Pan Andrzej po wylewie nie mówił i nie poruszał się. W stanie ciężkim, ale stabilnym trafił do domu seniora, którego właścicielka zapewniała, że właśnie takimi pacjentami się zajmuje. Mężczyzna po dwóch dniach zmarł.
Zdaniem córek pana Andrzeja w ośrodku nie przeprowadzono karmienia sondą oraz odsysania wydzieliny z oskrzeli.
- Wiedzieli jakiego pacjenta przyjmują. Ale wydaje mi się, że ośrodek nie był przygotowany na takiego pacjenta – uważa pani Elżbieta.
Córki zmarłego mężczyzny tłumaczą, że nie były świadome, że ośrodek nie ma zezwoleń na prowadzenie tego typu działalności.
Domy seniora
Dom seniora, w którym przebywał pan Andrzej, to jeden z dwóch ośrodków, które prowadzi Urszula P. Jeden znajduje się pod Warszawą a drugi na południu Polski. Placówki kiedyś działały legalnie, ale kilka lat temu, wojewoda odebrał im zezwolenie.
- Były tam tylko dwie osoby do opieki nad 12 osobami 24/h przez 7 dni w tygodniu – mówi Magdalena Bosowska z ośrodka pomocy społecznej. I dodaje: - Zaplecze żywieniowe było praktycznie zerowe. Lodówki puste, paczki mięsa po terminie, cztery jabłka i paczka parówek. Do tego spleśniała sałatka w słoiku. To nie jest ani propozycja, ani oferta na jakikolwiek obiad czy posiłek.
- Trzy osoby, które były spacyfikowane lekami, były w stanie zależnym. Zacewnikowane. Cewniki były zainfekowane, brudne prześcieradła i te osoby brudne – mówi Magdalena Bosowska.
Podwarszawski dom dalej przyjmuje seniorów
Mimo braku pozwolenia na prowadzenie domu opieki społecznej, Urszula P. zmieniła jego nazwę i pod Warszawą nadal przyjmuje seniorów. Kobieta jest lekarzem chorób wewnętrznych. Przyjmuje pacjentów w kilku przychodniach oraz prowadzi bloga medycznego. Osobiście również rozmawia z swoimi potencjalnymi klientami.
- Ja jestem jako lekarz prowadzący. Mamy kartę zleceń, są pomiary parametrów życiowych dwa razy dziennie, rano i przed kolacją. No i sobie weryfikujemy ten stan - usłyszał nasz dziennikarz, kiedy pytał o możliwość przyjęcia starszej osoby.
- Ilu jest opiekunów? – dopytywał.
- Pięciu opiekunów mam non stop w ciągu dnia, dwie, trzy na noce. Mam tu trzy osoby na noce, samych opiekunów. Dzisiaj jestem ja, jest Tereska na kuchni i jeszcze jest rehabilitant, tak że jest full - usłyszał.
Inaczej sprawę przedstawia była pracownica.
- Od początku widziałam, że jest za mało osób do opieki na noc. Często było tak, że kilka osób naraz się wybudzało. Krzyczały, płakały, miały problemy, ale nie byłam w stanie wszystkich obsłużyć, bo byłam sama – mówi Dominika Przyłęcka, która pracowała w ośrodku Urszuli P. pod Warszawą niecały miesiąc.
Kobieta odeszła z pracy, ponieważ przerażały ją warunki opieki nad seniorami.
- W zasadzie nie poproszono mnie o nic, o żadne moje doświadczenie, wystarczyło, że jestem chętna. Nie dostałam też wprowadzenia w higienę, bhp, żadne zasady. To było zmieniane na bieżąco. Nie było jasnej odpowiedzialności. Kiedy były do mnie jakieś pretensje, że nie podawałam jakiś leków, powiedziałam: „Hola, proszę o informacje, kto o jakiej godzinie jakie leki”. Brakowało środków czystości, podkładów, bielizna totalnie wymieszana. Prana z odchodami – opowiada pani Dominika.
"Nikogo nie wypłaca"
Ośrodek pod Warszawą, mimo braku zezwolenia nadal działa. Podobnie, również bez zezwolenia, działał dom seniora na południu kraju. Został on jednak zamknięty w kwietniu, kiedy to po kontroli MOPS-u, trzeba było ewakuować pensjonariuszy. Mimo tego, w ostatni czasie, pojawiły się ogłoszenia, sugerujące, że Urszula P. chce wznowić działalność.
- Nazwy są zmieniane systematycznie – mówi Ewa Kocurek-Muszyńska.
Kobieta, kilka lat temu, była kierowniczką domu seniora Urszuli P. Została zwolniona w trakcie choroby, gdy przebywała na L4. Zdaniem sądu Urszula P. do dzisiaj nie wypłaciła jej ponad 100 tysięcy złotych zaległej pensji. Wynagrodzenia nie otrzymała również Dominika Przyłęcka.
- Standardowo procedura jest taka, że właściwie nikogo nie wypłaca. Może przez miesiąc, dwa i na tym się kończy, i przy tym nazywając nas wszystkich złodziejami. A najczęściej zatrudnia na tak zwane wolontariaty – mówi Ewa Kocurek-Muszyńska.
- Pani doktor nie jest zainteresowana tym, żeby mieć fajnie prosperujący dom seniora, z fajną załogą, ona jest tylko zainteresowana pieniędzmi. To jest wszystko dla niej, nie dla ludzi – dodaje kobieta.
Cały czas pojawiają się nowe ogłoszenia na pobyt w domu seniora z całodobową opieką medyczną, rehabilitacją i wyżywieniem. Udało nam się krótko porozmawiać z doktor Urszulą P.
Reporter Uwagi! zapytał kobietę, czy ma pozwolenie na prowadzenie tego typu ośrodka.
- Jesteśmy w trakcie, ponieważ byłam hejtowana przez wspólnika, wszystkie działania prowadzone są pod kontrolą prawnika. Nie będę więcej odpowiadała na pytania – oświadczyła.
Jak do sprawy odnoszą się urzędnicy?
Jak to możliwe, że pomimo braku zezwolenia dom pod Warszawą dalej jest prowadzony?
- Mamy swobodę działalności gospodarczej. I firmy prywatne mogą zakładać i prowadzić tego typu działalność. Jeżeli te osoby zawierają umowy cywilno-prawne z tą panią, to mają możliwość sprawdzenia w rejestrze, czy taka spółka jest wpisana czy nie jest – mówi Joanna Bachanek z Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego.
- Nawet ta nielegalnie prowadzona działalność też podlega kontrolom, niezapowiedzianym. Kontrolujemy i została nałożona kara finansowa za nielegalnie prowadzoną działalność – dodaje rzeczniczka.
Kara to 20 tysięcy złotych, jednak do tej pory, nie została ona wyegzekwowana. Placówka działa nadal a poszkodowanych, zarówno rodzin jak i pracowników, przybywa.
Odcinek 7523 i inne reportaże Uwagi! można oglądać na player.pl
Autor: wg
Reporter: Marcin Jakóbczyk