Pani Urszula od wielu lat zmaga się z Alzheimerem. Początkowo pomagali jej najbliżsi, jednak ze względu na pogorszenie stanu zdrowia rodzina postanowiła znaleźć dla niej dom opieki.
- Babcia była osobą bardzo pobudzoną. Bardzo źle reagowała na leki. Robiła róże rzeczy. Mama próbowała opiekować się nią w domu i przypłaciła to załamaniem nerwowym – mówi Ewa Misiakiewicz, wnuczka pani Urszuli.
Dlaczego rodzina nie zareagowała wcześniej?
Misiakiewicz od 9 lat mieszka Niemczech, gdzie zajmuje się opieką nad starszymi osobami. Pracuje w domu opieki w Dreźnie.
- W Polsce jest takie przeświadczenie, że oddając osobę do domu opieki nie postępuje się w porządku. Nie uważam tak. Po to są domy opieki, żeby ci ludzie byli tam otoczeni właściwą opieką – podkreśla.
Pani Urszula w domu opieki przebywała 7 lat. Rodzina odwiedzała ja regularnie, przez kilka lat była zadowolona z opieki.
- Wiele osób zapyta, dlaczego nie reagowaliśmy wcześniej? Babcia była szczupła, ale zawsze była umyta, pokremowana, miała błyszczącą skórę. Nikomu z nas nie przyszło do głowy, żeby odkrywać kołdrę i sprawdzać, jak wygląda. Chociażby przez szacunek dla niej samej – mówi Misiakiewicz.
Bez leków, jedzenia i picia?
W tym roku rodzina pani Urszuli dokonała szokującego odkrycia. Od jednej z opiekunek miała usłyszeć, że ich krewna nie dostaje od pewnego czasu leków. Rodzina powołując się na wyniki badań wykonanych po przewiezieniu pani Urszuli do domu, twierdzi, że nie dostawała ona także jedzenia i picia.
- Córka powiedziała, że rozmawiała z pielęgniarką. Powiedziały, że to one przedłużyły mamie życie. Że mama nic nie czuje, że to jest roślina. Nic nie można z tym zrobić – mówi Danuta Alekso-Grabińska, córka pani Urszuli.
Kolejnym wstrząsem było odkrycie odleżyn na plecach 90-latki.
- Widok ciała mojej babci był dla mnie takim szokiem, że musiałam sobie zrobić przerwę. Nie byłam w stanie dalej zmieniać pieluchy. Babcia miała ranę wielkości brzoskwini, to odleżyna czwartego stopnia, gdzie widać połączenia mięśni i prawie widać kość. Na niej położone były gazy, a to wszystko było zaklejone plastrem. Gdzie na pergaminowej skórze u człowieka przyklejenie plastra jest prawie jednoznaczne z tym, że po usunięciu odejdzie ze skórą – denerwuje się Ewa Misiakiewicz.
Mózg zapomina jak jeść
Pani Danuta zajmuje się od 20 lat opieką nad starszymi osobami. Pracuje w hospicjum domowym. Pokazaliśmy jej zdjęcia pani Urszuli zrobione przez rodzinę tuż po zabraniu jej z domu opieki.
- Kiedy mamy do czynienia z pacjentami z chorobą Alzhaimera musimy wybiegać myślą na przód. Zawsze jest taki moment, że pacjent przestaje jeść i pić. Mózg zapomina jak to się robi. Dopóki pacjent żyje powinien być odżywiany inną drogą niż droga pokarmowa. Albo zakłada się pacjentowi sondę, albo zakłada się pacjentowi żywienie przez PEG do żołądka – wylicza Danuta Cerbst z Hospicjum Domowego im. Cicely Saunders.
„Najwyższe standardy”
Rodzina pani Urszuli szukała dobrego prywatnego domu opieki. Wybrali ośrodek pod Warszawą. Przekonało ich to, że ta placówka ogłaszała się jako pielęgniarski dom opieki.
- Oddaliśmy ją z nadzieją, że ten ostatni okres, okres umierania będzie zgodnie z nazwą paliatywny, bez bólu. Liczyliśmy na profesjonalną opiekę – podkreśla Danuta Alekso-Grabińska.
Bliskich pani Urszuli zapewniano, że placówka spełnia najwyższe standardy i zapewnia profesjonalną opiekę pielęgniarską.
Postanowiliśmy sprawdzić, jak rzeczywiście wygląda opieka, w tym domu. Zaskoczyła nas mała liczba personelu.
Usłyszeliśmy, że 18 pensjonariuszami opiekuje się jedna pielęgniarka i jedna opiekunka.
- Na pewno jest to stanowczo za mało, myślę, że robi się tak ze względów oszczędnościowych – sugeruje Danuta Cerbst.
Według standardów w tym domu opieki powinno być zatrudnionych sześć pielęgniarek.
„Wyjątkowo wstrząsająca sprawa”
Właściciel domu opieki nie chciał z nami rozmawiać, jedynie zarzucił Danucie Alekso-Grabińskiej, że odwiedziła babcię tylko dwa razy.
- Mieszkam 1200 kilometrów od tego miejsca. Byliśmy w kontakcie telefonicznym i udzielano mi fałszywych informacji, że babci stan zdrowia się nie zmienia. Babcię na miejscu odwiedzała rodzina, z którą jestem w kontakcie - mówi Alekso-Grabińska.
Właściciel domu opieki będzie musiał wyjaśnić, co się wydarzyło w jego placówce przed pracownikami urzędu wojewódzkiego, sprawującymi nadzór nad takimi ośrodkami.
- To wyjątkowo wstrząsająca sprawa. Skarga, która wpłynęła poruszyła nasz wydział. Podjęłyśmy natychmiastowe działania. Tę sprawę traktujemy priorytetowo – zapewnia Anna Olszewska, dyrektor Wydziału Polityki Społecznej Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego.
- Z naszej strony podejmiemy wszystkie możliwe kroki, które posiada urząd, żeby podjąć interwencję w tej placówce. To szokujący przypadek. Nasze działania będą pilne i intensywne – dodaje Ewa Filipowicz, rzecznik prasowa wojewody mazowieckiego.
- Nie powinien istnieć ani ten, ani żaden inny dom opieki, który nie pomaga pacjentom, tylko ich poniża, męczy i próbuje odebrać życie w bestialski sposób pozbawiając ich jedzenia i picia. Nie powinien istnieć żaden dom, w którym pracują ludzie, którzy nie mają empatii – kwituje Alekso-Grabińska.
Pani Urszulka po wyjściu z domu opieki czuje się coraz lepiej. Przytyła też sześć kilogramów.