„Opętane zwierzę”

TVN UWAGA! 135682
Seryjny gwałciciel grasował w Krakowie przez ponad pół roku. Wpadł dzięki zeznaniom i odwadze napadniętych kobiet. Dwie z jego ofiar - Justyna i Anna - wracają do dramatycznych przeżyć po to, by inne skrzywdzone kobiety przekonać do zgłaszania się na policję.

- To był po prostu zwykły dzień, w którym skończyłam pracę o czwartej trzydzieści rano. Pracuję w klubie i tak się kończy niestety. Tak jak zwykle kierowałam się w stronę domu. Trochę ludzi za mną szło. Nie rozglądałam się mniej więcej po twarzach, tylko tak. Zmęczona już byłam. Potem weszłam w uliczkę, to tak tylko jedne kroki słyszałam. Ale pomyślałam, że może też ktoś wraca do domu. Ale co ja przyśpieszyłam, to ten człowiek za mną też trochę przyśpieszał. I jak już dochodziłam do mojej klatki, otworzyłam szybko drzwi, ale one tak się mozolnie strasznie zamykały, więc sama musiałam jej jakoś dopchać. Ale i tak zdążył za mną wejść. Złapał mnie za rękę, tak strasznie mocno, że nie mogłam iść na przód. Były schodki na dół do piwnicy. I nie wiem nawet, jak to się stało, ale właśnie tam wylądowałam na samym dole. Najgorsze jest to, że on to robił tak zdecydowanie. Z taką pewnością. Na pewno wiedziałam, że to nie jest koleś, który wraca z imprezy. Miałam wrażenie, że on to robi nie pierwszy raz. Te ruchy były takie pewne, zdecydowane. Ściągnął mi spódnicę, tak do dołu i zdarł rajstopy. I tak strasznie, strasznie na chama… Jak jakieś opętane, szaleńcze zwierzę. Czułam, że tym człowiekiem kieruje coś takiego złego – opowiada Anna. Anna jest 21-letnią studentką. Została zgwałcona kilka miesięcy temu i od razu zgłosiła sprawę na policję, ale do tej pory odmawiała przyjęcia pomocy psychologicznej. Wstydziła się i chciała sama uporać się z tą traumą. Dopiero niedawno dowiedziała się, że mężczyzna, który ją napadł to Piotr R., seryjny gwałciciel, który przez ponad pół roku grasował w Krakowie. - On napadał zwykle dziewczyny, kiedy wchodziły do klatki schodowej albo do windy, ale były też takie gwałty, że okazało się, że dziewczyna była w jakimś mieszkaniu. Bardzo wiele z tych dziewczyn to dziewczyny, które pracują tutaj dorywczo, które są studentkami, pracują w lokalach, tutaj, pubach w obrębie rynku. Wynajął tu mieszkanie i obserwował. Jeżeli zobaczył atrakcyjną dziewczynę, to szedł za nią - tłumaczy mł. insp. Dariusz Nowak, Komenda Wojewódzka Policji w Krakowie. W ten sam sposób Piotr R. zmylił także czujność Justyny, która pieszo po pracy wracała do domu. Szedł za nią kilka ulic. - Zorientowałam się, że ktoś za mną idzie. Chciałam przystanąć, ale w tym momencie usłyszałam męski głos. Pomyślałam, że ktoś z kimś rozmawia, albo wykonuje jakiś telefon, co mnie trochę uspokoiło. Kiedy usłyszałam szybsze kroki, również przyśpieszyłam. Ale w tym momencie usłyszałam krzyk tego mężczyzny: Dawaj ci…”. I w tym samym momencie poczułam na swoich ramionach, plecach, jego ręce. Jedną ręką mnie trzymał, jedną dusił. Zerwał ze mnie spódniczkę, zaczął mnie dotykać. Próbowałam różnych rzeczy, próbowałam mdleć, krzyczeć, ale to na nic. Zaczęłam błagać go, żeby pozwolił mi ubrać tę spódniczkę. Pod tym pretekstem, że ktoś nas zobaczy, ponieważ chciałam odwlec w czasie moment gwałtu, bo jedyne, co widziałam odwracając głowę, to jego ręce, które rozpinały rozporek. Założyłam tę spódniczkę i wtedy zaczęłam do niego mówić: tutaj zaraz ktoś przyjdzie, tutaj nas ktoś zobaczy, żebyśmy stąd poszli. Kidy wyraziłam wolę, że możemy gdzieś iść, on odpuścił. Przeprosił mnie, powiedział, że to było silniejsze od niego. Powiedział mi swoje imię – Piotr. W czasie mojej rozmowy podczas tej drogi, którą szliśmy, on stracił zainteresowanie seksualne moją osobą. On wtedy jakby chciał się wygadać, pożalić. On sam nie wiedział, co się dzieje – ja miałam takie wrażenie - mówi Justyna. Po dotarciu do bloku, gdzie mieszkała Justyna, Piotr R. chciał nadal rozmawiać. Studentka, pod pretekstem przebrania się, weszła do mieszkania i wezwała policję. Jednak napastnik uciekł. Dwa dni później zaatakował kolejną dziewczynę, ale dzięki zeznaniom kobiet była to już ostatnia ofiara gwałciciela. Po półrocznym śledztwie trafił do aresztu. Piotr R. to 35-letni mężczyzna z wykształceniem zawodowym. Pracował dorywczo na budowie, dorabiał sobie jako tapicer. Jest bezdzietnym kawalerem, pochodzącym spod Krakowa. Biegły psychiatra i seksuolog, którzy go badali orzekli, że napadał i gwałcił mając w znacznym stopniu ograniczoną zdolność kierowania swoim postępowaniem. - Pamiętam, że przed oczami przemknęła mi jego bluza, miał białą bluzę, dżinsy. Jego wzrok... Starszy, dużo starszy. Jego wzrok, to nie wiem… Takie szaleństwo straszne – opowiada Anna. - Jest zupełnie niepozornym facetem. Niewysokim, szczupłym, nie rzucający się w oczy. Tak, że nie zrobił na mnie wrażenia osoby agresywnej, niegrzecznej – dodaje Justyna. W trakcie śledztwa policja odkryła, że gwałciciel nie tylko brutalnie napadał młode kobiety na ulicy i klatkach schodowych, ale także zwabiał ofiary do wynajmowanego przez siebie mieszkania przy ulicy Długiej w Krakowie. Dopiero portrety pamięciowe sprawcy pozwoliły na połączenie tych z pozoru różnych zdarzeń. - On miał dwie twarze. Był i sympatyczny na tyle, że dziewczyna szła z nim do mieszkania. Była sympatyczna rozmowa, potem proponował jakiś alkohol, dosypywał do niego narkotyk. Dziewczyna traciła świadomość, jak się budziła to dochodziło to do niej. Dodatkowo nagrywał filmy i robił zdjęcia – mówi mł. insp. Dariusz Nowak, Komenda Wojewódzka Policji w Krakowie. Gwałcicielowi grozi do 12 lat więzienia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości