Na wszelki wypadek sąd zabrał dziecko

TVN UWAGA! 136586
Zbigniew Lisiecki jest jedną z niewielu osób w Polsce, które otwarcie mówią, że chorują na schizofrenię. Przyznanie się do choroby okazało się jednak zgubne dla pana Zbigniewa, gdy na świat przyszedł jego syn a żona, także cierpiąca na chorobę psychiczną, doznała szoku poporodowego. Rodziną zainteresował się sąd, który umieścił ich synka w domu dziecka.

- To nie była łatwa decyzja ze względu na chorobę. Ale chcieliśmy mieć dziecko. Jesteśmy małżeństwem. Kochamy się – mówi Zbigniew Lisiecki. Kilka dni po przyjściu na świat Stasia, u cierpiącej na schizofrenię matki, choroba nasiliła się. Pan Zbigniew był zmuszony wezwać na pomoc policję. - Policjanci otrzymali bardzo lakoniczną informację. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce zastali dwoje dorosłych ludzi i dziecko. Trudno było nawiązać z nimi kontakt, dlatego poprosiliśmy o pomoc lekarza. Przyjechała karetka – mówi Marcin Szyndler, Komenda Stołeczna Policji. - Moja żona gorzej się poczuła. I to na pewno były te trudności około porodowe, które się do tego dołożyły. Pogotowie zabrało żonę. Nie zgodzili się, żebym sam został z dzieckiem w mieszkaniu. Pojechałem do szpitala w najlepszej wierze, że otrzymam pomoc, wsparcie. Ale nie spodziewałem się, że coś mi tam grozi – powiedział Zbigniew Lisiecki Pan Zbigniew trafił z kilkudniowym Stasiem do szpitala dziecięcego przy ulicy Niekłańskiej. Podczas wywiadu powiedział, że kilka lat temu leczył się na schizofrenię. Lekarze, obawiając się, że może stanowić zagrożenie dla dziecka, powiadomili sąd rodzinny, by zdecydował czy rodzice mogą się opiekować dzieckiem. - Sąd po otrzymaniu informacji ze szpitala uznał, że w tej sytuacji dobro małoletniego jest zagrożone. Fakt choroby psychicznej obojga rodziców, był jedną z przesłanek, którą sąd brał pod uwagę oceniając czy są zdolni do opieki. Nie ma możliwości, żeby sąd przeprowadzał jakieś postępowania wyjaśniające, dowodowe, a dopiero później podejmował decyzję czy to dziecko tymczasowo rodzicom odebrać - mówi Marcin Łochowski, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego Warszawa-Praga. Decyzja o odebraniu dziecka była dla pana Zbyszka nie do przyjęcia. Na własną rękę zbierał opinie potwierdzające, że jest w stanie opiekować się synkiem. Wysyłał je do sądu i zamieszczał na stronie internetowej, którą założył, by wspierać chorych na schizofrenię. On sam zachorował prawie 20 lat temu. Teraz udało mu się opanować chorobę. Kilka lat temu, jako jedna z niewielu osób, postanowił otwarcie mówić o swoich zmaganiach ze schizofrenią. - Pan Zbigniew nauczył się rozpoznawać u siebie wczesne objawy choroby i kierować własną chorobą. To nie choroba kieruje nim. On potrzebuje pomocy. Ale pomocy rozsądnej pani, która przyjdzie i nauczy go jak przygotowywać mieszanki, jak odkażać butelki a nie odbierać dziecko, bo jest schizofrenikiem. On będzie bardzo dobrym ojcem. Ta rodzina da więcej miłości dziecku niż wiele innych rodzin – mówi doc. Joanna Meder, Instytut Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Sąd umieścił chłopca w domu dziecka by zapewnić mu bezpieczeństwo, ale przed podjęciem decyzji nie konsultowano się ze specjalistami na temat stanu zdrowia ojca Stasia. Przez cały czas pobytu w domu dziecka pan Zbyszek nie opuszczał synka. Pod okiem personelu uczył się pielęgnacji i karmienia. Po kilku dniach pobytu w domu dziecka u Stasia stwierdzono zapalenie dróg moczowych. Chłopiec natychmiast trafił do szpitala. Dla ojca oznaczało to, że będzie mógł spędzać z dzieckiem więcej czasu. Mimo, że od czasu umieszczenia Stasia w domu dziecka minął miesiąc, pan Zbyszek wciąż zbiera opinie przyjaciół, sąsiadów i lekarzy potwierdzające, że jego stan zdrowia pozwala mu opiekować się dzieckiem. Sąd rodzinny wyznaczył biegłego, który w ciągu miesiąca ma ocenić, czy rodzice Stasia mogą się opiekować dzieckiem. Do tego czasu Staś pozostanie w domu dziecka. Stan zdrowia mamy chłopca poprawił się i co jakiś czas korzysta z przepustek, by odwiedzać synka.

podziel się:

Pozostałe wiadomości