przez balkon i będzie kazał jej patrzeć, jak dzieci umierają. I później zabije też ją.

Po pobiciu, mąż pani Julity miał zacierać ślady agresji.

- Cały czas miał mój telefon. Nie mogłam pukać ani wzywać pomocy, bo bałam się, że za chwilę weźmie nóż i mnie uciszy – tłumaczy kobieta.

Przełomowy moment

- Pewnie dalej bym to kryła i nic z tym nie zrobiła, gdyby nie sytuacja, że krzyknęłam do psa i zobaczyłam wówczas, że nie ma mojego dziecka, zaczęłam go szukać i znalazłam je skulone w szafie. Dotarło do mnie, że jak podniosłam głos, to się przestraszył i schował się w szafie. Wtedy pękłam – przyznaje pani Julita.

Kobieta pojechała do swojej matki i opowiedziała, o tym co się stało.

- A ja jej powiedziałam, że natychmiast musimy zgłosić to na policję, bo znam swojego byłego zięcia i obawiałam się, że z tego wszystkiego może dojść do wielkiej tragedii – przywołuje pani Urszula.

- Pokrzywdzona zgłosiła się do Komendy Powiatowej Policji w Turku z zawiadomieniem stosowania wobec niej przemocy – mówi Ewa Woźniak z Prokuratury Okręgowej w Koninie.

Policja zdecydowała o zatrzymaniu mężczyzny.

- Policja stanęła na rzęsach, zrobili wszystko, ochronili mnie. Chronią mnie do dzisiaj i mogę na nich liczyć – mówi pani Julita.

- Mężczyzna stanął przed prokuratorem i usłyszał zarzuty dotyczące znęcania się nad rodziną. Stosowania nie tylko przemocy psychicznej, ale również fizycznej. To zdecydowało również o tym, że prokurator wystąpił z wnioskiem do sądu o zastosowanie aresztu tymczasowego – dodaje prokurator Ewa Woźniak.

Aby chronić panią Julitę i jej rodzinę, Sąd Rejonowy w Turku aresztował mężczyznę na trzy miesiące.

- Sąd w Turku nie miał wątpliwości, co do tego, żeby taki środek zastosować. Wydarzenia, które miały miejsce w Gdańsku, a nie tak dawno w Puszczykowie wskazują na to, że dochodzi do różnych niebezpiecznych dla zdrowia i życia sytuacji. Dlatego też zabezpieczenie interesów takich osób powinno być na pierwszym miejscu – uważa radca prawny Patryk Zając, pełnomocnik pani Julity.

- W międzyczasie jak mnie bił, to mi wygrażał, że ma ochotę mnie … Że mam szczęście, że dzieci potrzebują matki i dlatego mnie oszczędził. A jak będę nieposłuszna, to wywiezie mnie kiedyś do lasu, zakopie i nikt mnie nie znajdzie – opowiada pani Julita.

Uchylenie aresztu dla mężczyzny

Pani Julita próbowała dojść do siebie i uspokoić dzieci po traumatycznych przeżyciach. Kilka tygodni później dotarła jednak do niej szokująca informacja.

- Pełnomocnik mojego męża zadzwonił do mojego pełnomocnika i powiedział: „1:0, wygrałem”. Złożyli zażalenie do Sądu Okręgowego w Koninie i areszt zostaje uchylony – przywołuje pani Julita. I dodaje: - Pamiętam, że w pierwszym odruchu założyłam buty i pobiegłam do przedszkola zabrać dzieci, żeby on czasami nie pojechał po te dzieci. Schowałam się w domu i bałam się wyjść.

- Prokuratura nie zgadza się z taką decyzją, ale ona pozostaje w mocy i jest niezaskarżalna – przyznaje prokurator Ewa Woźniak.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że sędzia przyznał, że zebrane dowody wykazują na wysokie prawdopodobieństwo popełnienia przez podejrzanego przestępstwa. Przyznał też, że zachodzi uzasadniona obawa, że podejrzany popełni kolejne przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, spełniając swoje groźby. Jednocześnie stwierdził, że aby temu zapobiec, wystarczy, że mężczyzna wyprowadzi się z mieszkania, wpłaci 15 tys. zł kaucji i co jakiś czas będzie się zgłaszał na komisariat policji.

Wielokrotnie prosiliśmy prezesa Sądu Okręgowego w Koninie o rozmowę na temat motywów, które zdecydowały o wypuszczeniu męża pani Julity na wolność. Bezskutecznie.

Zgodnie z decyzją sądu mąż pani Julity wyszedł na wolność. Mieszka u bliskich.

- To jest sprawa rodzinna, rozdmuchana przez teściową – twierdzi mężczyzna. I dodaje: - Tak naprawdę byliśmy szczęśliwą rodziną. I wina nie jest tylko po mojej stronie, bo kobieta mnie zdradziła w moim własnym mieszkaniu.

- (…) Wynikła jakaś awantura, nie zrobiłem też jej takiej krzywdy, żeby ona robiła takie rzeczy, jak teraz robi. Nie wiem, co ona chce uzyskać tym wszystkim – stwierdza mężczyzna.

- W żadnym przypadku nie stanowię zagrożenia, żałuję co się w ogóle wydarzyło – zaznacza.

„Boję się, że on przyjdzie po mnie”

- Czy myślę, że przyjdzie i zrobi coś złego? Tak, to jest taki człowiek. Narwany mściciel. Na tyle to go znam. W tej chwili jesteśmy w niebezpieczeństwie – uważa matka pani Julity.

- Do tej pory wierzyłam w system, pomagał mi, ale zwątpiłam… W Puszczykowie mąż zabił żonę i dwójkę malutkich dzieci. Grozi mi to samo. Boję się, że on przyjdzie po mnie – kończy pani Julita.

Odcinek 7317 i inne reportaże Uwagi! można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl

podziel się:

Pozostałe wiadomości