Kilka miesięcy temu do naszej redakcji trafił zeszyt z intrygującymi zapiskami. Wynikało z nich, że z jednego z większych zakładów produkujących mięso nielegalnie wywożono odpady poubojowe i zakopywano je w ziemi. Tym zakładem miała być firma Tadeusza K. z Wodzisławia Śląskiego. - Odpady z tej firmy masowo były wywożona i składowana na terenie posiadłości Tadeusza K. Wiem to od pracowników, którzy to wywozili – mówi Mirosław Omyła, były wspólnik Tadeusza K. Wszystkie kluczowe decyzje w spółce podejmował Tadeusz K., ponieważ był większościowym udziałowcem. On sam zaproponował, że zajmie się także wywozem odpadów. W tej sprawie podpisał ze spółką umowę na wywóz – jak to określono – „nieczystości poprodukcyjnych”. Otrzymywał za to dodatkowe wynagrodzenie. Pozostali wspólnicy odpowiadali za sprzedaż, marketing oraz za zakup zwierząt do uboju. - Wszystko było robione w tajemnicy. Kiedyś jeden z pracowników przyszedł pijany i opowiadał mi o tym, że zajmuje się wywożeniem odpadów i nieczystości z firmy. Byłem przerażony skalą tego zjawiska – mówi Sławomir Tobiczek, były wspólnik Tadeusza K. Byli wspólnicy Tadusza K. obecnie spierają się z nim o pieniądze. Kilka lat temu zainwestowali w spółkę kilkaset tysięcy złotych. Twierdzą, że Tadeusz K. ich oszukał i domagają się zwrotu pieniędzy. W tym celu wynajęli prywatnego detektywa, który przy okazji zainteresował się także odpadami poubojowymi i prowadzi własne śledztwo w tej sprawie. - Do miejscowości Rogów były wywożone duże ilości odpadów. Były to kości, skóry, sierść zwierzęca, głowy. Kiedy w rozmowie zapytałem pana Tadeusza K. o sposoby utylizacji odpadów, przyznał, że utylizuje tylko ich znikomą część, resztę wywozi do Grabówki – mówi Jerzy Godlewski, prywatny detektyw. Z zeszytu, który dostaliśmy wynika, że odpady zawsze wywozili dwaj traktorzyści. Są tam ich podpisy. To oni najlepiej wiedzą co i gdzie wyrzucali. - To się wywoziło co drugi dzień. To była cała przyczepa suchego, duża pełna przyczepa – mówi jeden z mężczyzn, który wywoził odpady. Natychmiast po wykopaniu pierwszych kości powiadomiliśmy policję, sanepid, służby weterynaryjne i ochrony środowiska. Wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek naszego śledztwa. Z naszych ustaleń wynika, że do ziemi trafiły setki ton takich odpadów. Wkrótce wrócimy do tej sprawy i sprawdzimy co zrobili urzędnicy po emisji naszego reportażu.