Odpady medyczne: jaki problem?

TVN UWAGA! 137430
Urzędnicy nie radzą sobie z kontrolą spalarni. To nasi reporterzy pod nosem inspektorów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo obywateli odkryli w Krakowie 150-tonową hałdę niebezpiecznych śmieci. Okazuje się, że wbrew przepisom tony zakrwawionych bandaży, strzykawek i pooperacyjnych odpadów bezprawnie przewożone są setki kilometrów.

Pierwsze zdjęcia hałdy niebezpiecznych odpadów medycznych w październiku ubiegłego roku nakręcili telefonem komórkowym nasi informatorzy. Okazało się, że 17 kilometrów od krakowskiego Rynku Głównego tyka bomba bakteriologiczna. Nasz dziennikarz z ukrytą kamerą na miejscu zweryfikował informacje. To co nagrał przeraziło nas. Ludzkie organy rozjechane kołami samochodów, porozrywane worki i pojemniki ze strzykawkami. Fiolki z krwią, a wszystko to przechowywane niezgodnie z przepisami. Za nadzór nad spalarnią odpowiedzialny jest marszałek województwa. Pokazaliśmy mu zgromadzone przez nas dowody. Po naszej interwencji na miejsce przyjechali urzędnicy Sanepidu i Wojewódzkiego inspektoratu Ochrony Środowiska. Kontrola potwierdziła sygnalizowane przez nas nieprawidłowości. Na hałdzie niezgodnie z prawem zalegało 150 ton odpadów medycznych. Ku naszemu zaskoczeniu krakowski Sanepid nie wymierzył żadnej kary. Na placu przed krakowską spalarnią zalegały worki z etykietami szpitali z Warszawy i Łodzi. Okazuje się, że te odpady powinny zostać spalone w Bełchatowie. Mieści się tam spalarnia należąca do właściciela zakładu w Krakowie. Jednak zamiast do Bełchatowa odpady przez pół Polski pojechały do Krakowa. A o łamaniu prawa kontrolujący zakład urzędnicy dowiedzieli się dopiero od dziennikarzy UWAGI! Przed naszą interwencją krakowska spalarnia była kontrolowana przez rozmaite służby. Już trzy miesiące temu krakowski Sanepid otrzymał anonimowe zgłoszenie o zalegającej hałdzie czerwonych worków. Urzędnicy widzieli nieprawidłowości, nie zrobili jednak nic, aby usunąć niebezpieczne odpady. Krakowski zakład, tak jak i cztery inne spalarnie w Polsce należy do spółki z Bełchatowa. Jej właścicielem jest Polak z Kanady. Firma działa od dwudziestu lat. Według materiałów reklamujących jej usługi przykłada szczególną wagę do ochrony środowiska naturalnego. Po naszej interwencji krakowski Sanepid ukarał swoich urzędników naganą oraz zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przez zakład przestępstwa sprowadzenia zagrożenia epidemiologicznego, zagrażającego zdrowiu i życiu wielu osób. Z kolei Główny Inspektorat Ochrony Środowiska zarządził kontrolę wszystkich polskich spalarni odpadów medycznych. Bełchatowska firma za niezgodne z prawem składowanie 150 ton czerwonych worków w Krakowie i 30 ton w Bełchatowie może zapłacić nawet kilkaset tysięcy złotych złotych kary.

podziel się:

Pozostałe wiadomości