Szacunek dla przyrody nie jest niestety szczególnie mocno u nas zakorzeniony. W konfrontacji natura – inwestycje z reguły bez walki wygrywają te drugie. Kiedy na atrakcyjnym przyrodniczo terenie ma powstać centrum handlowe, parking lub osiedle mieszkaniowe, lokalne władze bardzo rzadko biorą pod uwagę interes środowiska – i żyjących w nim mieszkańców. Chyba, że mieszkańcy sami wezmą sprawę w swoje ręce – i z determinacją zaprotestują. Tak stało się niedawno w Krakowie. W tym mieście znajduje się piękne jezioro w nieczynnym kamieniołomie, wokół skały i ścieżki spacerowe – to unikat w skali kraju. Pojawił się inwestor, który w atrakcyjnej okolicy chciał zbudować osiedle domów jednorodzinnych. Część mieszkańców miasta zaprotestowała. - Uwielbiam miasto – mówi Justyna Koeke, artystka. – I miasto musi spełnić kilka warunków, żeby człowiek żył w nim szczęśliwie. Przestrzenie publiczne, w tym przestrzenie rekreacyjne są bezcenne dla tego, byśmy byli w mieście szczęśliwi. Spontaniczna akcja przeciw zabudowie Zakrzówka zaowocowała powstaniem nieformalnego ruchu Modraszek Kolektyw (nazwanego na cześć motyla, który upodobał sobie okolice jeziora). Kilkuset Krakowian wzięło udział w filmie promującym Zakrzówek, a ludzie z motylimi skrzydłami zgromadzili się pod urzędem miasta. Magistrat zaczął prowadzić rozmowy z mieszkańcami na temat przyszłości Zakrzówka. - Tego typu akcje nam pomagają – mówi prof. Jacek Majchrowski, prezydent Krakowa. – Akcja bardzo kulturalna, bardzo dowcipna, o olbrzymim rezonansie społecznym. Z podobnym kłopotem wzięli się za bary mieszkańcy łódzkiego bloku przy ul. Piotrkowskiej. Przez dłuższy czas bezskutecznie wysyłali pisma przeciwko wycince drzew na pobliskim skwerze. Spółdzielnia odsprzedała ten teren deweloperowi, który chce postawić tam garaż. Kiedy pod oknami mieszkańców pojawiły się piły, lokatorzy zareagowali spontanicznie. - Uznaliśmy, że niszczenie takiego skweru w centrum miasta, uważanego za szare i brzydkie to barbarzyństwo – mówi Anna Ginalska, mieszkanka Łodzi. Chociaż firma budowlana powinna czekać na postanowienie sądu w tej sprawie, to nie zrobiła tego. Nielegalnie ścięto jedno drzewo i okaleczono kilka innych. Gdyby nie natychmiastowa reakcja lokatorów, ściętych drzew już nikt by nie przywrócił, nawet wyrokiem sądowym. Inaczej na rzecz unikatowej i zagrożonej przyrody działa Przemysław Pasek, społecznik z Warszawy. Od 2003 roku prowadzi fundację Ja Wisła i walczy o to, by miasto oczyściło rzekę i stworzyło infrastrukturę, aby Warszawiacy mogli z niej korzystać. W zaniedbanym porcie czerniakowskim stworzył miejsce, gdzie kwitnie życie kulturalne. Ale miasto ma w planach wybudowanie tam biurowca, dlatego chce się go pozbyć z tego terenu. - Bardzo wiele osób, które wspiera i docenia to, co robi fundacja Ja Wisła wysłało obszerne i osobiste listy protestacyjne do biura pani prezydent - mówi Przemysław Pasek. – Nie ograniczyło się tylko do podpisania petycji. Jaki będzie tego skutek? Na razie Przemysław Pasek ma tydzień na wyprowadzenie się z portu, który własnymi rękami przywrócił Warszawie. Ale akcja Modraszków w Krakowie powiodła się. Ze względu na społeczne protesty plan zagospodarowania krakowskiego Zakrzówka zakończył się kompromisem. A łódzkie drzewa zostały zabezpieczone przez decyzję sądu.