Obsceniczny gest czy brak maseczki?
Pan Mariusz nie zakrył ust i nosa. Kiedy szedł do samochodu, maseczka zwisała mu na brodzie. W stronę mężczyzny ruszyli policjanci. Wkrótce na miejscu pojawiło się pięć radiowozów i straż miejska.
- Poszedłem po pracy z kolegami wypić dwa piwka. Przynajmniej raz w tygodniu się tak spotykamy. Podjechała po mnie żona, rozmawiałem z nią przez telefon, mówiłem, że już idę do samochodu. Na czas rozmowy maseczkę miałem zsuniętą na brodę. W tym momencie podjechała policja, zastawili radiowozem nasz samochód, żebyśmy nie odjechali – opowiada Mariusz Kawecki.
Mężczyzna uważa, że przyczyną zatrzymania był gest, który policjant odebrał, jako obraźliwy.
- Spytali mnie, co to miało być, dlaczego pokazałem im język. A ja język pokazałem żonie, bo mówiłem jej przez telefon, że już do niej biegnę, jak piesek. I wyciągnąłem język, udając psa – wyjaśnia Kawecki.
Wersja policji, co do powodu interwencji, jest nieco inna.
- Funkcjonariusze zauważyli mężczyznę, który poruszał się bez zasłoniętych ust i nosa, dlatego wezwali go, do okazania dokumentów lub podania swojej tożsamości – wyjaśnia mł. asp. Agnieszka Nierychła z Komendy Miejskiej Policji w Opolu.
- Dopytywałem, dlaczego jestem legitymowany, czy za brak maseczki, czy za pokazanie języka. Wtedy stwierdzili już, że to nie przez pokazany język, ale brak maseczki – dodaje 46-latek.
Wymiana zdań szybko przerodziła się w awanturę. Jej przyczyną miało być to, że pan Mariusz, nie znając powodów interwencji, nie chciał pokazać dowodu osobistego.
Wezwane posiłki
Policjanci wezwali posiłki. W pewnym momencie na miejscu pojawiło się kilkunastu policjantów i strażnicy miejscy.
- Zawsze warto jest, aby tych sił było więcej. Wszystkie jednostki, które były w pobliżu i mogły udzielić wsparcia w ramach solidarności zawodowej, pojawiły się tam – wyjaśnia mł. asp. Agnieszka Nierychła.
- Nawet nie widziałem, co się dzieje wokół mnie. Było ich czterech, czy sześciu, wyciągnęli mnie siłą z samochodu i rzucili na ziemię – przywołuje Kawecki.
- Bałam się, że zrobią mu krzywdę. Nasłuchiwałam, czy go nie przyduszają – dodaje Wioleta Kawecka, żona mężczyzny.
Zdaniem policji wina leży po stronie pana Mariusza. Mężczyzna miał wyzywać, bić i kopać policjantów, którzy próbowali ustalić jego tożsamość. Na nagraniach słychać, jak grozi on policjantowi.
Dodatkowo, okazało się, że jeden z funkcjonariuszy zdołał nagrać początkowy moment interwencji.
- W pewnym momencie 46-latek uderzył policjanta ręką w twarz, jak również ściągnął z jego głowy furażerkę i rzucił nią o maskę samochodu. Film, który został opublikowany w sieci, to tylko fragment tej interwencji, ale tam już widać, że ten mężczyzna kopał ich i chciał uderzyć policjantów – podkreśla mł. asp. Agnieszka Nierychła.
- Zagrały emocje, kiedy mnie zaczęli szarpać. Podkreślałem, że chcę z nimi rozmawiać, dokonać czynności, ale najpierw chcę zadzwonić. Oni nie chcieli czekać, zaczęli mnie szarpać, więc zacząłem się bronić – odpowiada Kawecki.
Córka siedziała z tyłu
9-letnia córka pana Mariusza podczas zdarzenia siedziała z tyłu samochodu. Pomimo płaczu i krzyku, uwagę na nią zwrócili jedynie świadkowie interwencji.
- To dziecko bardzo płakało. Dwóch policjantów próbowało wyciągnąć tego mężczyznę z samochodu na siłę. Ta żona się zasłaniała, krzyczała strasznie, dziecko bardzo płakało, piszczało. Nikt się nim nie zajmował. Powiedziałam do tych policjantów, żeby zwrócili na nią uwagę – relacjonuje jedna z kobiet.
Podczas interwencji policjanci użyli gazu łzawiącego.
- Zostałem spacyfikowany. Usłyszałem, że jak nie wysiądę dobrowolnie, to użyją gazu i siłą mnie wyciągną z samochodu. Użyli gazu, córka dostała rykoszetem – opowiada pan Mariusz.
- Użycie gazu w tym przypadku, czyli w samochodzie z otwartymi drzwiami, było uzasadnione – twierdzi mł. asp. Agnieszka Nierychła.
Sprawa pana Mariusza nie zakończy się szybko. Oprócz dwóch mandatów po 500 złotych - za brak maseczki i używanie obelżywych słów w miejscu publicznym, mężczyzna usłyszał również zarzut naruszenia nietykalności cielesnej policjanta, a jego sprawą zajmuje się prokuratura.
- Żałuję, że tak się to potoczyło. Nie byłem świadomy, że sprawy mogą zajść tak daleko –przyznaje Kawecki.
- To, w jaki sposób przebiega interwencja, w dużej mierze zależy od osoby, w stosunku do której przeprowadzane są czynności. Ten 46-latek był agresywny, a jego agresja eskalowała z minuty na minutę – mówi mł. asp. Agnieszka Nierychła.