Pani Dorota jest polonistką i filozofem w jednej z toruńskich szkół podstawowych. Jej kłopoty w pracy zaczęły się po tym, gdy w czasie nauki zdalnej z uczniami szóstej klasy poruszyła temat depresji.
- Tę lekcję narzucił mi program nauczania i podręcznik – zapewnia Dorota Olszewska-Sioma. I opowiada: - Omawialiśmy tekst, który dotyczył anoreksji. Postanowiłam zrobić z dzieciakami ćwiczenie redakcyjne, żeby napisały podobny reportaż, kierując się wzorem, który jest w podręczniku. Wzorem tekstu o anoreksji, miały napisać reportaż o innym ważnym dla nich problemie. Depresja wypłynęła, jako ten główny problem. Być może, dlatego, że wówczas bardzo dużo się mówiło w mediach o problemie depresji nastolatków, zamkniętych w domach w czasie zdalnej edukacji.
Zawieszenie
Zgodnie z poleceniem nauczycielki uczniowie napisali reportaże na temat depresji. Niespodziewanie trzy miesiące później pani Dorota została zawieszona w czynnościach nauczyciela.
- Pojawiła się u mnie wychowawczyni, która mi powiedziała, że dyrektor wziął ją na rozmowę i powiedział, że dowiedział się od jednej z matek, że dziecko samookaleczyło się po mojej lekcji o depresji. I zaproponował mi takie rozwiązanie problemu, że jeżeli jutro o 8 rano pan dyrektor dostanie moje zwolnienie z pracy za porozumieniem stron, to nie będzie sprawy. Jeżeli tego nie przyniosę, to prokurator zajmie się moją lekcją i tym wszystkim, co zrobiłam – przywołuje Olszewska-Sioma.
Dyrektor szkoły powiadomił policję i zawiesił panią Dorotę. Decyzję uzasadnił narażeniem zdrowia psychicznego i fizycznego uczniów. Jednak komisja dyscyplinarna dla nauczycieli przy wojewodzie kujawsko-pomorskim uchyliła zawieszenie. Natomiast do szkoły przyszli wizytatorzy z kuratorium.
- Kontrola wykazała szereg uchybień ze strony dyrektora dotyczących jego postępowania. Nie stwierdzono żadnych uchybień, jeżeli chodzi o samo działanie nauczycielki - mówi Marek Gralik, kujawsko-pomorski kurator oświaty. I dodaje: - Okazuje się 13 września policja wydała postanowienie o odmowie wszczęcia dochodzenia z uwagi na brak wniosku o ściganie pochodzącego od osoby uprawnionej, czyli rodziców. Rodzice nie skarżą się, więc policja nie podejmuje żadnych działań.
Jak udało nam się ustalić rodzice dzieci, które rzekomo miały się samookaleczać po lekcji o depresji, odmówili złożenia na policji zeznań obciążających nauczycielkę. Jednak pani Dorota wciąż jest zawieszona, ponieważ dyrektor szkoły napisał do Odwoławczej Komisji Dyscyplinarnej działającej przy ministrze edukacji, a ta - podtrzymała zawieszenie nauczycielki. Nikt z przedstawicieli ministerstwa nie chciał z nami o tym porozmawiać przed kamerą.
- W tej szkole pracowałam 24 lata. Jest mi ciężko, ale mam bardzo dużą pomoc ze strony lekarza psychiatry, który czuwa nade mną. Kiedy jest źle, dostaję jakąś inną kombinację leków, która mi pomaga – mówi Olszewska-Sioma.
Zapytaliśmy psychologa szkolnego, który pracował w placówce trzy lata, czy widzi związek między osobistymi problemami tych dzieci, a jakimiś negatywnymi skutkami przeprowadzonej lekcji?
- W mojej ocenie absolutnie nie. Nie ma nawet takiej możliwości, żeby dzieci, które usłyszały coś na temat depresji miały, albo wykazywały zachowania autodestrukcyjne. Nigdy z czymś takim się nie spotkałem - podkreśla Tomasz Kliś, były psycholog szkolny.
Związek
Nauczycielka twierdzi, że lekcja o depresji była tylko pretekstem dla dyrektora, który chciał się jej pozbyć za to, że założyła w szkole związek zawodowy.
