O tym, że mężczyzna maniakalnie zbiera śmieci wiedziała administracja budynku, policja oraz opieka społeczna. A w życiu jego sąsiadów nie zmieniało się nic: codziennie znajdowali robaki, które rozpleniły się po bloku i musieli znosić okrutny fetor. Zdesperowani wysłali list do redakcji UWAGI!. Po kilku dniach odwiedziła ich nasza reporterka. Na klatce schodowej czekało na nią kilkunastu mieszkańców.
- Wczoraj nazbierałam trakcie piętnastu minut te robaki. Są jeszcze żywe – mówi Irena Budzińska i pokazuje słoik, w którym faktycznie porusza się jeszcze kilka prusaków.
- Mówię mu: „Posprzątaj, bo robaki chodzą”. A sąsiad na to: „To dobrze” – relacjonuje próby komunikacji z sąsiadem inna lokatorka.
– Siedzimy, jak na beczce prochu. Najbardziej się boję, żeby to mieszkanie nie poszło z dymem, bo on nocami robi skręty z gazet – mówi pani Irena.
Kiedy sprawą zainteresowała się nasza redakcja, wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie. W bloku pojawili się przedstawiciele administracji, którzy zaoferowali, że pomogą „uprzątnąć dom”. Po dłuższych namowach matka uciążliwego lokatora wyraziła na to zgodę. Kiedy otworzyło drzwi okazało się, że słowo „uprzątnąć” jest daleko nieadekwatne. Śmieci było tak ogromnie dużo, że praktycznie uniemożliwiały wejście do mieszkania! Jak tłumaczyli sąsiedzi - by dostać się do środka - mężczyzna musiał trzymać się futryn i dosłownie przeskakiwać nad stertą śmieci. Było tam wszystko: stare dywany, kosiarka czy bajki dla dzieci. Z mieszkania wyniesiono sześć kontenerów! W międzyczasie pojawił się też sam mieszkaniec lokalu.
– Muszę coś kupić – rzucił tylko zbiegając ze schodów.
O tym, że mężczyzna zbiera śmieci pracownicy opieki społecznej dowiedzieli się już prawie roku temu. Jednak, jak tłumaczą, przez ostatnie kilka miesięcy nie wiedzieli, co działo się w mieszkaniu. Wszystko dlatego, że matka mężczyzny unikała spotkania z nimi.
– Syn zaczął to zbierać, bo powiedział, że nic nie ma – mówi matka lokatora, Krystyna Wiśniewska. Kobieta opowiada, że problemy syna zaczęły się po powrocie z wojska.
- Jego żona wystąpiła wtedy o rozwód. Syn przeżył to strasznie. To wtedy zabrali go do szpitala psychiatrycznego – wspomina.
Kobieta bardzo długo mieszkała z synem. Wyprowadziła się dopiero niedawno, bo – jak przyznaje – nie potrafiła się z nim porozumieć.
Po oczyszczeniu mieszkania, przeprowadzono w nim dezynsekcję przy użyciu bardzo silnych środków chemicznych. Nawet to nie powstrzymało jednak mężczyzny przed powrotem do lokalu. Z objawami zatrucia został przewieziony do szpitala. Po zakończeniu leczenia ma jednak wrócić do domu. Sąsiedzi nie mają wątpliwości: znoszenie śmieci zacznie się wówczas od nowa.
Prezes SM Muranów, Tadeusz Chaciński obiecał lokatorom podjęcie stanowczych działań:
- Będziemy zmuszeni wystąpić do sądu o eksmisję – zadeklarował przy kamerach UWAGI!Po czym sam zaznaczył, że nie jest w stanie określić, jak długo będzie trzeba czekać na efekty.
- Nie mogę obiecać, że to potrwa pół roku czy rok. Takie sytuacje czasem ciągną się latami – stwierdza pan prezes.
- Nikt już nie może nam pomóc – kwitują sprawę załamani mieszkańcy bloku.