Specjalistyczny szpital w Tuszynie jest jednym z niewielu w województwie łódzkim, który posiada przyszpitalną poradnię onkologiczną dla osób z chorobami układu moczowego. Każdego miesiąca lekarze wykonują tam ponad 150 zabiegów, większość z nich to zabiegi onkologiczne.
- Pierwszy raz wylądowałam w szpitalu w listopadzie zeszłego roku. W październiku podczas USG brzucha miałam stwierdzonego guza pęcherza. Miał powyżej 4 centymetrów, okazało się, że to rak – opowiada pani Anna.
Kobieta musi, co trzy miesiące przechodzić badanie, które powinno odbywać się na oddziale urologii. To szansa, by dowiedzieć się, czy guz się odbudowuje, by powstrzymać go na czas.
Pacjentem oddziału urologicznego jest też Marian Gąsior.
- Cztery lata temu miałem operację na brodawczaki, ale jak mówią statystyki, 75 proc. odrasta i teraz mam odrośnięte – ubolewa mężczyzna.
Z kolei mąż pani Zofii leczy się na raka prostaty.
- Jeśli chodzi o chemię, to otrzymuje ją co trzy miesiące. Z tym rakiem mąż jeździł do Tuszyna, ponieważ zastrzyk, który otrzymuje, powinien być podawany w warunkach szpitalnych – mówi Zofia Piątkowska.
Zawieszone oddziały
Na początku października, z powodu przyspieszającej pandemii koronawirusa, tamtejszym pacjentom odebrano możliwość leczenia schorzeń onkologicznych układu moczowego.
- Oddziały urologii i chirurgii klatki piersiowej zostały zawieszone praktycznie z dnia na dzień. Decyzją wojewody, 65 łóżek w szpitalu zostało przeznaczonych na leczenie pacjentów z COVID-19. Inni chorzy nie mogą szukać już tu pomocy, ani na oddziale, ani w poradni urologicznej, gdzie przyjmowaliśmy w przypadku chorób przewlekłych, konieczności leczenia hormonalnego i onkologicznego – mówi Ryszard Maranda, ordynator oddziału urologii szpitala w Tuszynie.
Pacjenci czują się pozostawieni sami sobie.
- Byłem umówiony na 11 października na zabieg, ale oddział jest zamknięty. Dlatego przyjechałem dzisiaj zapytać, kiedy ewentualnie będę miał zabieg odrostów brodawczaka, bo mam krwiomocz – mówi Marian Gąsior, którego spotkaliśmy przed szpitalem.
- Dla mnie to jest niepokojąca sytuacja, dlatego, że nie ma kontroli specjalisty i nie wiem, jak długo należy podawać mężowi zastrzyk. Znów muszą być przeprowadzone badania. W tej chwili wisimy w próżni – ubolewa Piątkowska.
Przerwane leczenie
Setki pacjentów znalazły się w sytuacji bez wyjścia. Pani Anna musiała przerwać immunoterapię, mającą zapobiec nawrotowi choroby nowotworowej.
- Nikt nie mówił, z jakiego powodu nie dostanę ostatniej dawki. Nie dostałam też informacji, co mam dalej robić – skarży się kobieta.
- W wielu przypadkach ci chorzy, pozbawieni opieki specjalistycznej, będą mieli bardzo duże problemy, dlatego, że wielu z nich wymaga okresowej kontroli, specjalistycznego, stałego leczenia hormonalnego. Przedłużenie się okresu, kiedy nie mogą mieć zabiegu, oznacza rozwój nowotworu – przestrzega doktor Maranda.
- Nie bardzo wiem, co robić. Nikt mi nie powiedział, żebym się zabezpieczyła i poprosiła na przykład o kserokopię szpitalnej dokumentacji, bo może zaistnieć taka sytuacja, że będą musiała szukać pomocy gdzieś indziej – zwraca uwagę pani Anna.
Co dalej z pacjentami?
Choć decyzja o utworzeniu, tak zwanych, miejsc covidowych zapadła na początku października, to dyrekcja szpitala nie zamieściła na stronie internetowej żadnej informacji o zawieszeniu oddziału urologicznego. Wielu pacjentów musiało pokonać czasem dziesiątki kilometrów, by na miejscu dowiedzieć się o zmianach.
Zapytaliśmy dyrekcję, dlaczego pacjentów onkologicznych zostawiono bez pomocy?
- Nikt nie zostawił ich bez pomocy – twierdzi Waldemar Krawczyk, dyrektor WZZOZ Centrum Leczenia Chorób Płucnych i Rehabilitacji w Łodzi, któremu podlega placówka.
Dlaczego pacjenci nie dostali informacji, co mają dalej robić?
- Dostali, taka informacja powinna zostać wywieszona dla pacjentów i być przekazana przez ordynatorów jednego i drugiego oddziału – mówi Krawczyk.
- To było szybkie postępowanie, bo trzeba było utworzyć 65 łóżek dla pacjentów, którzy w każdej chwili mogą umrzeć – dodaje dyrektor.
Po naszej wizycie, zamieszczono na stronie internetowej informację o tym, że poradnia jest nieczynna, a pacjentom polecono korzystanie ze Szpitala im. Kopernika w Łodzi. To jednak nie rozwiązuje ich problemów, bo w nowym szpitalu będą musieli pokonać długą drogę do lekarza.
- COVID-19 jest bardzo poważnym schorzeniem, ale musimy też pamiętać, że chorzy z innymi chorobami, chorobami nowotworowymi, też wymagają opieki specjalistycznej – mówi doktor Ryszard Maranda i dodaje: Jeżeli ktoś przyjeżdża do nas kilkanaście lat i udaje nam się go utrzymać przy życiu tak długo i nagle nie znajduje tutaj pomocy i nie wie, gdzie dalej się udać, to w wielu przypadkach może doprowadzić to do znacznych powikłań i rozszerzania się choroby nowotworowej, również i przypadki śmierci będą się zdarzały.