- Pan dyrektor, nawet publicznie na radzie pedagogicznej, apelował do mnie, abym zwolniła się z pracy, dlatego, że zawiązałam związek zawodowy w szkole, który według jego opinii ma go zniszczyć – mówi pani Dorota.
Na lokalnym portalu artykuł na temat konfliktów w szkole napisał mąż pani Doroty - historyk literatury i wykładowca akademicki.
- Jestem z tą szkołą związany podwójnie, bo mam też dziecko w siódmej klasie. Od mniej więcej roku, każdy, kto nie zgadza się z dyrektorem w istotnych sprawach tej szkoły, jest pomawiany o to, że szkodzi tej szkole, szkodzi dzieciom i dyrektorowi. Dużym problemem tej szkoły jest zatarcie granicy między prywatnym interesem dyrektora, a dobrem dzieci i dobrem szkoły – mówi prof. Radosław Sioma z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu.
„Wezwał policję na matkę”
Dyrektora szkoły negatywnie ocenia ojciec jednej z byłych uczennic, który przez 4 lata działał w radzie rodziców.
- Jedna z mam chciała wejść do szkoły, to dyrektor powiedział, że nie będzie spotykał się z tą mamą, a jak nalegała i chciała wejść, to wezwał na nią policję – przywołuje Piotr Jarosiński, były przewodniczący rady rodziców. I dodaje: - Jak się wchodzi do dyrektora, to trzeba mieć włączony telefon na nagrywanie, bo można wyjść i potem się dowiedzieć, że ktoś kogoś oskarżał, albo krzyczał na dyrektora, albo jakieś inne absurdalne tezy, które w ogóle nie miały miejsca.
Jak zarządzana jest szkoła i dlaczego nauczycielka jest wciąż zawieszona - o to chcieliśmy zapytać dyrektora. Usłyszeliśmy jednak, że dyrektor nie będzie udzielał żadnych informacji.
„Mogę tylko ubolewać”
Rok temu w szkole wybuchł konflikt dyrektora z rodzicami uczniów najstarszych klas. Jak twierdzi jedna z matek, która z tego powodu przeniosła syna do innej szkoły, dyrektor nie uprzedził rodziców, że zdecydował o podziale dzieci na grupy - na lekcjach matematyki i języka polskiego.
- Była grupa najlepszych, średnich i najsłabszych. Nie było równego dostępu do nauki. Tak uważam i tak napisałam w piśmie, w którym wypisywałam syna, tłumacząc, dlaczego to robię – uzasadnia Ivetta Lach, matka byłego ucznia szkoły.
- Próbowałam na temat podziału porozmawiać z dyrektorem, ale nie dopuszczono mnie do niego – dodaje Lach.
Dopiero po kontroli z kuratorium, podział uczniów na grupy został zniesiony.
Sekretariat szkoły przysłał do naszej redakcji list podpisany przez 40 nauczycieli, którzy bronią dyrektora i twierdzą, że to on był ofiarą mobbingu. O to, co dzieje się w placówce oświatowej prowadzonej przez urząd miasta, zapytaliśmy wiceprezydenta Torunia. Rozmawialiśmy także w kontekście nagrań z rady pedagogicznej.
- Mogę tylko ubolewać, że w taki sposób dyrektor rozmawia z rada pedagogiczną – oświadczył Zbigniew Fiderewicz.
Przywołaliśmy opinię pani Doroty, która uważa, że została zawieszona nie za lekcję, tylko za założenie związku zawodowego.
- Trudno nam udowodnić, że dyrektor tak myśli. Tylko dyrektor może odpowiedzieć, co było powodem. Może dyrektor nie odrobił lekcji i nie zna ustawy o związkach zawodowych – mówi Fiderewicz.
Czy dyrektor placówki dalej powinien nią kierować?
- To trudne pytanie. Nie jest łatwo odwołać dyrektora, zawiesić dyrektora. Albo sam zrezygnuje, albo musi być skazany prawomocnym wyrokiem sądu – wskazuję wiceprezydent.
- Lekcja była zgodna z podstawa programową, była oparta na podręczniku szkolnym. Dyrektor wykorzystał jakieś problemy uczniów do tego, żeby rozgrywać swoje prywatne animozje – kwituje pani Dorota.