- Cała ściana jest w plamach, tak jakby ktoś palcem rozgniatał. Pluskwy. On chodzi czwarty dzień w tej samej koszuli, gdzie widać, jak on sobie zabijał te pluskwy - mówi jedna z kobiet, które zdecydowały się zainterweniować w sprawie sąsiada.
Nie ma bliskich
Dodaje, że mężczyzna nie ma gdzie załatwiać potrzeb fizjologicznych, dlatego robi to w mieszkaniu. - Jest to porozkładane w pojemnikach, reklamówkach. On nie ma możliwości umycia się, nawet gdyby bardzo chciał. Nawet nie może sobie zagotować szklanki wody, bo wody nie ma, nie ma lodówki, nie ma czajnika. Po prostu nie ma nic - mówi.
- Tutaj są dzieci, tutaj są rodziny, tu mieszkają naprawdę normalni ludzie, a nie tylko sama patologia - zaznacza inna kobieta.
Żyjący w strasznych warunkach mężczyzna to pan Bogdan, który pracował kiedyś w Biurze Studiów i Projektów Łączności. Przygotowywał projekty. Dziś utrzymuje się ze skromnej emerytury. Z poprzedniego mieszkania - na Ursynowie - został wyrzucony, bo nie płacił czynszu. Jak twierdzi, nie posiada bliskich, a syna ma tylko "teoretycznie". - Praktycznie nie mam. Nie chce ze mną się widywać, nie chce mnie znać - mówi. Jak twierdzi, dzieje się tak, dlatego że wysłał syna do matki, która była alkoholiczką. - Teraz rozumiem, że źle zrobiłem, a chciałem bardzo dobrze - mówi.
"Wychodzę i pytam się ludzi..."
W czasie naszej wizyty pan Bogdan przyznaje, że "umywalka gdzieś zniknęła", a on myje w mieszkaniu tylko ręce, pocierając o siebie opuszkami palców. - A już żeby cały pod prysznic wejść, nie ma - mówi dziennikarzowi UWAGI!. Pokazuje też liczne ślady po rozgniecionych na ścianie pluskwach. - Ile tego było? Ho, ho ho! - wspomina.
To właśnie robaki są największym problemem dla sąsiadów mężczyzny. - Pluskwy od pana Bogdana zaczęły się rozprzestrzeniać po innych mieszkaniach - mówi sąsiadka. Inna kobieta pokazuje ślady po ugryzieniach na swoim ciele. - To są takie swędzące ugryzienia, że coś niesamowitego - mówi.
Jak się okazuje, na korytarzu znajduje się wspólna toaleta, z której powinien korzystać także pan Bogdan. Mężczyzna przyznaje, że dostał kiedyś klucz do toalety, ale razem ze wszystkimi innymi... po prostu je zgubił. - On nie wie, jaki jest dzień, on nie wie, która godzina, czy to jest noc, czy to jest rano - wylicza jedna z sąsiadek. Mężczyzna nie pamięta, od kiedy mieszka w bloku, ani jak często przychodzi do niego opiekunka. - Notuję sobie w kalendarzu, jaki dzień jest, albo wychodzę, pytam się ludzi, albo wsiadam w tramwaj i patrzę na kasowniku, jaka data jest - mówi pan Bogdan.
Jak twierdzi, fatalny stan, w jakim było mieszkanie, spowodowane jest "skołowaniem i roztrzęsieniem". - Ja z panem rozmawiam i się muszę zastanawiać, bo ja nie kojarzę. Dopiero za chwilę, jak się w mózgu poukłada, to dopiero mogę coś powiedzieć - mówi mężczyzna. Przyznaje, że jest wykończony psychicznie i trzeba go leczyć.
"Pan kłamie"
Niedawno jedna z sąsiadek wezwała do pana Bogdana pogotowie. W czasie pobytu w szpitalu lekarze rozpoznali u niego niewydolność serca, nadciśnienie tętnicze i stan po udarze mózgu. Sąsiadki, zbulwersowane też fatalnymi warunkami w jakich żyje mężczyzna, zgłosiły sprawę do Ośrodka Pomocy Społecznej. Po ich interwencji placówka zleciła uprzątnięcie mieszkania i dezynsekcję.
Gdy próbujemy dowiedzieć się, dlaczego pan Bogdan mieszka w tak fatalnych warunkach i niemal zjadają go robaki, dziennikarz UWAGI! słyszy od Zuzanny Grabusińskiej, dyrektorki OPS na Pradze Południe, że "używa niewłaściwych wyrazów". - Oceniam pracę pracowników socjalnych bardzo dobrze - mówi urzędniczka, a gdy słyszy kolejne pytania o bardzo zły stan mieszkania pana Bogdana, dodaje: - To jest nieprawda. Pan kłamie. To mieszkanie jest okresowo sprzątane.
- Oświadczam, że pracownicy socjalni wykazują się bardzo dużą empatią, zrozumieniem i w sposób właściwy realizują swoją pracę - mówi urzędniczka.