- Nie rozumiem, jak kolej w XXI wieku może funkcjonować w taki sposób. Nie jestem w stanie tego pojąć! - mówi Marcin Telinga, który razem z resztą grupy jechał przez kilka godzin w wagonie bez toalety i był wciągany do pociągu przez matkę.
Pomylone rezerwacje
Dominika urodziła się z porażeniem mózgowym. Mimo prowadzonej od wielu lat rehabilitacji, nie jest w stanie radzić sobie z wieloma czynnościami, dlatego wymaga stałej opieki. Dziewczyna chodzi do szkoły specjalnej. Jej mama przyjaźni się z rodzicami innych dzieci.
-Dlatego złożyliśmy wnioski do PFRON-u o dofinansowanie do turnusu rehabilitacyjnego i postanowiliśmy zorganizować ten wyjazd razem. Tak, żeby jeden drugiemu mógł pomóc - opowiada mama Dominiki, Marzena Polewska.
24-letni Marcin, podobnie, jak Dominika, od urodzenia cierpi na dziecięce porażenie mózgowe. Dzięki rehabilitacji nauczył się samodzielnie poruszać na wózku inwalidzkim, ale bez pomocy drugiej osoby, nie jest w stanie egzystować. Jego mama, podobnie jak inni rodzice, doskonale wiedziała, że do podróży trzeba się dobrze przygotować.
Już dwa miesiące przed planowanym wyjazdem z Gliwic do Słupska mama Dominiki wysłała do PKP odpowiednie formularze z prośbą o podstawienie wagonu dla osób niepełnosprawnych. Ta prośba została spełniona. Jednak tuż po wejściu do pociągu pojawiły się kłopoty. - Tyle poszło pism i maili, a na miejscu okazało się, że ktoś zarezerwował miejsca dla dwóch osób na wózkach w innym wagonie, niż dla ich opiekunów! - opowiada mama jednego z niepełnosprawnych dzieci, pani Regina. Na szczęście problem udało się rozwiązać: kierowniczka pociągu znalazła miejsca dla niepełnosprawnych i ich opiekunów, a dalsza podróż do Słupska minęła bez większych niespodzianek.
"Nogi zahaczały o schody"
Prawdziwa gehenna czekała jednak na niepełnosprawnych i ich opiekunów w drodze powrotnej: na dworcu w Słupsku okazało się, że podstawiony pociąg w ogóle nie ma wagonu 13, którym miała podróżować grupa! Te zaś, które podstawiono, nie były przystosowane dla osób niepełnosprawnych.
- Jak zobaczyłem ten wagon, przeraziłem się. Nie wiedziałem, co się dzieje, nikt nas nie poinformował, że wagonu dla nas nie będzie - mówi Marcin Telinga.
- Mieliśmy dwa wyjścia: albo w ogóle nie wsiąść do tego pociągu, albo wspólnymi siłami spróbować dostać się do środka - dodaje Marzena Polewska. Jej córkę, Dominikę, trzeba było dosłownie wciągnąć do wagonu. - Osoby, które były w środku łapały ją za ręce i ciągnęły. W tym samym czasie nogi córki zahaczały pod schody, więc trzeba je było wyciągać - opowiada pani Marzena.
Również pani Regina samodzielnie musiała wciągnąć do wagonu swojego dorosłego już syna. - Pracownik kolei, który tam był i powinien pomagać powiedział, że kręgosłup ma tylko jeden - wspomina kobieta. Wtedy, na dworcu w Słupsku, była przerażona.
- Bałam się, że syn mnie pociągnie i obydwoje spadniemy ze schodów - mówi pani Regina. - Nie rozumiem, jak kolej w XXI wieku może funkcjonować w taki sposób. Nie jestem w stanie tego pojąć! - nie kryje rozgoryczenia Marcin.
Musiał załatwiać się do kaczki
Tymczasem okazało się, że to był dopiero początek kłopotów: z powodu wichury, została zerwana trakcja i trzeba się było przesiąść. - Zapewniano nas, że sprowadzono dla nas specjalny autobus, do którego wjedziemy wózkami. Okazało się, że wcale tak nie jest - wspomina pani Regina.
Na tym wciąż nie koniec: podróż autobusem trwała tylko pół godziny, po czym... kolejny raz niepełnosprawni i ich opiekunowie musieli wsiąść do pociągu, który - znowu - nie był przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Co więcej: grupa nie miała możliwości dojścia do toalety. - Musiałem sikać w wagonie do kaczki. To było dla mnie bardzo upokarzające - mówi Marcin. A mama Dominiki stwierdza wprost: - To była upokarzająca, uwłaczająca ludzkiej godności podróż.
"Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca"
PKP od dawna kreuje się na firmę przyjazną osobom niepełnoprawnym, dlatego na spotkanie z rzeczniczką reporter UWAGI! wybrał się siedząc na wózku inwalidzkim. - Może spróbuje mnie pani wprowadzić do wagonu nieprzystosowanego dla potrzeb niepełnosprawnych? Czy to jest zbyt uwłaczające dla pani? - pytał rzeczniczkę reporter UWAGI!
- Prawa fizyki nam to uniemożliwiają - wypaliła Beata Czemerajda, p.o. rzecznika prasowego PKP Intercity. - Tam, w Słupsku, prawa fizyki też to uniemożliwiały! Mimo to ci ludzie to dziś nie usłyszeli słowa: "przepraszam" - odpowiedział nasz reporter.
- Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. Wyjaśniamy to - stwierdziła w końcu Czemerajda. Na pytanie, co musi się stać, żeby pracownicy kolei zrozumieli, że osoba niepełnosprawna nie jest osobą drugiej kategorii, odpowiedziała: - Potrzebujemy jeszcze więcej szkoleń i pieniędzy na nowe, zmodernizowane pociągi. Wiele jeszcze przed nami.
Mama Dominiki nie kryje rozgoryczenia: - Nikt nam nie zrekompensuje nerwów, stresów i strachu, żeby żadnemu dziecku nic się nie stało. Niepełnosprawny zasługuje na taką samą podróż, jak każdy z nas. Pora, by w końcu to zrozumiano - mówi Marzena Polewska.