Waldemar K., podobnie jak jego ojciec był spawaczem. Pracował głównie w delegacjach. Z powodu braku stałej pracy nadal mieszkał w domu rodzinnym, gdzie od dłuższego czasu nasilał się konflikt z ojcem. Miał żonę i 7 letnią córkę. - Mój brat był dobrym człowiekiem, nikomu nigdy krzywdy nie zrobił. Miał dużo znajomych, był bardzo przyjazny, pomocny, mówi Joanna, siostra zamordowanego. 61-letni Józef K. od kilkunastu lat należał do związku łowieckiego. Miał pozwolenie na broń, z której strzelił do syna. Mieszkańcy wsi twierdzą, że nadużywał alkoholu i już wcześniej znęcał się nad rodziną. Problem pogłębił się, gdy przeszedł na emeryturę. - Ojciec znęcał się nad nim i jego matką. Tam cały czas dochodziło do awantur, nawet teraz w sobotę byłyśmy tam na imprezie, to w piątek podobno się odgrażał, że ich pozabija, mówi Izabela Mańciak, znajoma Waldemara K. Lokalna policja pojawiała się w domu Józefa K. od 2009 roku. Po jednej z awantur, nękana psychiczne żona zdecydowała się na założenie rodzinie niebieskiej karty. Choć policja może zarekwirować broń osobom uzależnionym od alkoholu, w tym przypadku nie stwierdzono takiej potrzeby. - Nawet w rozmowach z jego żoną, ona podkreślała, że oskarżony nigdy nie wykorzystywał broni nie zgodnie z przepisami. Żeby wystąpić o odebranie broni należy mieć podstawy, tu takich podstaw nie było, mówi asp. Paweł Petrykowski – Rzecznik Prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. O agresywnym zachowaniu myśliwego rodzina informowała jego kolegów. Żaden z nich nie zgodził się na rozmowę przed kamerą. Zgodnie twierdzą, że Józef K. polował rzadko, choć według ewidencji polowań ostatni raz wychodził do lasu ze sztucerem zaledwie miesiąc temu. - Mam żal do myśliwych z koła, którzy wiedzieli co się dzieje. Jeden z jego kolegów mówił do mojej mamy, że wie, o piekle jakie mamy w domu. Zabrali by mu broń i byłby spokój, mówi Joanna, siostra zamordowanego. Prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa, za co grozi mu dożywotnie więzienie.